- To jest tak, jakby ktoś pod nosem otworzył nam pojemnik z odpadami biologicznymi, które są już tam zamknięte przez tydzień, dwa – żali się jeden z mieszkańców ul. Budki. Jego słowa potwierdza sąsiadka i podkreśla, że sąsiedztwo firmy uniemożliwia normalne funkcjonowanie. - Nie można latem usiąść na tarasie, posiedzieć przy grillu, bo najzwyczajniej odechciewa się jeść. Nawet otworzyć okna się nie da – mówi.
Walka osób mieszkających przy ul. Budki trwa od kilku lat, ale czują się pozostawieni sami sobie z problemem. - Mamy całą teczkę pism do różnych instytucji. Pisaliśmy do Urzędu Miasta, WIOŚ-u i sanepidu. Walimy głową w mur, a nikt nie chce nam pomóc, ani ruszyć tematu – twierdzą.
W tej sprawie zwróciliśmy się do piotrkowskiego Urzędu Miasta. Poinformowano nas, że 5 maja tego roku Referat Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska naszego magistratu wystosował pisma do Straży Miejskiej, Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej i Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Łodzi (Delegatura w Piotrkowie) z prośbą o przeprowadzenie kontroli działalności JUKO. Taką informację przekazał naszej redakcji wiceprezydent Piotrkowa Adam Karzewnik.
Sanepid poinformował urzędników, że nadzór nad firmą JUKO należy do organów ochrony środowiska. Sprawą zajęły się Straż Miejska i WIOŚ, które przeprowadziły - w odpowiedzi na skargi mieszkańców ul. Budki - liczne kontrole – zapowiedziane i te prowadzone w trybie interwencyjnym.
- Pragnę poinformować, że od kwietnia do sierpnia mamy ciągłe kontrole, poczynając od Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Łodzi, sanepidu oraz pisma z Urzędu Miasta dotyczące tego samego tematu. Wygląda na to, że ktoś "życzliwy" "pomaga" nam prowadzić działalność – czytamy w mailu, którzy otrzymaliśmy od Arkadiusza Wysockiego, prezesa JUKO.
Najpoważniejsze wśród stawianych przez z mieszkańców zarzutów to te dotyczące nielegalnego spalania śmieci oraz przechowywania i utylizacji odpadów chemicznych. - Nigdy nie spalaliśmy śmieci i nie mamy zamiaru. Odnośnie wywiewania odpadów j.w. Na wszystkie odpady selektywne, które są w ciągłym obrocie posiadamy stosowne zezwolenia. Jeżeli chodzi o incydentalny zapach chemiczny, to informujemy, że nie ma na terenie naszego zakładu żadnej utylizacji chemikaliów – odpowiada prezes JUKO.
Również kontrole prowadzone przez WIOŚ i Straż Miejską nie potwierdziły oskarżeń mieszkańców. Jak informuje Piotr Nowakowski z piotrkowskiej delegatury WIOŚ nie znaleziono żadnych śladów świadczących o przechowywaniu chemikaliów lub spalaniu śmieci, a jednocześnie sugeruje, że zapach spalenizny może pochodzić z innego zakładu znajdującego się na obszarze dawnych hut.
Kolejnym problemem zgłaszanym przez mieszkańców są odpady foliowe, które przefruwają na teren ich posesji oraz w zarośla przy ul. Budki, zaśmiecają ten obszar i „ozdabiają” drzewa. W tej sprawie pismo do JUKO skierował Urząd Miasta, a przedsiębiorstwo deklaruje, że podejmie działania, by zażegnać problem.
- Jeżeli chodzi o zanieczyszczenia frakcjami lekkimi (folie itp.), które w trakcie dużych wichur mogą być unoszone, podjęliśmy działania, które mają na celu wyeliminowanie tego problemu. Naturalna ściana z drzew i krzewów rośnie w bezpośrednim sąsiedztwie firmy i stanowi barierę. Planujemy wybudowanie płotu i zabezpieczeń na stacji sortowania, by ograniczyć wywiewanie torebek HDPE. Należy zaznaczyć, że ustawowo miało być zabronione używanie tychże torebek, jak widać jeszcze daleka droga – informuje prezes Wysocki.
Do czasu zrealizowania tych planów, codziennie dwóch pracowników firmy będzie kontrolowało i zbierało opakowania, które zaśmiecają teren przed i za torami.
- Arkadiusz Wysocki, prezes JUKO w swoim piśmie prosił, by za pośrednictwem Urzędu Miasta przeprosić mieszkańców ulicy Budki za utrudnienia związane z poruszanymi kwestiami – pisze wiceprezydent Karzewnik.
Ostatnim, ale zdaniem zarówno mieszkańców, jak i WIOŚ-u najpoważniejszym, problemem jest odór pochodzący z odpadów organicznych, których (nawet nie przyjmując śmieci typu bio) nie da się uniknąć na terenie sortowni, bo ich pozostałości znajdują się chociażby na plastikowych opakowaniach spożywczych. - Staramy się te odpady systematycznie wywozić do instalacji, z którymi mamy podpisane umowy. Próby ograniczeń przyjmowania odpadów bio, które czasami stosują najbliższe instalacje, rozwiązujemy podpisując umowy także z innymi instalacjami – czytamy w piśmie od firmy JUKO.
Pomimo systematycznego wywozu, szczególnie w okresie letnim, mieszkańcy i tak muszą często znosić zapach przegniłych organicznych odpadów.
Jak informuje zarówno WIOŚ i Straż Miejska sprawa odoru jest wyjątkowo skomplikowana, ponieważ brak odpowiednich regulacji prawnych i metodologii, by zmierzyć poziom smrodu oraz jednoznacznie stwierdzić skąd on pochodzi. Jednak WIOŚ obiecuje nie zostawiać mieszkańców samych z problemem. - Nie pozostaniemy bezczynni w związku z nową skargą. Nie mogę jeszcze powiedzieć, co zrobimy, bo jesteśmy w trakcie, ale za 2-3 tygodnie będzie wiadomo coś więcej, bo mamy pewien pomysł – zapowiada Piotr Nowakowski z piotrkowskiej Delegatury.
W sprawę włączył się również radny Mariusz Staszek, który spotkał się z mieszkańcami i zaczął badać sprawę. Jego zdaniem bardzo poważnym problemem jest brak rozmów i próby znalezienia porozumienia na linii mieszkańcy – firma JUKO.
Jego opinia znajduje potwierdzenie zarówno w słowach mieszkańców, którzy twierdzą, że JUKO nie chce z nimi rozmawiać czy wpuścić na teren zakładu, ale także samego przedsiębiorstwa. - Nie było żadnych rozmów ani prób mediacji z mieszkańcami, nikt się do nas nie zwracał – pisze prezes Arkadiusz Wysocki.
Radny Staszek podkreśla, że nadchodzące miesiące, kiedy będzie nieco chłodniej i problem zapachu przynajmniej na jakiś czas zniknie, jest idealną chwilą, by rozpocząć rozmowy i wspólnie poszukać rozwiązania problemów. Jednocześnie proponuje, by rolę mediatora w sporze wzięły władze Piotrkowa. Radny proponuje, by w sprawę odgrodzenia terenu spróbować włączyć - za pośrednictwem naszych lokalnych posłów - Polskie Koleje Państwowe.
W sprawie problemów mieszkańców oraz pomysłów na ich rozwiązanie, radny Staszek spotkał się już z przedstawicielami władz Piotrkowa. - Problem jest rzeczywiście bardzo skomplikowany, ale tylko wspólnie można znaleźć ich satysfakcjonujące rozwiązanie i to właśnie miasto powinno wziąć na siebie ciężar poprowadzenia negocjacji w tej sprawie – dodaje.
Kacper Czapczyk