- Mnie woda zalała piec do centralnego ogrzewania, sąsiadom weszła do domu, miała ok. 5 - 10 cm wysokości, więc budynki są zalane. Jeśli się pan spodziewa nadejścia wody, to się przygotowuje, jakieś worki z piaskiem, maszyny spalinowe z terenu zabiera. Nikt nas o tym nie zawiadomił, nikt się takiej wody nie spodziewał i to wszystko zostało zatopione. Woda zrobiła, co miała zrobić, i odeszła - mówi mieszkaniec wsi.
Zastępca wójta gminy Aleksandrów Paweł Mamrot wyjaśnia, że gmina nie ponosi odpowiedzialności za to, co stało się w Dąbrowie nad Czarną.
- Jaz ten jest w bezpośredniej dyspozycji Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Łodzi. Podczas całej akcji był obecny przedstawiciel, który nadzorował przebieg udrożnienia tego jazu. Z rozmowy z kierowcą wozu strażackiego i strażakami, którzy brali udział w akcji, wiem, że strażacy przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa usunęli kilka konarów, które były przy tym jazie, oraz na wyraźne polecenie osoby usunęły jeden szandor na długości tego jazu.
To spowodowało - zdaniem mieszkańców - zalanie elektrowni i kilku domów.
Mieszkańcy będą się domagać odszkodowania, straty samego tylko właściciela elektrowni wodnej mogły wynieść nawet 100 tysięcy złotych.
Gmina nie może się ubiegać o pomoc rządową, ponieważ nie ogłosiła alarmu przeciwpowodziowego.
(MIOST, aw)
Więcej w następnym numerze „Tygodnia Trybunalskiego”.