Męka Chrystusa rozpoczyna się już w ogrodzie Getsemani, do którego udaje się tuż po ostatniej wieczerzy. Zostawia swoich uczniów, prosząc, aby czuwali, a sam odchodzi się modlić. Chrystus wie, co go czeka. Wie, że będzie pojmany, uwięziony i zabity. Po ludzku bardzo się boi, dlatego prosi: jeśli możesz zabierz ode mnie ten kielich. Wraca do apostołów, bo nie chce być sam. Wraca do swoich najbliższych, a oni… śpią. Jednej godziny nie mogliście czuwać ze mną? – pyta z wyrzutem.
Zostawia więc apostołów i znów idzie się modlić. Pięknie te scenę zobrazował jeden z malarzy. Chrystus oparty o kamień w ogrodzie oliwnym, i anioł stępujący z nieba, aby go pocieszyć. Pan Jezus znów się modli, prosząc, aby Ojciec zabrał ten kielich. Po chwili padają jednak najpiękniejsze słowa: „Nie jak ja chcę, ale jak Ty chcesz. Niech będzie Wola Twoja”.
Potem jest pojmanie i więzienie, sąd nad Jezusem i te słowa, o których już mówiliśmy: Ukrzyżuj. Chrystus rusza więc w swoją ostatnią drogę, drogę krzyżową. Mamy kolejne stacje drogi krzyżowej i tę najpiękniejszą – czwartą, w której Chrystus spotyka swoją matkę. Nazywają ją niemą stacją, ponieważ żadne z nich nie wypowiada ani jednego słowa. Mówią za to ich serca. Nieprzypadkowo wspominam w tym miejscu Maryję, ponieważ ona stała pod krzyżem. Matka bolejąca cierpiąca z powodu męki swojego syna. A Chrystus wiszący na krzyżu wygłasza swój testament. „Oto Matka Twoja” – mówi do Jana. Pan Jezus daje nam Maryję w prezencie.
W końcu patrzymy na krzyż. Na wiszącego na drzewie Zbawiciela. Krzyż dla jednych jest symbolem hańby, dla nas znakiem zbawienia i miłości. Tak Bóg ukochał każdego z nas, że poświęcił swego pierworodnego syna, aby nas zbawić.