- Pani Madejowa wpada na komisję 2 minuty przed jej końcem, siada, przewodniczący ogłasza jej koniec, a potem pani radna podchodzi o podpisuje udział w komisji. (...) A potem znów wpadłem w osłupienie, gdyż na kolejnej komisji pojawił się podpis przewodniczącego Mariana Błaszczyńskiego, który nawet sekundy na niej nie był. Wpisani zostajecie na listę „radnych dietetycznych”. Jeśli Państwo nie wykażecie wpłat na cele społeczne będziecie na każdej sesji wywieszeni i będziemy pokazywać wasze niegodne postępowanie. (…) Macie czas do następnej sesji – mówił podczas sesji radny Piotr Gajda.
- Zgłaszałam do pana przewodniczącego, że moje spóźnienie wynikało z pomylenia komisji. To nie było tak jak mówił pan Gajda. Tak spóźniłam się, ale byłam na obradach, jeszcze brałam udział w dwóch ostatnich głosowaniach. Radny Gajda sam spóźnia się notorycznie. Poprawię się, nie jest to dobre, żeby się spóźniać, na pewno się to już nie powtórzy - powiedziała nam radna Halina Madej.
Przewodniczący RM nie chciał natomiast komentować sprawy. Tymczasem radnych tłumaczył prowadzący obrady, wiceprzewodniczący Mariusz Staszek. – Każdy z nas ma prawo usprawiedliwienia się. Pan przewodniczący przyjmuje interesantów i ma prawo spotykania się z nimi. Nie rozumiem, dlaczego nas pan rozlicza, kiedy też sam spóźnia się na komisje. Jeżeli bijemy się w pierś, to bijmy się wszyscy.