W piotrkowskich szpitalach pracuje 23 lekarzy rezydentów: 20 w Samodzielnym Szpitalu Wojewódzkim im. Mikołaja Kopernika i 3 w Powiatowym Zespole Opieki Zdrowotnej.
Bez taryfy ulgowej
Praca rezydenta tak naprawdę w żaden sposób nie różni się od pracy specjalisty. Podczas dyżurów, które zazwyczaj pełnią rezydenci, mają obowiązek całkowitego zabezpieczenia medycznego w ramach szpitala. Młody lekarz musi samodzielnie podejmować nawet najważniejsze decyzje, od których zależy życie pacjenta. - Nie mamy żadnej taryfy ulgowej tylko z tego powodu, że nie mamy jeszcze tytułu specjalisty - mówi Paweł Szymczyk, lekarz rezydent V roku specjalizacji z kardiologii, który pracuje w Samodzielnym Szpitalu Wojewódzkim im. Mikołaja Kopernika w Piotrkowie. W ciągu miesiąca nasz rozmówca spędza w pracy od 210 do 240 godzin. Biorąc pod uwagę zakres obowiązków i czas pracy, wynagrodzenie rezydenta jest nie najlepsze. Ponadto skarżą się na brak lekarzy specjalistów i nieuczciwą sytuację, w której specjaliści rezygnują z dyżurów na rzecz pracy poza szpitalem, a jak wiadomo są one najbardziej obciążającą częścią praktyki lekarskiej. W związku z tym, zdecydowana większość dyżurów spoczywa na rezydentach. - Trzeba uświadomić społeczeństwo, że rezydent nie jest asystentem specjalisty, który pomaga mu w pracy. Ja zacząłem dyżurować bardzo szybko, bo pół roku po rozpoczęciu pracy. Gdy zaczynałem, dyżury były jednoosobowe, więc byłem jedynym lekarzem, który ma kompetencje diagnostyki i terapii kardiologicznej na cały okręg byłego województwa piotrkowskiego. Musiałem odpowiadać za cały oddział, nowe skierowania, konsultacje w izbie przyjęć i innych oddziałach, i wszystko to godzić - tłumaczy Paweł Szymczyk. Dla młodych lekarzy jest to trudne przeżycie, wynikające z braku doświadczenia. - Nadrabiamy to dużą dawką emocji i stresu, a to odczuwamy dopiero na drugi dzień. Nie chodzi tu o brak snu. Ładunek przeżyć i emocji jest ogromnym obciążeniem - dodaje nasz rozmówca.
Poziom europejski nam nie grozi
Jednym z głównych postulatów głoszonych przez rezydentów jest zwiększenie nakładów finansowych na służbę zdrowia. Jak podkreślają, bez tego nie ma mowy o świadczeniu usług medycznych na poziomie europejskim. W porównaniu do innych krajów, szpitale nadal wyposażone są w przestarzały sprzęt, co niestety odbija się na pacjentach. - To tak jakby jednemu kierowcy dać kiepski samochód, drugiemu sportowy i kazać im się ścigać. Tak wypadamy w tym porównaniu. Oczywiście, że dużo zależy od kierowcy, ale sprzęt też jest ważny. W kardiologii jakość obrazowania ma wręcz spektakularne znaczenie i często przesądza o dalszym rokowaniu pacjenta - wyjaśnia Paweł Szymczyk. Druga kwestia to brak poradni specjalistycznych. Pacjenci, którzy mają problem kardiologiczny, ale nie wymagają hospitalizacji i tak przychodzą na oddział albo na SOR i tam oczekują pomocy. W takich sytuacjach powinni udać się do takiej poradni. Do tego dochodzi jeszcze kwestia odległych terminów. - Dla pacjenta jest to szokujące, a dla nas mocno niewygodne. Bulwersuje mnie, że wszystkie zaniedbania w służbie zdrowia sprowadzają się do tego, że potem rezydent musi przekazywać pacjentowi, że nie ma możliwości przyjęcia pacjenta, bo już leżą nawet na korytarzach - tłumaczy nasz rozmówca. Jeśli chodzi o kardiologię, w Piotrkowie ten problem jest zauważalny, ponieważ oddział w Powiatowym Zespole Opieki Zdrowotnej jest zamknięty, a jak wiadomo pacjentów nie ubywa.
Wyjście z impasu
Zdaniem naszego rozmówcy należy przeanalizować potrzeby zdrowotne społeczeństwa i znaleźć na to receptę, zwłaszcza finansową. Ponadto trzeba też ustalić pewne standardy. Jak mówi Paweł Szymczyk, w niektórych klinikach lekarz zajmuje się dwoma pacjentami, a są też szpitale, w których na jednego lekarza przypada kilkunastu. Nietrudno zauważyć, że to nie pozwoli utrzymać jednolitego standardu usług. Podobny problem dotyczy pielęgniarek. W pośpiechu zajmują się wieloma pacjentami, karmią i przebierają ich, a w międzyczasie wydają leki i poświęcają czas na biurokrację. Zauważalny jest też brak ciągłości opieki nad pacjentem. - Zdarzają się sytuacje, że pacjent pyta się o lekarza prowadzącego, bo codziennie zajmował się nim ktoś inny. Nie powinno tak być. Wiem sam po sobie, że prowadząc pacjenta trzeci dzień, poznałem go na tyle dobrze, że potrafię bez problemu ocenić czy czuje się on lepiej lub gorzej. Obecnie wygląda to tak, jakbyśmy zatracili sens medycyny - mówi Paweł Szymczyk.
Rezydenci z Piotrkowa dołączą do protestu?
W ubiegłym tygodniu do medyków z Warszawy dołączyli rezydenci ze szpitala im. Barlickiego w Łodzi. Czy zamierzają się przyłączyć także ci z Piotrkowa? - Biorąc jako przykład oddział kardiologiczny, nas jest tak mało, że ewidentnie odbiłoby się to na pacjentach. Jeżeli miałbym kilkunastu pacjentów, a ja bym się położył i protestował, to musiałby przejąć ich ktoś inny. Przecież nie na tym ma polegać ten protest - kwituje Paweł Szymczyk.