Dlaczego budowa autostrady A1 w naszym regionie aż tak bardzo odbija się na jakości usług świadczonych przez MZK?
Wszelkie formalności – uzgodnienia i pozwolenia – zostały przez inwestora i wykonawcę dopełnione. Problem leży gdzie indziej, chodzi o wybór sposobu realizacji inwestycji, czyli realizowanie kilku etapów w jednym czasie. Jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę, że nowa trasa jest budowana w śladzie starej, w dodatku „pod ruchem”, to rzeczywiście wydaje się, że nie ma rozwiązania. Ktoś nie miał wyobraźni, skoro w pewnym momencie zdecydował się zawężać 8 pasów drogi z Bełchatowa, z Piotrkowa, z Katowic, z Łodzi czy z Warszawy do 1 pasa. Pomysłodawca był zaślepiony mniejszymi kosztami. A koszty ponosimy i my (spółka MZK), i mieszkańcy. Jeśli na odcinku 16 km jest jeden pas, to każdy wie, że w przypadku jakiegoś zdarzenia (kolizja, wypadek, brak paliwa w samochodzie) praktycznie cały ruch zamiera. Ruch z tych 8 pasów przechodzi do miasta na jedną ulicę – najczęściej są to Rakowska, Śląska Curie-Skłodowskiej, Krakowskiej Przedmieście.
To oznacza korki w mieście, w których stoją również autobusy.
To powoduje paraliż dosłownie całego miasta, nie tylko komunikacji miejskiej. Autobus, który jedzie na Sikorskiego, stoi dwie godziny w korku. Próbujemy coś z tym zrobić. Puszczamy dodatkową emzetkę, ale okazuje się, że nacisk z Krakowskiego Przedmieścia na al. Piłsudskiego jest tak potężny, że następna emzetka stoi w korku. Rozkładamy ręce, bo komunikacja miejska nie funkcjonuje przez 3 godziny. W zależności od tego, co wydarzyło się na A1, mamy niewykonanych nawet 40 kursów dziennie. Jeżeli zdarzenie na A1 jest mniej poważne, nie wykonujemy 2 – 3 kursów. Podam przykład, kierowca świadczący usługi o godz. 8 na linii 7, o godz. 10 powinien już być na linii 8 czy 4, tymczasem… stoi w korku. Mamy tak skomplikowany układ komunikacyjny. Oznacza to paraliż wszystkich linii. Zwróciliśmy się do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, bo sami tego problemu nie rozwiążemy.
A może wpływ na paraliż komunikacji miejskiej ma również remont Wojska Polskiego? Przecież większość linii w mieście przejeżdżała dotąd właśnie przez Ryneczek.
Denerwuje mnie, wręcz do szału doprowadza, kiedy ktoś próbuje zminimalizować znaczenie tego, co się dzieje na autostradzie. Remont Wojska Polskiego nie ma tutaj żadnego znaczenia. Przez wiele lat mojej pracy zdarzało się zamykanie ulic w mieście (również Wojska Polskiego) i nie było przypadku, by chociaż jeden kurs nie odbył się z tego powodu. Teraz jest katastrofa! Mamy w mieście 23 – 24 autobusy, które jeśli nie jadą Wojska Polskiego, to jadą Łódzką czy Sikorskiego. Niezadowolenie dotyczy czegoś innego. Tego, że pasażer, by dojść do przystanku musi pokonać 100 czy 200 metrów więcej. Takie coś może oczywiście doprowadzić do opóźnień, ale na pewno nie ma wpływu na kursy nieodbyte.
Co można zrobić, poza wysyłaniem próśb o pomoc do inwestora budowy autostrady?
Całe szczęście, że mamy dobrą pogodę, nie ma mrozów, dzięki temu przejazd Wojska Polskiego (wiadukt) będzie dostępny w czerwcu. Nadzieja w tym, że wielu ludzi, w tym posłowie, interweniuje. Robimy dodatkowe objazdy, zastanawiamy się, czy puścić ruch przez przejazd kolejowy. Ale są sytuacje, gdzie nie ma kompromisu, bo np. musimy dowieźć ludzi na Sikorskiego czy uczniów do Szydłowa i Bujen, a na te trasy nie ma żadnej alternatywy więc musimy stać w korkach.
Ze Zbigniewem Stankowski na antenie Strefy FM rozmawiał Kamil Budny.