Sejmowa podkomisja nadzwyczajna ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa po raz kolejny opiniowała poprawki zgłoszone do projektu nowelizacji ustawy o organizmach genetycznie modyfikowanych. Według wiceministra środowiska Janusza Ostapiuka, projekt ustawy w żaden sposób nie wiąże się z tzw. uwolnieniem GMO do środowiska. Zmiany wynikają wyłącznie z z wyroku Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, który orzekł, że Polska nie dopełniła części zobowiązań wynikających z wprowadzenia w życie unijnej dyrektywy z 2009 r. dotyczącej ograniczonego stosowania GMO.
Innego zdania jest jednak opozycja. Posłowie PiS-u postulowali za przerwaniem obrad. Bezskutecznie. Poza tym podkomisja negatywnie odniosła się do wszystkich poprawek zgłoszonych przez posłów tej partii. Jakie zatem zmiany kryje nowelizacja? Zmienia przede wszystkim terminologię kluczowych nazw określających podstawowe zagrożenia ze strony GMO. Dotyczy to między innymi definicji tzw. „awarii czy „zamierzonego uwolnienia” oraz „wprowadzenia do obrotu” organizmów genetycznie modyfikowanych. Według przeciwników te z pozoru niewielkie zmiany niosą za sobą poważne konsekwencje. - Taki zapis praktycznie otwiera Polskę na stosowanie GMO w tzw. użyciu otwartym, a więc w uprawach rolnych, a więc i tych, które wiążą się ze skażeniem środowiska naturalnego- uważa Paweł Połaniecki ze Stowarzyszenia Polska Wolna od GMO. Z kolei posłowie PiS-u głośno zadają pytanie. - Dlaczego nie ma konsultacji społecznych?- pyta się poseł Henryk Kowalczyk - Po raz kolejny, tym razem od kuchni, rząd stara się wprowadzać GMO. Ja się temu bardzo dziwie, bo mamy nadwyżkę produkcyjną zbóż. Rozpoczęliśmy program promocji, wspierania uprawy roślin wysokobiałkowych, który rozwija się znakomicie. Można tymi roślinami wysokobiałkowymi skutecznie zastąpić soję GMO, bo to właściwie tu leży ten problem. Wprowadzanie teraz w tym momencie GMO jest absolutnie nie na miejscu i dziwię się rządowi, że taką próbę dokonuje- kończy poseł Kowalczyk.
Kto w tej całej batalii ma rację i dlaczego akurat teraz dochodzi do debaty o GMO?
Dla przeciwników GMO termin nie jest przypadkowy. W letnim okresie mało kto koncentruje się na bieżących wydarzeniach politycznych, a sami politycy myślami są już na wakacjach. - Nie dopuścimy do tego, by całe nasze wieloletnie działania praktycznie skończyły się na niczym, będziemy protestować do skutku - tłumaczy Paweł Połaniecki. Wtóruje mu poseł Henryk Kowalczyk: - Trzymam kciuki za protestujących. Kiedy nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze. Przy GMO są duże naciski zachodnich firm, głównie amerykańskich by uzależnić uprawę od nich. Później to uzależnienie uprawy będzie związane z uzależnieniem ich środków ochrony roślin. Nie będziemy korzystali z naszych rodzimych odmian ochrony roślin tylko od tych zagranicznych - kończy poseł.
Swoje argumenty w tej sprawie ma także posłanka Dorota Niedziela z Platformy Obywatelskiej: Przecież jest logiczne, że jeżeli nie wykonamy zaleceń na które zwrócił nam uwagę Trybunał Sprawiedliwości to w następnej rozprawie Polska zostanie ukarana. Czy właśnie do tego dążymy? - pyta retorycznie posłanka PO.
Zgodnie z aktualnym stanem prawym, w Polsce zabroniona jest sprzedaż nasion GMO. Jedyną w Polsce rośliną modyfikowaną genetycznie była dotąd kukurydza MON 810, jednak na początku roku 2013 rząd wprowadził zakaz jej uprawy.
Źródło: tvr24.pl
