- Kryzys nas nie ominie, cięcia wydatków będą konieczne. Aby mieć moralne prawo do takich działań Rada Miasta powinna oszczędności zacząć od siebie - podkreśla Paweł Ciszewski, radny PO z Piotrkowa.
Piotrkowska Platforma złożyła już stosowny wniosek u przewodniczącego rady. Postuluje obniżenie diety szefa rady z 2065 zł do 1,5 tys. zł, wiceprzewodniczących i szefów komisji z ponad 1,5 tys. zł do 1 tys. zł, a zastępcy przewodniczącego komisji do 850 zł (teraz dostaje ponad 1,3 tys. zł). Pozostali radni mają zarabiać po 750 zł miesięcznie zamiast, jak dotychczas - 1,1 tys. zł. Dodatkowo piotrkowska PO chce zlikwidować trzy komisje, które powielają działania innych i zmniejszyć prezydium rady miasta. Zamiast trzech wiceprzewodniczących ma być jeden. Razem z zastąpieniem papierowych dokumentów majlami ma to dać do końca obecnej kadencji samorządu 278 tys. zł oszczędności.
- Można za to urządzić co najmniej trzy, dobrze wyposażone place zabaw dla dzieci - podkreśla piotrkowski radny Andrzej Czapla. Dodaje, że inicjatywa radnych, to sygnał dla prezydenta i jego urzędników, by także poszukali oszczędności. Według Czapli, cięcie wydatków administracyjnych w piotrkowskim magistracie dałoby ekstra 2 mln zł, które można by przeznaczyć choćby na modernizację ul. Polnej.
Marta Skórka z piotrkowskiego magistratu mówi, że prezydent już zarządził oszczędności. Wylicza, że długopis kupuje sobie sama, a fanaberie w postaci żółtych karteczek samoprzylepnych dawno zniknęły z planu wydatków.
Piotrkowscy radni raczej nie znajdą w Łódzkiem naśladowców. Sławomir Worach, łódzki radny PiS, zapewnia, że pomysł poprze o ile będzie taka wola polityczna. Czyli "za" opowie się cała rada, ale...
- Oczywiście jej nie będzie. Piotrkowski pomysł to klasyczny gest pod publiczkę. Oszczędności trzeba szukać rozsądnie, wystarczy obciąć niepotrzebne inwestycje, czyli takie, które mogą poczekać - twierdzi łódzki polityk PiS.
Według niego poczekać mogą m.in. budowa amfiteatru na placu Dąbrowskiego, planowaną modernizacja placu Wolności i popierany przez PO pomysł przejęcia przez miasto rewitalizacji budynku dawnego ratusza przy pl. Wolności.
Łódzcy radni bez względu na funkcję dostają miesięcznie 2,6 tys. zł diety. Z tej kwoty potrącane jest 10 proc. za każdą nieobecność na sesji oraz kolejne 5 proc. za nieobecność na posiedzeniach komisji. Roczny budżet rady miejskiej w Łodzi to prawie 2 mln zł. Z tego 1,6 mln zł stanowią diety radnych, 20 tys. zł kosztuje młodzieżowa rada miejska. Reszta to koszty dokumentów, listów itp.
- O kryzysie i oszczędnościach powinniśmy zacząć rozmawiać, ale obcinanie diet nie ma sensu. Kwota będzie niewielka, a szumu przy okazji mnóstwo - dodaje Mateusz Walasek, radny PO.
Podobnego zdania jest należący PO szef rady miasta w Zduńskiej Woli. - Praca za darmo sprawia wrażenie bylejakości, a radni są od zarządzania miastem - mówi Marek Podsadniak. Dodaje, że kryzys Zduńskiej Woli nie dotyczy, czego dowodem jest dwa razy większa liczba zaplanowanych inwestycji w porównaniu z rokiem 2008. Większość będzie realizowana z pomocą środków unijnych i rządowych.
Ale i bez cięć diet radny Bogdan Łapa znalazł w budżecie Zduńskiej Woli 1,6 mln zł oczędności. Jak? Zmniejszył m.in. o 400 tys. zł pulę na wynagrodzenia urzędników, o kolejne 250 tys. zł zapas na wykup gruntów, o 200 tys. zł zmniejszył budżet Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego.
Zdaniem Marii Jabłońskiej, skarbnika Zduńskiej Woli, te cięcia oznaczają, że miejscy urzędnicy nie dostaną podwyżek. Pani skarbnik liczy jednak, że trochę grosza da się zaoszczędzić na przetargach. Firmy też walczą z kryzysem, więc oferują niższe ceny usług niż jeszcze pół roku wcześniej.
Z kolei skierniewiccy radni żartują, że kryzys wyprzedzili już na początku kadencji czyli przed dwoma laty. Do minimum ograniczyli wtedy liczbę komisji i wysokość diet. Przewodniczący dostaje 1,9 tys. zł, wiceprzewodniczący 1,6 tys., szef komisji 1, 2 tys., a radny ok. 800 zł.
- O kryzysie nie rozmawialiśmy, ale czas poruszyć ten problem - zastrzega Anna Janus, szefowa rady w Skierniewicach. - Jestem za oszczędnościami w urzędzie, przede wszystkim na administracji . Trzeba też zmniejszyć zużycie papieru. Informacje można przecież przekazywać Internetem.
W Sieradzu diety są podobne do skierniewickich, choć przewodnicząca sieradzkiej rady Beata Jacyszyn, uważa, że mandat radnego powinien być funkcją społeczną. - Wtedy byłoby jasne komu zależy na zrobieniu czegoś dla miasta, a kto myśli tylko o własnym portfelu - tłumaczy Beata Jacyszyn. Nie widzi jednak, by radni obniżyli swoje diet. Z kolei pomysły zaprzestania drukowania na papierze materiałów dla radnych to według niej zwykły populizm.
- Mieć przed sobą dokument, móc go przekartkować, podkreślić co ważne, to nie to samo co czytać z ekranu komputera. Oszczędności na papierze są pozorne - mówi.
Inicjatywą z Piotrkowa zachwycony jest za to kutnowski radny Edward Książek (PO).
- Spróbować warto, bo chodzi o pokazanie, że można być z ludźmi - podkreśla. - Przecież, jeśli innym jest źle, to dlaczego nam ma być luksusowo? A byłoby na czym zaoszczędzić, bo radny w Kutnie dostaje około 1,2 tys. zł. Już kilka lat temu postulowałem obcięcie o połowę pensji prezydentów i diet radnych. W Kutnie było wtedy wysokie bezrobocie. Na apelach się skończyło.
W Piotrkowie też skończy się na pomysłach. Zwłaszcza, że radnym rządzącej w mieście Prawicy Razem inicjatywa PO się nie podoba.
- To tylko chęć zaistnienia w mediach - ocenia radna Jadwiga Wójcik. - Najwięcej krzyczą ci, co najmniej pracują, a ja uczciwie te pieniądze zarabiam. Jest zapisane w ustawie, że diety się należą i nie widzę powodu, by z tego rezygnować.
M.Pawlak, M.Obszarny POLSKA Dziennik Łódzki