4 lipca 1988 roku nad rzeką Wierzejką, 26-letni wówczas Mariusz Trynkiewicz, spotkał 13-letniego Wojtka Pryczka (chłopiec tak naprawdę za dwa tygodnie miał obchodzić 13 urodziny), któremu obiecując zapisanie do sekcji strzeleckiej LOK i na obóz letni, skłonił do wizyty w swoim mieszkaniu przy ul. Działkowej. Podczas pobytu chłopca w mieszkaniu Trynkiewicza, nastolatek na polecenie gospodarza zapisał mu swój domowy adres, a następnie wypisał kartkę pocztową. Kartka o treści: Kochana mamusiu jestem w bezpiecznym miejscu z ogłoszenia i zarabiam trochę pieniędzy i niedługo wrócę - Wojtek, kilka dni później dotarła do rodziny chłopca. On sam niestety już wtedy nie żył. Zginął wspomnianego, 4 lipca 1988 roku, między godziną 21:00 a 22:00. Mariusz Trynkiewicz udusił Wojtka, chwilę po tym, jak ten zakomunikował mu, że zrobiło się późno i musi już wracać do domu.
Ciało chłopca jego oprawca spakował do tekturowego pudełka o rozmiarach 80 x 50 cm, a następnie o godzinie 23:00, motocyklem marki Jawa, wywiózł do lasu rozciągającego się za piotrkowską dzielnicą Wierzeje, gdzie ukrył je w naturalnym zagłębieniu. Biegłym z zakresu medycyny sądowej nie udało się ustalić czy gąbkę, którą znaleźli w ustach chłopca, jego zabójca włożył mu, gdy ten jeszcze żył, by w ten sposób go uciszyć, czy uczynił to po dokonaniu morderstwa. Później, w trakcie przesłuchań podczas prowadzonego śledztwa, Trynkiewicz wyjaśniał, że Wojtka zabił z zemsty za niesprawiedliwe w jego mniemaniu wyroki, jakie wymierzył mu za czyny lubieżne na nieletnich Garnizonowy Sąd Wojskowy w Łodzi. Dopowiedział jeszcze: - Ja się broniłem przed zabijaniem, ale ta obrona była słabsza od chęci zemsty.
Trzy tygodnie po dokonaniu tej makabrycznej zbrodni, 29 lipca 1988 roku, Mariusz Trynkiewicz, także nad rzeką Wierzejką nakłania do wizyty u siebie w mieszkaniu trzech chłopców: 12-letniego Krzysztofa Krawczyka, 12-letniego Artura Krawczyńskiego i 11-letniego Tomasza Łojka. Pretekstem do wizyty staje się rzekoma możliwość postrzelania z wiatrówki, kolekcja znaczków, hodowla rybek i gry telewizyjne. – Chłopcy, gdy byli u mnie w mieszkaniu nie mieli prawa wyjść. Toczyła się we mnie wewnętrzna walka. Potem biłem nożem gdzie popadło, a samo zabijanie zajęło mi kilkanaście sekund. Gdyby było ich więcej, to też bym ich zabił. Nie wiem czy nie miałbym potrzeby dalszego zabijania – powiedział podczas przesłuchań. Podobnie jak Wojtek chłopcy zginęli po tym, jak wyrazili konieczność opuszczenia mieszkania Trynkiewicza. Były nauczyciel zadał im po kilka ran nożem. Prawdopodobnie próbowali uciekać, o czym świadczyło różne umiejscowienie ciosów na ich ciałach. Zmarli na skutek wykrwawienia. Co dość bulwersujące, po dokonaniu zabójstw Trynkiewicz udał się na obiad do mieszkających w bloku obok rodziców. Dopiero po powrocie od nich przystąpił do owijania zwłok w bieliznę pościelową, zasłonki, ręczniki, a następnie wszystkie ciała zniósł do piwnicy. Do lasu przy drodze Piotrków – Koło wywiózł je kilka dni później, w nocy z 3 na 4 sierpnia 1988 roku. Posłużył się w tym celu wartburgiem ojca. W lesie ciała podpalił. Częściowo zwęglone zwłoki odnalazł 5 sierpnia grzybiarz, Edward Ślęzak. Dla postawionej na nogi piotrkowskiej milicji i prokuratury punktem zwrotnym w intensywnie prowadzonym śledztwie i poszukiwaniach zbójcy okazała się notatka sporządzona 6 sierpnia 1988 roku przez chorążego z komisariatu w Sulejowie, Jerzego Szymańskiego.
Mariusza Trynkiewicza ujęto w jego mieszkaniu 11 sierpnia 1988 roku. Już pobieżny przegląd mieszkania wskazywał, że to właśnie w tym miejscu dokonano zbrodni. W trakcie przesłuchania Trynkiewicz, choć zasłaniał się lukami w pamięci, przyznał się do zabójstwa trzech chłopców. 5 września wyjawił, że zamordował również Wojciecha Pryczka i wskazał miejsce ukrycia jego zwłok. Osiem dni później, podczas wizji lokalnej, dokładnie zaprezentował, gdzie oraz w jaki sposób dokonał poszczególnych zabójstw.
Zapytany podczas jednej z rozpraw przed piotrkowskim sądem o motyw, jakim się kierował odpowiedział: - Jednego nie było. Część dalsza zdarzeń nie była planowana, to było spontaniczne. Jednym z motywów - jaki przyszedł mi do głowy, zaraz po aresztowaniu – to była obawa, że przetrzymuję nieletnich, za co byłem już karany.
Makabrycznie i nie na miejscu zabrzmiały również jego słowa wypowiedziane w trakcie procesu: - Nie miałem wobec chłopców złych zamiarów…
Przypisy:
1. Tygodnik Piotrkowski 38/1989
2. Tamże.
3. Tamże.