Początki, jak to początki, były trudne. Kamil, aby móc trenować także jesienią czy zimą musiał dojeżdżać na treningi do Łodzi i Pabianic. Często w godzinach wieczornych, co pewnie niespecjalnie podobało się nauczycielom. Wiele zmieniło się dzięki hali balonowej, którą w Piotrkowie w końcu postawiono, a o której nie może zapomnieć np. prokuratura. Ale to temat na inny tekst. W hali treningi z przyszłym zwycięzcą juniorskiego debla w US Open prowadził Maciej Wściubiak. - Od kilku lat wreszcie możemy mówić o bazie w rodzinnym mieście. Co prawda w innych takich hal jest więcej, ale nie narzekajmy - ważne, że mamy gdzie trenować.
Co nie oznacza, że nasz młody tenisista nie jest zmuszony do częstych wycieczek autobusowych do Łodzi. Tam zajęcia prowadzi z nim trener od przygotowania fizycznego. Ten sam, który zajmuje się polską męską rakietą nr 1 Jerzym Janowiczem. Kamil często trenuje też w Sopocie, co oczywiście wiąże się z częstymi wyjazdami z rodzinnego miasta. - Początki oczywiście były trudne, konieczne były wyrzeczenia, związane zwłaszcza z wyjazdami, ale daliśmy radę - mówi Wściubiak, który nie lubi słowa "gwiazda" w odniesieniu do swojego podopiecznego. - To na razie "nadzieja". "Nadzieja" nie tylko piotrkowskiego, ale całego polskiego tenisa.
Gwiazdą nie czuje się też najlepszy siatkarz, jaki urodził się w Piotrkowie. - Nie czuję się nią i nie przepadam za tym słowem - twierdzi Michał Bąkiewicz. - Zawsze podkreślam, ile zawdzięczam mojemu nauczycielowi wuefu - Antoniemu Szczepkowskiemu, dzięki któremu zostałem siatkarzem. Gdyby nie jego dobra wola, a może nawet upór, nie wiem, czy postawiłbym na siatkówkę.
Michał miał do wyboru piłkę nożną i siatkową. Właśnie dzięki swojemu nauczycielowi wybrał tę drugą i nie żałuje. - Chyba w siatkówce osiągnąłem więcej niż osiągnąłbym w futbolu - uważa. - Teraz sam uczę innych. Mam nadzieję, że dzięki szkółce Bąku Volley młodzi będą mieli łatwiejszy start do poważniejszej kariery sportowej.
Michał łatwo nie miał. W Piotrkowie nie działał profesjonalny klub siatkarski. Zresztą ten stan rzeczy utrzymuje się do dziś. Aby kontynuować karierę wyjechał. Najpierw do Rzeszowa, a potem do Częstochowy, Bełchatowa i Olsztyna. To w klubach z najwyższej klasy rozgrywkowej rozwinął się na tyle, że nie tylko 205 razy zagrał w narodowej reprezentacji, z którą został wicemistrzem świata i mistrzem Europy. Został też wielokrotnym mistrzem Polski, zdobył puchar kraju, był klubowym wicemistrzem globu ze Skrą Bełchatów. Dziś znów gra w AZS Częstochowa.
A gdzie by grał, gdyby z Piotrkowa w pewnym momencie nie wyjechał?
M