Chcę kupić schody i iść za mamą do nieba

Tydzień Trybunalski Niedziela, 07 lipca 20131
Tłum ludzi, płacz, rozpacz, marsz pogrzebowy, trumna, a za nią dwa dziecięce wózki. Tego widoku wielu nigdy nie zapomni. Na pewno nie zapomną go najbliżsi pani Iwony, 36-letniej matki czworga dzieci, żony, córki i siostry…
Chcę kupić schody i iść za mamą do nieba

Niewielka miejscowość w gminie Gorzkowice. Mały, niedokończony dom, podwórko, a na nim pozostawione dziecięce zabawki. Wszystko jak zatrzymane w kadrze. To tu niespełna rok temu rozpoczął się rodzinny dramat, którego echa czuć do dziś.
- Iwonka wszystko potrafiła zrobić. Była zaradna, pracowita i miała takie piękne, gęste włosy - wspomina swoją córkę pani Marianna. Na te słowa Adam, mąż Iwony, zakrywa twarz, a starsi chłopcy smutnieją.
We wrześniu minie rok odkąd nie żyje. Jak mówi trzyletni Kuba, poszła schodami do nieba, na ziemi zostawiając czworo dzieci, męża, siostrę, rodziców… Ona cierpiała w chorobie, dziś cierpią jej najbliżsi.
- Zaczęło się od bólu brzucha, pleców. Myślała, że to pamiątka po dwóch ostatnich ciążach w małym odstępie czasu. Przez jakiż czas ignorowała to. Potem zdecydowała się zrobić badania. Druga córka pracuje w szpitalu i odebrała jej wyniki badań. I nagle szok. Guz trzustki z przerzutami. Chora wątroba. I my ze znakiem zapytania w głowie, jak jej to powiedzieć - mówi pani Marianna.

Rodzina długo ukrywała przed Iwoną, jak jest naprawdę. Ta wierzyła, że z tego wyjdzie. Postanowiła zawalczyć i ratować się chemią. Kupiła nawet czapkę, którą miała wkładać po wypadnięciu włosów. Nie była potrzebna. Żółtaczka, brak chemioterapii, ogromne cierpienie, ból i bardzo szybka śmierć.
- Nie mogłam znieść cierpienia córki - mówi mama Iwony.
Ból towarzyszył jej non stop, dzień i noc. Spała na klęczkach, bo jej granica wytrzymałości wisiała na włosku.
- Początkowo bardzo mocno modliłam się o uzdrowienie, ale kiedy wiedzieliśmy, że nie da się już nic zrobić, błagałam Boga, by zabrał ją już do siebie - dodaje.
- Nie wiedziałam, jak jej to powiedzieć, że nie przeżyje. My to wiedzieliśmy, a ona chyba przeczuwała, że nie wyjdzie z tego, ale starała się walczyć do końca. To było najgorsze - mówi siostra Iwony. - Dziś serce pęka, kiedy trzyletni Kubuś opowiada, jak mamusia przyszła do niego we śnie z misiem, a Krzyś pilnie strzeże fotografii mamy. Zresztą jej zdjęcie jest w każdym pokoju w domu. Kuba chce kupić schody do nieba i iść do mamy, a Ola nie pamięta. Dla niej istnieje tylko tata. Ja, kiedy wracam do siebie, też lubię sobie na nią popatrzeć. To mnie uspokaja - dodaje siostra Iwony.

Kobieta w czerwcu dowiedziała się, że choruje, a we wrześniu (w dniu urodzin swojej najmłodszej córeczki) najbliżsi i przyjaciele pożegnali ją na zawsze. Zostawiła męża Adama, 17-letniego Pawła, 14- letniego Krzysia, 3-letniego Kubę i niespełna dwuletnią Olę.
Za kilka tygodni minie rok od tego dramatycznego wydarzenia. Do dziś rodzina, na myśl o Iwonie, płacze. Mąż Adam z dnia na dzień został sam. Bez umiejętności prania, sprzątania, gotowania i 24-godzinnej opieki nad dziećmi. Bez ukochanej żony.
- Chciałbym to wszystko umieć, ale nawet nie mam czasu się tego uczyć. Pracuję jako konserwator w jednym z liceów w naszej gminie, a po godzinach dorabiam jako stolarz. Trzeba, bo za tysiąc złotych rodziny nie wyżywię. Jest bardzo ciężko, ale myślę, że pewnie są tacy, których los potraktował jeszcze gorzej - mówi Adam.
- Pomagam przy dzieciach, bo nie mam innego wyjścia. Zięć, pracując, nie dałby sobie rady. Ola ma dopiero 2 lata i wymaga ciągłej opieki. Kubuś jest rok starszy. Jesteśmy przerażeni, kiedy pomyślimy o wrześniu i roku szkolnym- mówi Marianna.

W rodzinie pana Adama ciągle brakuje pieniędzy, mimo że ojciec rodziny robi wszystko, by dzieci miały jak najwięcej. Własnymi siłami remontuje im pokój (mimo że wilgoć w domu, bo za mało opału), buduje schody, by można było wejść na piętro.
Choć w dramatycznej sytuacji pojawili się ci, którzy ofiarowali pomoc, oni nadal tej pomocy potrzebują.
- Jesteśmy wdzięczni, bo dostaliśmy od znajomych i nieznajomych rzeczy dla dzieci, ubrania, zabawki - mówi Adam.
- Akcja Szlachetna Paczka zaskoczyła nas bardzo pozytywnie. Dostaliśmy nową lodówkę, bo stara się zepsuła i nie mieliśmy gdzie przechowywać żywności dla dzieci, pralkę, kołdry, zabawki i wiele innych rzeczy - mówi Marianna.
Mimo tego rodzinie jest bardzo ciężko.

- Najbardziej boimy się września. Książki, zeszyty, przybory szkolne i plecaki to dużo kosztuje. Najstarszy syn próbuje już sam sobie zarobić, ale za to Kubuś idzie do przedszkola. Ubrania i buty są ważne, dlatego kupujemy je na tury. W jednym miesiącu jedno dziecko, w następnym kolejne. Te najmniejsze dzieci są poza kolejka, bo one ubrań zbyt wielu nie potrzebują… Cieszę się, że wspiera nas gmina Gorzkowice. Wiem, że nawet gdybym stracił pracę, to mogę liczyć na pomocną dłoń od pana wójta. Podczas Dni Gorzkowic, które miały miejsce kilkanaście dni temu, wygrałem telewizor dla rodziny. Warunkiem było wypełnienie losu z “Tygodnia Trybunalskiego”. Miałem szczęście - mówi Adam.
Chociaż sytuacja rodziny jest zła, to Adam nie poddaje się. Mówi, że pewnie są tacy, co miewają gorzej, więc nie narzeka. Czasem tylko na wspomnienie o żonie zakrywa twarz…

Każdy, kto chciałby w jakikolwiek sposób pomóc rodzinie samotnego ojca i jego czworgu dzieciom, proszony jest o kontakt z redakcją “Tygodnia Trybunalskiego” lub bezpośrednio z panem Adamem pod numerem telefonu 508-968-351.

E.T.C

POLECAMY


Zainteresował temat?

35

0


Komentarze (1)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Doris.... ~Doris.... (Gość)07.07.2013 15:59

00


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat