Z rocznego urlopu zdrowotnego korzysta w Polsce rocznie 15 tysięcy osób. Jak pod tym względem wygląda sytuacja w naszym mieście? Z danych Urzędu Miasta wynika, że z urlopu na poratowanie zdrowia skorzystało:
w 2010 r. - 50 osób,
w 2011 r. - 57 osób,
w 2011/12 r. - 37 osób - stan na (1 września).
- Stan ten może zmienić się z dnia na dzień, bowiem nauczyciel ma prawo wystąpić o urlop w każdym momencie. Nauczyciela, który korzysta z urlopu, zastępuje nauczyciel, z którym podpisana jest umowa na zastępstwo na czas określony - informuje Elżbieta Jarszak, koordynator Zespołu Rzecznika Prasowego Prezydenta Miasta.
Koszty zatrudniania nauczycieli na zastępstwo na czas określony to:
- w 2010 - ok. 1 mln zł,
- w 2011 - ok. 1.170 tys.
- 37 osób w tym roku szkolnym kosztuje ok. 1 mln zł. Koszty są coraz większe, bo wynikają ze wzrostu płac nauczycieli - dodaje koordynator.
Według “Dziennika Gazety Prawnej” urlopy to dla pedagogów sposób na przeczekanie trudnego czasu związanego z niżem demograficznym. Z informacji zebranych przez “DGP” od dyrektorów szkół wynika, że nauczyciele idą urlop, bo np. pozwala im to uniknąć zwolnienia. Inni w tym czasie wyjeżdżają dorobić za granicę lub przedłużają sobie w ten sposób urlop macierzyński.
- To specyficzny zawód, szalenie trudny, w którym kondycja zarówno fizyczna, jak i psychiczna jest bardzo ważna. Dlatego właśnie kiedyś ustawodawca zapisał taką możliwość, aby nauczyciel mógł skorzystać z urlopu dla poratowania zdrowia. Najczęściej powodem jest po prostu “zmęczenie materiału”. Nauczyciel pracuje sobą, to jego jedyne narzędzie pracy. Ten materiał się męczy i trzeba dać mu odpocząć - twierdzi Ewa Ziółkowska, szefowa Związku Nauczycielstwa Polskiego w Piotrkowie.
Radna i szefowa związkowców zdaje sobie sprawę z wydźwięku tego tematu - w oświacie bieda, a nauczyciele... żyją sobie jak pączki w maśle. Według Ziółkowskiej to jednak element nagonki na nauczycieli. - W kraju jest biednie, coraz mniej ludzi ma pracę, coraz więcej osób boryka się z trudami życia codziennego, więc łatwo szukać tych, co do których można mieć zarzuty. 46% budżetu Piotrkowa przeznaczamy na oświatę, ale lwia cześć tej sumy, to jednak subwencja, którą otrzymujemy od państwa. To nie jest tak, że my z budżetu miasta przeznaczamy ogromne środki na oświatę i znikąd ich nie bierzemy tylko z tego, co wypracowali mieszkańcy Piotrkowa. Z informacji, jakie otrzymaliśmy od pani skarbnik wynika, że do tej oświaty dopłacamy 4 mln. Prawdą również jest to, że subwencja to nie są pieniądze znaczone, a więc mogą być wykorzystane na inne cele. Rozumiem, że w kraju jest coraz ciężej, że pewne zmiany na poziomie samorządów powinno się w oświacie wprowadzać. To oczywiście nie podlega dyskusji. Jednak nie róbmy ludziom wody z mózgu! Mówmy, że w kraju jest ciężko! Mówmy, że nie ma pieniędzy w budżecie! Mówmy, że oświata kosztuje! Mówmy, że samorządy dostają subwencję na ucznia, a nie na liczbę szkół! Tymczasem w Piotrkowie w ciągu ostatnich 5 lat ubyło nam 2 tysiące uczniów, więc o tyle tę subwencję dostajemy mniejszą. Piotrków musi więc z tą oświatą coś zrobić, ale nie wińmy za wszystko nauczycieli! - twierdzi Ziółkowska.
Roczne urlopy zdrowotne to jedno, ale ciśnienie niektórym podniosła informacja o tym, że nauczycielom przysługuje również tzw. czternastka. - Plan wydatków na oświatę i edukację wynosi w Piotrkowie ok. 129,5 mln zł. Subwencji oświatowej jeszcze nie dostaliśmy, ale z informacji prasowych wynika, że ma być obniżona. Rząd planuje zmniejszenie budżetu na oświatę o 1 do 1,5 mld. My w projekcie mamy zabezpieczone środki w ramach subwencji w kwocie prawie 98 mln zł. Ale jaka naprawdę będzie ta subwencja, dowiemy się dopiero w marcu. Koszty, które już dziś ponosimy, np. jeśli chodzi o dodatki uzupełniające dla nauczycieli (“czternastki” – przyp. red.), wynoszą 550 tys. zł, czyli do końca stycznia (bo tak nakazuje ustawa) musimy dokonać tych wyrównań dla poszczególnych grup zawodowych. Tymczasem rezerwa oświatowa, jaka jest na dziś, to 515 tys. - mówił podczas jednego z ostatnich posiedzeń Komisji Oświaty Radosław Kaczmarek, kierownik Referatu Edukacji w Urzędzie Miasta.
- Ja, pracując 30 lat, nigdy nie dostałam “czternastki”. Podkreślam, że żaden nauczyciel tak naprawdę nigdy tej “czternastki” nie dostał. To jednak wpisuje się w myśl: “Patrzcie, wszystko przez tych nauczycieli! Urlopy, “trzynastki”, “czternastki”, ferie, wakacje!” - mówi Ewa Ziółkowska.
Radna wyjaśnia, że “czternastki”, o których mowa, tak naprawdę czternastą pensją nie są, a jedynie świadczeniem wyrównawczym. - Kiedyś rząd uznał, że nie będzie negocjował z ZNP wysokości płac nauczycieli, tylko uznał, że będzie podawał rokrocznie informację o tym, ile na poszczególnych stopniach zawodowych nauczyciel powinien otrzymywać pensji. To oznacza, że co rok ukazuje się informacja, ile średnio powinien zarobić stażysta, ile nauczyciel kontraktowy, ile dyplomowany. Jeśli na poziomie gminy średnio na jeden etat w poszczególnych kategoriach stopnia awansu nauczyciel nie zarobi takiej średniej kwoty, to trzeba mu wypłacić świadczenie wyrównawcze. Są gminy, w których te świadczenia nie są wypłacane, ponieważ nauczyciele te średnie osiągają. Są też gminy, w których średniej nie osiągają np. tylko nauczyciele stażyści - wtedy tylko oni otrzymują wyrównanie za cały poprzedni rok budżetowy. Te kwoty są bardzo różne: od 100, 200, 300 zł po 1000 czy 1200 zł. Z czego to wynika? Z tego, że w ciągu roku samorząd nie podnosił żadnych dodatków (za wychowawstwo, stażowego, funkcyjnego i wszelkich innych). Te wynagrodzenia były zamrażane na rok, dwa, trzy. Tymczasem na koniec roku okazuje się, że podana przez ministra informacją o kwocie, jaką nauczyciel powinien zarabiać, jest większa. Wtedy trzeba wypłacać wyrównania.
Według Ziółkowskiej nie byłoby konieczności wyrównywania pensji nauczycielom, gdyby samorządy negocjowały ze związkowcami nauczycielskie pensje, a tym samym choć trochę podniosły wszystkie składowe wynagrodzeń. - Niestety samorządy nie mają środków finansowych i na koniec roku ratują się tym, że biorą szybki kredyt, który potem oddają, kiedy otrzymają subwencję oświatową. U nas nauczyciel dyplomowany otrzymał wyrównanie w kwocie 430 zł. Więc to jest ta cała “czternastka”. Ja jako nauczyciel dyplomowany otrzymałam 430 zł za rok 2011 świadczenia wyrównawczego, czyli tego, co niektórzy nazywają “czternastką”. Nie róbmy nagonki! A urlopy są wpisane w Kartę nauczyciela. Pewnie są sytuacje, kiedy nauczyciele ratują się w ten sposób przed utratą pracy. Wydaje mi się, że nie jest to jednak nagminne - dodaje szefowa ZNP.
AS