- Łódzkie. W okresie Wszystkich Świętych 14 wypadków. Bez ofiar
- Policja pamięta o swoim byłym komendancie
- Zabiła swojego ojca, trafiła na 3 miesiące do aresztu
- Nie ma zagrożenia dla budowy ekspresówki z Piotrkowa do Sulejowa
- Wypadł z drogi i uderzył w drzewo
- Rozpoczyna się budowa nowej świetlicy we Włodzimierzowie
- Turniej charytatywny dla Patryka Wysmyka
- Gmina Sulejów inwestuje w bezpieczeństwo strażaków – wymiana butli powietrznych w jednostkach OSP KSRG
- Zaduszki w Piotrkowie – drugi dzień kwesty na rzecz ratowania zabytkowych pomników
Nie tylko tacą Kościół żyje
O to, z czego żyje Kościół, postanowiłem zapytać księdza Jerzego Grodzkiego, proboszcza parafii Najświętszego Serca Jezusowego w Piotrkowie. Spotykam się z nim w gabinecie na plebanii. Skromny wystrój: szafka, biurko ze starą, zieloną lampką, regał. Regał podzielony jest na dwie części - jedną zapełniają różne wydania Biblii, drugą segregatory z rachunkami: gaz, woda, bank, elektrownia, ZUS, kablówka. Na ścianach mapa z podziałem terytorialnym Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce oraz parafialny kalendarz.
Nie tylko taca
Na terenie parafii NSJ mieszka około 20 tysięcy osób. Pod jej opieką znajdują się m.in. przedszkole, szkoła podstawowa, świetlica dla dzieci, biblioteka. Skąd środki na utrzymanie tego wszystkiego?
Oczywiście najprostszym sposobem zdobywania przez parafie pieniędzy są ofiary składane na tacę. - Taca to nie są pieniądze dla księdza - mówi proboszcz Grodzki, - to są pieniądze, które przez księdza mogą być zbierane, które przez wiernych mogą być zbierane, ale to są pieniądze parafian. Gdybym ja wziął choćby złotówkę z tego, to popełniam grzech.
- Albo darczyńcy - kontynuuje ojciec Grodzki. - Ogłasza się wtedy na mszy: ofiara bezimienna, ofiara od rodziny takiej a takiej, czasami zdarza się, że jakiś zakład przeznacza na rzecz kościoła jakąś kwotę.
Tak jak ostatnio, gdy na rzecz parafii NSJ jedna z działających w Piotrkowie firm ofiarowała 10 tysięcy złotych.
Ponadto parafie mogą uzyskiwać pomoc finansową z Unii Europejskiej. Dofinansowanie z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska udało się proboszczowi Grodzkiemu otrzymać na termomodernizację przedszkola, kościoła i plebanii.
- Starsze kościoły (Jacka, Fara, Jezuici) korzystają również ze środków narodowych. Jeżeli jest jakiś operatywny parafianin, to wtedy można spróbować wydobywać te pieniądze - dodaje.
To jak to jest z tymi podatkami?
W końcu dochodzimy do kwestii podatków. To jest bardzo proste - tłumaczy proboszcz - W urzędzie na Wroniej, w skarbówce oddaje się podatki. W każdej parafii oddajemy podatki od ilości osób zameldowanych, raz na kwartał. Nie ma mowy o tym, żeby nie zapłacić. Gdy byłem proboszczem w Wadlewie, pamiętam, 50 groszy chyba nie dopłaciłem. Pomyślałem, zapłacę w następnym kwartale.
No i przysłali mi ostrzeżenie. Ale 16 kilometrów miałem do Bełchatowa - wychodzi drożej niż 50 groszy. No to przysłali mi upomnienie. I musiałem zapłacić już pięć złotych. Plus odsetki. Jeżeli ktoś myśli, że Kościół nie płaci, jest zwolniony, ma przywileje - nie ma racji. Sam proboszcz płaci około 1300 zł podatku na kwartał. A z urzędem skarbowym rozliczać się muszą jeszcze wikariusze. Prócz tego odprowadzany jest jeszcze podatek do kurii, naliczany od ilości chrztów, ślubów i pogrzebów. Proboszcz zaznacza, że każda złotówka przeznaczona na rzecz Kościoła musi być zaksięgowana.
W parafii księdza Grodzkiego widać wyraźnie, na co przeznaczane są ofiary. Trwają właśnie prace budowlane mające dostosować dolną część budynku kościoła do potrzeb katolickiego gimnazjum, którego inauguracja odbędzie się już za kilka dni. To dziś oczko w głowie proboszcza, który oprowadza mnie po szkole, z dumą pokazując klasy, korytarze, kaplicę, a nawet wszystkie sanitariaty.
No dobrze, a co z duchownymi? Nie mają pensji, a muszą z czegoś żyć.
- Księża muszą sobie to wypracować - mówi proboszcz Grodzki. - Jedna intencja, którą ksiądz odprawia, stanowi dla niego wynagrodzenie. Jeżeli odprawia więcej mszy, wtedy oddaje się te pieniądze do kurii. Jeżeli jest pogrzeb, ślub, chrzest, to wówczas poza podatkiem, który trzeba oddać, te pieniądze są dzielone: na organistę, kościelnego... Gdyby ktoś podzielił te 500 zł na cztery - sześć osób, to nie wyjdzie wcale tak dużo.
Parafia Serca Jezusowego to jedna z młodszych i ładniejszych w mieście. Na przeciwnym biegunie znajduje się kościół pod wezwaniem świętego Jacka i Doroty. Do tej parafii należą cztery tysiące piotrkowian, w większości ludzie starsi i, co tu dużo kryć, nie najbogatsi.
Ofiarne babcie
Z proboszczem Władysławem Kmieciakiem rozmawiam na schodach plebanii. Ksiądz ciągle w biegu, przeprasza, że nie wchodzimy do środka, ale właśnie czeka na komunikanty (wino mszalne, hostię), które mają przyjechać z Kielc. A zaraz potem na mszę.
- Kto daje na tacę w parafii? Proszę pana, całe Wojska Polskiego to jest babcia, dziadek, babcia, dziadek, sama babcia, sam dziadek. Wszystko na tej rencinie!
A jednak proboszcz Kmieciak nie może narzekać na ofiarność parafian. Niedawno udało się odnowić ołtarz w kościele. Prace renowacyjne kosztowały 65 tysięcy złotych. - Dzięki Bogu, Urząd Miasta dał te 30 tysięcy. A skąd reszta? No, jak to, parafianie dali. Bo ci ubodzy, jak to mówią, to nieraz lepsi, niż bogaci - tłumaczy.
Jak w takiej sytuacji radzą sobie księża?
- No, źródła utrzymania to są dwa: pierwsze, to jest msza święta. Z niej jest 30 złotych. Trzydzieści razy w miesiącu, to w sumie jest 900 zł. Drugi, to są chrzty, śluby i pogrzeby. No, ale ile to u nas tych ślubów, jak taka parafia? W tym roku to wyszło piętnaście - mówi nie bez żalu.
- A kolęda?
Z kolędy każdy ksiądz może sobie wziąć 25% tego, co uzbiera - mówi proboszcz. - Ja nie brałem, po co mi, ale teraz już nie chodzę po kolędzie, zdrowie nie pozwala. Teraz, na starość, gdy mam coś załatwić, muszę jeździć rowerem! - śmieje się. Po chwili pokazuje zaparkowany pod kościołem samochód marki Rover.
A co na to wszystko wierni? Pytam młode małżeństwo, dwa tygodnie po ślubie, Magdę i Arka: - W kancelarii usłyszeliśmy "co łaska". Pomyśleliśmy, że mniej niż 500 zł nie wypada dać, zresztą mniej więcej tyle płacili nasi znajomi, którzy już wzięli ślub. Razem wyszło 600 zł, bo jeszcze Arek, on jest z innej parafii, musiał zapłacić u siebie w kościele.
Stawki te obowiązują jednak nieoficjalnie - księża, z którymi rozmawiałem, zgodnie przyznają, że mają na uwadze sytuację materialną rodzin, które proszą o udzielenie sakramentów.
Cegiełka albo... znaczek
Popularną metodą na podreperowanie parafialnego budżetu jest sprzedaż "cegiełek". Podczas renowacji ołtarza w kościele Jezuitów wierni mogli wykupywać odnawiane fragmenty konstrukcji. Darczyńcy często mogą zapisać się w historii parafii - nazwiska dobrodziejów są nie tylko wyczytywane podczas mszy. Znaleźć je możemy również na małych tabliczkach przymocowanych do okien, ławek, a nawet stacji drogi krzyżowej. Tak jest na przykład w piotrkowskiej parafii pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego.
Niektóre pomysły duchownych bywają zaskakujące. By wspomóc katolickich misjonarzy, jezuici nie ograniczają się do tradycyjnej tacy "na misje". Przy wejściu do kościoła wisi mała skrzynka, do której wierni mogą wrzucać odklejone z koperty, niezniszczone, nawet opieczętowane znaczki pocztowe. Znaczki przesyłane są księżom werbistom, którzy przekazują je na potrzeby misji Kościoła. W oczy rzuca się wypisana na skrzynce czerwonym drukiem prośba: "Nie wrzucamy tu pieniędzy".
- Myślę, że to dobry pomysł. Gdyby prosili o następną ofiarę, może nie wyglądałoby to dobrze, takie mamy społeczeństwo, że gdy słyszy słowo "pieniądze", to dostaje alergii. Ale znaczki pocztowe, fajny pomysł - mówi pani Ania, która jeździ po regionie, zwiedzając stare kościoły.
***
Pieniądze w kościele uchodzą za drażliwy temat. I choć na ogół księgowość prowadzona jest w parafiach bez zarzutu (i przeważnie przez świeckich), trudno zmienić takie nastawienie. Nawet jeśli duchowni, zamiast audi A8, jeżdżą wysłużonym roverem.
Jarek Robak