Nie żyje Robin Williams, pamiętny „Jakub kłamca”

Wtorek, 12 sierpnia 201412
Wczoraj, w poniedziałek 11 sierpnia, w Tiburon w Północnej Kalifornii zmarł w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach Robin Williams (ur. 1951), jeden z najbardziej cenionych amerykańskich aktorów. Laureat Oskara za rolę w „Buntowniku z wyboru”. W 1997 roku realizował film w Piotrkowie. Ci, którzy jako statyści współpracowali z aktorem na planie „Jakuba kłamcy” zapamiętali go jako niezwykle życzliwego i zawsze uśmiechniętego człowieka.
zdjęcie nr 1 zdjęcie nr 1
zdjęcie nr 2
zdjęcie nr 3

Robin Williams spędził w Piotrkowie w październiku 1997 roku blisko dwanaście dni zdjęciowych. Grał tytułową rolę w dramacie Petera Kasovitza „Jakub kłamca”. Znany na całym świecie aktor, ceniony za role w „Good Morning Wietnam” (1987) i w „Stowarzyszeniu umarłych poetów” (1989), laureat m.in. Oskara za drugoplanową kreację w „Buntowniku z wyboru” (1997) przez publiczność kochany za poczucie humoru i role komediowe, tj. w „Pani Dubtfire” (1993), w naszym mieście pojawił się po raz pierwszy 13 października wspomnianego roku, czyli drugiego dnia zdjęciowego.

Z Łodzi do Piotrkowa

Aktor na czas pracy w Polsce zamieszkał w Łodzi w Grand Hotelu, skąd codziennie dowożono go na plan w Piotrkowie. Choć ochrona ekipy mocno starała się ograniczać dostęp do gwiazdora i jego żony, Williams nie zamykał się na kontakty z otoczeniem. - Wcale nie zachowuje się jak gwiazdor. Sprawia nawet wrażenie, jakby cała ta ochrona i oprawa mu przeszkadzały – zwierzali się pracujący z aktorem statyści dziennikarzom „Wiadomości Dnia” (nr 227/1997). - Normalnie się z nami przywitał, rozmawiał. Jest wesoły i uśmiechnięty, ciągle się wygłupia.

W trakcie przerw między zdjęciami aktor chętnie spacerował wraz z ówczesną żoną Marshą Garces Williams po piotrkowskiej Starówce. Interesował się przede wszystkim miejscami, które reżyser wybrał do poszczególnych ujęć. Williams nie krył zdziwienia, że miejsca te tak idealne dla potrzeb powstającego obrazu nie są dziełem pracy scenografów tylko rzeczywistością, i że mieszkają tu ludzie. Jego wypowiedź w tej kwestii zresztą bardzo szybko obiegła miasto i wywołała całkiem spore poruszenie wśród miejskich włodarzy. Po zakończeniu pracy na planie amerykański aktor nie unikał kontaktu z czekającymi na niego nawet przez kilka godzin fanami. Chętnie rozdawał autografy i mimo sprzeciwu towarzyszącego mu zawsze ochroniarza często pozował do zdjęć z przechodniami. Sprawiał wrażenie człowieka bardzo skromnego, bez cienia buty czy zarozumialstwa.

Wspomnienia aktora z Piotrkowa

Mimo że przez cały czas trwania w Piotrkowie zdjęć do „Jakuba kłamcy” Robin Williams, podobnie jak cała ekipa filmowa, unikał spotkania z dziennikarzami, producenci filmu zrobili jednak ukłon w kierunku przedstawicieli mediów i w środę, 22 października 1997 roku, odbyła się jedyna w Polsce konferencja prasowa z udziałem amerykańskiego aktora. Na konferencji obok odtwórcy tytułowej roli pojawili się również Nina Siemaszko, filmowa Róża, oraz ówczesna żona Robina Williamsa - Marsha Garces Williams, będąca jednocześnie producentem filmu. Jak łatwo się domyśleć najwięcej pytań skierowano do Williamsa. Aktor okazał się być osobą bardzo sympatyczną i od samego początku spotkania ujął wszystkich swoim spokojem, ciepłem i poczuciem humoru. Wiele padających podczas spotkania z mediami pytań związanych było z pracą aktora na planie filmowym w Piotrkowie. Robin Williams sprostował informację, jakoby zdziwił się, widząc zaniedbane budynki Starego Miasta, że mieszkają w nich ludzie. Jedynie zdziwił go fakt, że są jeszcze miejsca, które nie zmieniły się przez ostatnich 50 bądź więcej lat. - Ale przecież dlatego wybrano to miejsce do kręcenia zdjęć. Piotrków mi się podoba, a szczególnie ludzie. Ostatnio nieznajoma pani podczas kręcenia zdjęć podeszła do mnie, dała mi kwiaty i książkę o Piotrkowie. I to było wspaniałe (wypowiedź dla serwisu stopklatka.pl). Natomiast, jeśli chodzi o warunki pracy, Robin Williams okazał się być osobą niezbyt wymagającą i jak wyznał dla wygody wystarczy mu tylko coś na czym mógłby usiąść od czasu do czasu i odpocząć. Pytany o polskie kino Williams wykazał się sporą znajomością zagadnienia i jednym tchem wymienił m.in. tytuły tryptyku Krzysztofa Kieślowskiego - „Niebieski”, „Biały” i „Czerwony”. Po przyjeździe aktora do Polski prasa dość mocno rozpisywała się na temat jego wegetarianizmu. I choć przywiózł on ze sobą swojego kucharza, zasmakował w kotletach schabowych, kurczakach i bigosie.

W pamięci Robina Williamsa mocno zapadły realizowane wtedy w Piotrkowie sceny z finałowych kadrów filmu, m.in. wypędzenia Żydów z getta. Wzięło w nich udział 400 statystów. - Ulice, budynki i mieszkania wciąż noszą na sobie piętno tamtych czasów, a nasi statyści potęgowali wrażenie autentyzmu, nie czuło się bowiem, że są statystami. Gdy chodziłem tymi ulicami i widziałem ich twarze, miałem wrażenie, że oglądam materiały dokumentalne. (…) Widziałem mężczyzn, kobiety, dzieci wiezionych na śmierć. Miałem wrażenie, że czuję tę rozpacz, że słyszę te krzyki - dzielił się swoimi wrażeniami z dziennikarzami serwisu stopklatka.pl Robin Williams.

We wspomnieniach statystów

Choć praca statysty na planie „Jakuba kłamcy” do łatwych nie należała, statyści raczej się nie skarżyli. - Statystowanie nie jest łatwym zadaniem. Czasem na planie spędzałem po dwanaście godzin. Od 7:00 do 19:00 z przerwą na śniadanie i obiad. Po powrocie do domu nie miałem nawet siły jeść. Niemniej to była niesamowita przygoda. Na co dzień nic się nie działo. A tu nagle proszę: grałem w jednym filmie z Robinem Williamsem. Obiecał nam, że po zakończeniu pracy zrobi sobie z nami pamiątkową fotografię - wspomina Grzegorz Kuliś. Amerykański aktor okazał się być człowiekiem słownym i obietnicy dotrzymał. - Pamiętam, że po zakończeniu zdjęć została nas dosłownie garstka, było już dość późno, wszyscy porozchodzili się do domów. Zaczęliśmy robić sobie zdjęcia z ekipą. W pewnym momencie wyszedł do nas Robin i też zaczął pozować z nami do zdjęć - wspomina statystujący w „Jakubie kłamcy” Grzegorz Wiktorowicz.

Special thanks to the City and People of Piotrków, Poland

Pobyt międzynarodowej ekipy filmowej w Piotrkowie, a w szczególności Robina Williamsa, był sporym wydarzeniem. Filmowcy również starali się pozostawić po sobie jak najlepsze wspomnienia. Tuż po zakończeniu piotrkowskich zdjęć do „Jakuba kłamcy”, 25 września 1997 roku na łamach lokalnej prasy (m.in. w „Czasie piotrkowskim”, nr 11/1997) ukazało się całostronicowe ogłoszenie, w dwóch językach, polskim i angielskim, o treści: Marsha i Robin Williams wraz z aktorami i całą ekipą filmową „Jakuba kłamcy” pragną podziękować mieszkańcom Piotrkowa za użyczenie ulic, budynków, a w szczególności za wspaniałą gościnność i cierpliwość okazaną podczas realizacji zdjęć. Jesteście wszyscy ważną częścią naszej opowieści. Filmowcy nie zapomnieli o polskim mieście również po zakończeniu całości prac nad obrazem. W napisach końcowych Jakuba kłamcy widnieje krótki, ale jakże wymowny napis: Special thanks to the City and People of Piotrków, Poland.

Dzięki Robinowi Williamsowi Piotrków nie pozostał więc anonimowym miejscem w filmowym kadrze. Dziś nam nie pozostaje więc nic innego, jak powiedzieć: Dziękujemy...

Agawa

Zdjęcie nr 1
Pamiątkowe zdjęcie Robina Williamsa z piotrkowskimi statystami (zbiory prywatne Grzegorza Wiktorowicza).


Zdjęcie nr 2
Autograf Robina Williamsa, który złożył na pamiątkę jednej z piotrkowianek, Annie Grzesiuk.

 

Zdjęcie nr 3

Na zdjęciu Robin Williams i Paweł Larecki, dziennikarz "Dziennika Łódzkiego" w dniu 20 października 1997 roku. Fot. J. Dybkowski, zbiory prywatne P. Lareckiego.

POLECAMY


Zainteresował temat?

12

0


Komentarze (12)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

s.22 ~s.22 (Gość)29.08.2014 00:08

Dostawałam tam 48 złotych za dzień statystowania. Do filmu obcięłam sobie wtedy loki. Pamiętam też dwóch panów, którzy chcąc statystować, na miejscu ucięli sobie nożyczkami kitki z tyłu. Hitlerowcy wrzeszczeli w języku angielskim, a właściwie - amerykańskim. Żydzi dziwili się po polsku, a niektórzy nawet po cygańsku, bo statystami było też kilku Romów ze starego miasta. Reżyser z synem (też reżyserem i aktorem Mathieu Kassovitzem) oraz z operatorem rozmawiał po węgiersku, a napruci tanim wińskiem gapie z rynku rzucali łaciną (ale kuchenną). Było naprawdę międzynarodowo.
http://piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl/artykul/robin-williams-w-piotrkowie-czyli-hollywood-na,2400567,artgal,t,id,tm.html#ea1c70ccba3ee847,1,3,5

20


magic ~magic (Gość)13.08.2014 11:42

"JOLECZKA-22@" napisał(a):


Bez przesady. Ulica na cześć kogoś kto był w mieście przez 2 tygodnie służbowo ?

13


12312311245 ~12312311245 (Gość)12.08.2014 18:40

Durne polaczki, za to powinni nam jeszcze zapłacić, ale to polska i musi wejść we wszystko co amerykański. A aktor bardzo dobry. Chwaliłem sobie jego role!

31


GrammarNazi ~GrammarNazi (Gość)12.08.2014 16:20

"JOLECZKA-22@" napisał(a):

będzie*

20


joanna ~joanna (Gość)12.08.2014 15:49

Druga pani od lewej to ja :-) zdjecie mam w prywatnym albumie no i oczywiscie wspomnienia.

41


gosc ~gosc (Gość)12.08.2014 15:38

Heh druga pani od lewej to wlasnie ja ..mam to zdjecie rowniez w domu I niezapomniane wspomnienia.

30


jestem ~jestem (Gość)12.08.2014 14:25

jestem obok Williamsa a ta trzecia pani to moja sąsiadka

21


jestem ~jestem (Gość)12.08.2014 14:03

Jestem na tym zdjeciu wspaniała przygoda i wrażenia mam takie samo w domu pamiątka.

31


analfabetyzm wtórny ~analfabetyzm wtórny (Gość)12.08.2014 13:18

rzeczywiście, nie bendzie.

20


JOLECZKA 22@ ~JOLECZKA 22@ (Gość)12.08.2014 12:56

(*) Nazwa ulicy na czesc bendzie dobrym pomyslem

73


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat