- Ekonomika w rolnictwie jest teraz całkowicie do tyłu. Do każdego tucznika dokładamy 200 zł – mówił jeden z hodowców z naszego regionu. - Kilkanaście lat temu zmuszono nas do wycięcia wszystkich macior, a teraz jesteśmy zmuszeni do zaopatrywania się w warchlaki z Zachodu – z Holandii, Danii. Płaciliśmy 510 zł za jednego warchlaka, a teraz bierzemy za tucznika 450 zł. Doliczmy to tego jeszcze paszę, wodę, prąd, leki. W tej chwili już nie mamy z czego dokładać.
Na ciężką sytuację w rolnictwie miała – jak na wszystkie branże – wpływ epidemia koronawirusa. - Mięso szło z niemieckich zakładów do Chin, a w tej chwili Chiny całkowicie odmówiły mięsa. To główna przyczyna kryzysu na rynku – mówili protestujący. - Tym protestem chcemy zwrócić uwagę naszego, polskiego rządu. Wg nas minister zachowuje się tak, jakby rozkładał na łopatki polskie rolnictwo. Jeśli chodzi o pomoc rządu, to na tę chwilę nie mamy nic, ani złotówki. Obiecane są jakieś pieniądze, ale dla tych rolników, u których w gospodarstwach urodzą się polskie prosięta i w tych samych gospodarstwach zostają utuczone na tuczniki.
Hodowcy zrezygnowali z blokowania drogi ze względu na małe zainteresowanie protestem. - Chcemy po prostu pokazać, że jeszcze żyjemy – mówili.