W Warszawie 20 października kierowca BMW wjechał na przejściu dla pieszych w mężczyznę z żoną i 3-letnim synkiem w wózku. 33-latek w ostatniej chwili uratował bliskich, co sam przypłacił życiem. Jak zwykle w takich przypadkach pojawiły się głosy: tej tragedii można było uniknąć, gdyby przed „zebrą" znajdował się próg zwalniający.
A może takie „spowalniacze" powinny być instalowane przed każdym (tak, każdym) przejściem dla pieszych? Nad tym zastanawiano się w radiowym Maglu.
- To dobry sposób na poprawę bezpieczeństwa, ale niestety nie wszędzie można go zastosować – tłumaczyła na antenie Barbara Stępień rzecznik prasowy KPP w Opocznie. – Na trasach miejskich autobusów nie jest to zalecane, ze względu na komfort podróżujących, którzy nie zawsze są przecież osobami w pełni zdrowymi. Policja często pozytywnie opiniuje plan zamontowania progu zwalniającego, ale mogą o to też wnioskować mieszkańcy. W pewnych miejscach – w pobliżu szkół czy przedszkoli – jest to nawet bardzo wskazane.
- Czy przed każdym? Chyba nie, ale blisko placówek oświatowych – jak najbardziej – mówił redaktor naczelny portalu AutoŚwiat Robert Rybicki. – Próg o wiele bardziej skłania, a nawet zmusza kierowcę do zwolnienia. Sam znak ograniczenia prędkości – nawet do 30 km/h – często nie daje nic. Próg, a może jeszcze lepiej: tzw. wyniesione przejście dla pieszych, są o wiele skuteczniejsze. „Spowalniacze" to bodaj najtańsze sposoby na walkę z nadmierną prędkością.
Wspomniane „wyniesione przejście", to odmiana progu zwalniającego, trwalszego, nieco łagodniejszego i widocznego z daleka, oznaczonego odblaskami. Koszt montażu to kilkaset złotych, a może zapobiec tragedii.
Gdzie Waszym zdaniem "spowalniacze" powinny zostać założone?