Znajdzie to zapewne odbicie w wyborczej frekwencji, jak i w składzie osobowym przyszłego samorządu Piotrkowa. Istnieje jednak pewna szansa na ożywienie walki wyborczej w drugiej turze wyborów podczas ostatecznej walki o fotel prezydenta Piotrkowa Trybunalskiego. Bo to, że będzie druga tura, jest niemal pewne.
Urzędujący prezydent Krzysztof Chojniak dzielnie walczy o wszystko. Ma do dyspozycji cały urzędniczy aparat i znaczne środki finansowe. Dawno już podporządkował całkowicie swoje działanie zbliżającym się wyborom. Z nieoficjalnych informacji wynika, że korzysta z podpowiedzi najlepszych doradców i specjalistów od wizerunku, nie szczędząc czasu i pieniędzy.
Pozostali kandydaci na urząd prezydenta prowadzą kampanię z różnym natężeniem, jednak ogólnie jest to kampania zdecydowanie skromniejsza niż ich głównego rywala. Sprawiają również wrażenie, że podjęli wspólną walkę z urzędującym prezydentem, a decyzje odnośnie dalszych kroków podejmą po pierwszej turze wyborów samorządowych.
Wiele gorzej wygląda kampania wśród komitetów wyborczych dotycząca obsadzenia 23 mandatów w przyszłej radzie miasta. Tutaj nikt nawet nie kusi się o opracowanie sensownego programu wyborczego, o nowe pomysły na funkcjonowanie miasta. Kandydaci na radnych w znacznej części pracują “środowiskowo”. Oznacza to, ni mniej ni więcej, wieczorne kontakty z osobistościami operującymi w starszych częściach miasta i mającymi przełożenie na ilość głosów oddanych - niekoniecznie bezinteresownie. Mechanizm wynoszenia kart do głosowania poza lokal wyborczy i wypełniania ich przez “mistrza ceremonii” jest w Piotrkowie opanowany od lat do perfekcji. Niestety, jest on bardzo trudny do udowodnienia, stąd też pewne nazwiska w radzie, które od lat się powtarzają (zastrzegam, że istnieją wyjątki od reguły).
Niewątpliwą korzyścią wypływającą wprost z każdych wyborów są doraźne działania na rzecz miasta wykonywane w końcówce kadencji przez ustępujące władze dla poprawy własnego wizerunku. W tym roku rolę kiełbasy wyborczej odegrał asfalt wylany na piotrkowskie drogi w ilości wprost niewyobrażalnej. Dobre i to.
Jako przedstawiciel instytucji skupiającej w swym ręku od blisko 20 lat rozmaite formy medialnej działalności współpracowałem z różnymi prezydentami i samorządowcami. Na ogół były to kontakty trudne, jednak patrząc na nie z perspektywy lat - mogę odnotować je jako dobre i sympatyczne. Także indywidualne predyspozycje poszczególnych prezydentów do sprawowania tej funkcji oceniam wysoko. Poza jednym wyjątkiem.
Dlatego jako obywatel z pewnością nie oddam głosu na jednego z kandydatów na pierwszego obywatela miasta, ani nikogo z jego ekipy. Bo na asfalt się nie nabiorę! Za stary już jestem.
Tomasz Stachaczyk