Ewa Ziółkowska, Bronisław Brylski, Jan Dziemdziora, Szymon Miazek, Katarzyna Gletkier, Tomasz Sokalski i Krzysztof Kozłowski złożyli w piątek wniosek o zwołanie sesji nadzwyczajnej. Chcą odwołać Mariana Błaszczyńskiego z funkcji przewodniczącego Rady.
Czym uzasadniają swoją decyzję? Przewodniczącemu zarzucają, że kierując obradami Rady, opozycję traktuje jak radnych drugiej kategorii, często nie dopuszczając ich do głosu. Za dowód podają incydent, do którego doszło podczas majowej sesji, kiedy to Błaszczyński nie polecił pracownikom Biura Rady, aby poprosili na salę obrad radnych opozycyjnych, którzy stali przed budynkiem Urzędu (przewodniczący wówczas sam zarządził przerwę, ale nie wszyscy radni zdążyli z niej powrócić). Wtedy właśnie, kiedy na sali pozostało tylko 12 radnych prezydenckiej koalicji, przegłosowano (bez dyskusji, pytań i i uwag) kilka ważnych uchwał. - Przewodniczący nie może izolować niektórych radnych, nie może im przerywać, oceniać, traktować w sposób stronniczy. Celowo blokuje nasze projekty uchwał. Każdy radny zobowiązany jest kierować się dobrem wspólnoty samorządowej, a przewodniczący nam to uniemożliwia, blokując nasz głos, a przecież wszyscy mają prawo artykułować potrzeby mieszkańców - mówi jeden z radnych, który podpisał się pod wnioskiem.
Sesja powinna zostać zwołania w ciągu 7 dni od momentu złożenia wniosku (28 czerwca). O próbie odwołania przewodniczącego w środowiskach opozycyjnych mówiło się już od dawna, jak dotąd radnych powstrzymywała... matematyka. Jak mówi się w kuluarach, radni Platformy Obywatelskiej głosują “jak wiatr zawieje”, więc na ich głosy opozycja nie liczy. Z kolei radny klubu RiG Marek Konieczko – jak wskazują wyniki ostatnich głosowań – wspiera prezydencką koalicję. Opozycja nadal pozostaje więc w mniejszości. Na co więc liczy “siódemka”, która złożyła wniosek? Może jedynie na pstryczek w nos przewodniczącego.
as