Jeśli chodzi o Niedzielę Palmową – piotrkowska palma była bardzo skromna, ale miała trzy najważniejsze elementy – musiała mieć gałązki z baziami, trawkę, tak by przypominała palmę, którą kładziono Jezusowi pod kopyta osiołka, na którym wjeżdżał do Jerozolimy. I barwinek. Gałązki z "kotkami" i barwinek to nawiązanie do wiosny. Później te palmy mogły być ozdabiane wstążeczkami, bibułkami, ale najważniejsze były te trzy elementy.
W czwartek zaczynało się tzw. Triduum Paschalne – księża obmywali ludziom ubogim nogi w kościołach. Wtedy księża spotykali się w innych ośrodkach. W wiejskich kościołach była zupełna cisza. Nie biły dzwony. Po granicach pól chodzili chłopcy i przeganiali złe siły za pomocą hałasu drewnianych kołatek
Piątek to dzień bardzo szczególny – wtedy umarł Jezus, więc trzeba było zachować szczególną ostrożność. Wierzono, że to był dzień, w którym grasowały czarownice. Dziewczęta wierzyły, że o świcie należało się wykąpać w najbliższym potoku, żeby zyskać urodę. Nie mogły jednak pod żadnym pozorem się w nim przeglądać. Wtedy ta "czarodziejska" moc wody wielkopiątkowej przestała działać.
Wielka Sobota to z kolei święcenie pokarmów, wody i ognia. Tak jak robimy to dzisiaj, zabierano do domu poświęconą przez księdza wodę i używano jej później – na przykład przy okazji poświęcenia domu. Wygaszano stary ogień i przynoszono spod kościoła nowy.
Jeśli zaś chodzi o święcenie pokarmów – kiedyś ksiądz przychodził i poświęcał wszystkie pokarmy. Zbierano je albo w domach bogatszych gospodarzy, albo przynoszono pod przydrożne kapliczki. Teraz najczęściej zanosimy koszyczki z symbolami pokarmów – chleb, sól, pieprz, chrzan, ocet, kiełbasa, jajka, baranek – symbol Zmartwychwstałego Chrystusa. Trzeba pamiętać, że jedzenie, które się święci, powinno być takie, którego nie zabraknie w przyszłym roku. Nie należy wkładać do tych koszyczków jajek czekoladowych. One służą do zabawy polegającej na odnajdywaniu ich przez dzieci. Ten zwyczaj przywędrował do nas z Zachodu.
Pamiętajmy, że jeśli przynosimy pokarmy do kościoła, musimy wiedzieć, po co to robimy. Każdy z nich ma swoje znaczenie. Dawniej wierzono, że dziecko powinno spróbować wszystkiego – soli, pieprzu, jajka, kiełbasy, octu. Koszyczek to nie wielkanocny gadżecik.
Jeśli chodzi o Niedzielę Wielkanocną – to był dzień wielkiego nieróbstwa! Nie rozpalano nawet ognia w piecu. Po Rezurekcji wreszcie można było się najeść. Post na wsi był przestrzegany bardzo rygorystycznie – nie jadło się nawet nabiału. Czekano na to święto z utęsknieniem. Wszystkie te kiełbasy, słodkości, pyszne jedzenie, które się przygotowało, mogły być wreszcie skosztowane.
Poniedziałek Wielkanocny to z kolei dzień społeczny – odwiedzano się, a chłopcy oblewali dziewczęta wodą, a one za śmigusa odwdzięczały się dyngusem, czyli prezentami. Najczęściej były to piękne pisanki, w chustach, z dedykacją – wiadomo, że kiedyś często funkcjonowało kojarzenie par, tak więc chłopak który upatrzył sobie dziewczynę, chciał ją jak najbardziej zmoczyć. Potem, jak te obchody się nieco uspokoiły, chłopcy chodzili z żywym kurkiem po dyngusie. Koguta przywiązywano do pałąku, a ten do dwóch kółek. Spojonego alkoholem ptaka obwożono po wsi. Wiadomo, że grupy, które chodziły po domach, nie należały do najbogatszy, stąd ten zwyczaj służył temu, żeby trochę dorobić. Najczęściej płacono produktami ze świątecznego stołu – wędlinami, ciastami, jajkami. Biedniejsze dziewczyny też szukały sposobu na zarobek – chodziły od domu do domu i śpiewały nabożne pieśni. Takich osób nie można było odprawić – one symbolizowały niesienie dobrej nowiny. Przyjmowano dobre życzenia, pieśni i przy okazji sobie pomagano za pomocą różnego rodzaju wiktuałów.