Czy dotacje były tak małe, że stowarzyszenie nie mogło kupować dzieciom żywności, nie mówiąc już o wynagrodzeniach dla nauczycieli? Czy może winę za to ponosi sama organizacja?
To trzeba wyjaśnić
Niejasności, jakie narosły wokół stowarzyszenia Klub Abstynenta „Nowa Droga", próbowała wyjaśnić na sesji Rady Miasta radna Ewa Ziółkowska. - Dotarły do mnie bardzo niepokojące informacje o tym, że stowarzyszenie nie jest w tej chwili wiarygodne. Nie wywiązuje się odpowiednio ze swoich obowiązków. Zatrudnia nauczycieli, którym za ich pracę później nie płaci. Miasto przekazuje na działalność stowarzyszenia spore kwoty, dlatego na sesji pytałam, czy nadzorujemy kwestie związane z wydatkowaniem pieniędzy z budżetu miasta na działalność stowarzyszenia. Część środków przeznaczana jest na dożywianie dzieci. Z tego, co mi wiadomo, jedzenie dzieciom kupowali z własnych pieniędzy wychowawcy - mówi radna Ziółkowska.
Stanowisko oficjalne
Miasto Piotrków Trybunalski udzieliło towarzyszeniu Klub Abstynenta „Nowa Droga" dofinansowania na łączną kwotę 95.000 zł. Dotacje zostały udzielone w drodze otwartego konkursu ofert na realizację zadań. Za te pieniądze stowarzyszenie miało prowadzić świetlice środowiskowe na terenie miasta, zapewnić posiłki dzieciom w nich przebywającym, realizować program reintegracji społecznej osób uzależnionych prowadzony w klubie abstynenta.
- Zgodnie ze złożoną ofertą stowarzyszenie zadeklarowało wkład własny na poziomie 20%, dotacja miasta stanowiła 80%. Stowarzyszeniu nie wskazywano nieprawidłowości, ponieważ rozliczyło się prawidłowo z otrzymanych pierwszych transz dotacji w terminie, który został określony w umowie. W związku z powyższym nie było podstaw do kontroli wydatków - mówi Marek Krawczyński, pełnomocnik prezydenta ds. profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych, zdrowia i pomocy społecznej.
Kłopoty zaczęły się kilka miesięcy temu. - W październiku zgłosili się do mnie wychowawcy pracujący w świetlicy „Tęcza" i świetlicy przy Szkole Podstawowej nr 8 z informacją, że prezes stowarzyszenia nie wypłaca wynagrodzeń za pracę oraz że nie są kupowane artykuły żywnościowe dla dzieci w ramach umów w zakresie dożywiania dzieci - dodaje Krawczyński.
- Pani prezes Spaleniak, po rozmowie z pełnomocnikiem Krawczyńskim, zobowiązała się do uregulowania wszystkich należności - uzupełnia Błażej Torański, rzecznik prezydenta miasta. - Z początkiem listopada wypowiedziano umowy na dofinansowanie realizacji zadań. Stowarzyszenie zostało zobowiązane do zwrotu niewykorzystanych kwot dotacji. Świetlica Środowiskowa Tęcza i świetlica przy Szkole Podstawowej nr 8 działają nadal jako filie Środowiskowej Świetlicy Socjoterapeutycznej „Bartek".
Poszła do banku, żeby ratować
Miesiące mijały, a długi rosły. Okazuje się, że zła kondycja „Nowej Drogi" nie rozpoczęła się wczoraj. Jak sytuację organizacji ocenia osoba od lat związana klubem, która pomagała, bo chciała pomóc, ale teraz ze stowarzyszeniem nie chce mieć już nic wspólnego?
- Z klubem jestem związana od kilku lat. Pod koniec 2007 roku okazało się, że listopad i grudzień w ogóle nie zostały rozliczone. Księgowa miała w papierach ogólny bałagan. Z moją pomocą udało się wszystko uporządkować, rozliczyć i już wówczas było wiadomo, że w stowarzyszeniu brakuje pieniędzy. W zamian za pomoc od stycznia powierzono mi funkcję księgowej. Nasz problem polegał na tym, że Urząd Miasta do swojej dotacji wymaga dołożenia 20% środków własnych. Wcześniej tego nie wymagano. Ale takie są fakty, trudno. Należało te 20% pozyskać od sponsorów, by zapewnić wszystko, co skrupulatnie zaplanowaliśmy w wydatkach stowarzyszenia. Do każdej świetlicy, a były ich dwie, należało w każdym roku dołożyć po 6 tys. zł i taką samą kwotę na działalność stowarzyszenia. „Nowa Droga" nie była w stanie pozyskać tylu pieniędzy. Sama starałam się szukać sponsorów, ale nie było chętnych, szczególnie takich, którzy wystawiliby za darowiznę fakturę, bo za to trzeba zapłacić podatek. To jest jedna sprawa. Druga, to ta, że pani prezes niewiele robiła, aby znaleźć środki własne na działalność organizacji. Ponoć też szukała sponsorów, widocznie nieefektywnie. Jak można opierać się tylko na wysyłaniu e-maili z prośbą o pomoc? - opowiada pani Zosia*, była księgowa stowarzyszenia.
- Moje koleżanki nie otrzymywały pieniędzy za pracę na świetlicach. Mało tego, kupowały podopiecznym bułki za swoje pieniądze. A podobny proceder powtarzał się co roku. Kiedy zaczęłam się zajmować sprawami finansowymi stowarzyszenia, pani prezes uświadomiła mnie, że tej pani trzeba zwrócić za bułki, tamtej za coś innego. Za okres, kiedy nie były wynagradzane za pracę, do tej pory nikt nie uregulował z nimi rachunków. Podobnie za żywność, którą kupowały dzieciom - zaznacza pani Zosia.
- Ostatnim razem trzeba było oddać miastu ok. 7 tys. zł, żeby wykazać 20% wkładu własnego. Można powiedzieć, że w grudniu ubiegłego roku ratowałam skórę pani prezes. Wzięłam na siebie pożyczkę z banku. Prezes zobowiązała się oddać mi ją do końca marca 2009. Niestety, tylko część została mi zwrócona. W tej chwili jestem winna bankowi 4 tys. 300 zł. Dzwonię do niej w tej sprawie niemal codziennie. Zawsze słyszę to samo tłumaczenie, że po prostu nie ma z czego oddać - denerwuje się piotrkowianka.
jkc
Więcej w bieżącym (50) numerze "Tygodnia Trybunalskiego"
* Imiona zostały zmienione.