Już niebawem okaże się, jaką karę poniesie gospodarz z ulicy Mazowieckiej, który przez długi czas nie dbał o zwierzęta ze swojego gospodarstwa, doprowadzając je do śmierci głodowej. To pierwszy od wielu lat przypadek takiego traktowania trzody chlewnej.
- To był potworny widok. Kilka świń i koza stojące w brudnym, zimnym i cuchnącym pomieszczeniu gospodarczym bez szyb w oknach. Niewyobrażalnie chude zwierzęta (jeszcze nigdy nie widziałam tak chudych świń) rzuciły się na jedzenie przywiezione przez lekarza weterynarii. Dwie świnie nie dożyły interwencji. Jedną wyciągnięto z pomieszczenia gospodarczego, drugiej zwłoki pływały w pobliskim szambie - zdaje relację świadek interwencji.
Po interwencji, podczas której trudno było nawiązać jakikolwiek kontakt z nietrzeźwym gospodarzem, koza została przewieziona do jednego z pobliskich gospodarstw, a świnie decyzją powiatowego lekarza weterynarii zostały poddane eutanazji. Były zbyt wycieńczone, by przeżyć. O tym, jak potoczą się dalsze losy gospodarza z Mazowieckiej, zadecyduje piotrkowski sąd.
- Przypadki głodzenia zwierząt w naszej okolicy na szczęście nie zdarzają się zbyt często. Zaniedbywanie trzody chlewnej w Piotrkowie to pierwszy tego typu przypadek (nie pamiętam, by coś podobnego zdarzyło się w poprzednich latach), chociaż kozy były odbierane niezaradnym gospodarzom kilkakrotnie. Niestety jednak dużo częściej do piotrkowskiego schroniska trafiają zaniedbane, głodzone, wycieńczone psy. Ostatni przykład to amstafka, której właściciela do dziś nie udało się odnaleźć - mówi Grażyna Fałek, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Okazuje się, że z zaniedbanymi zwierzętami gospodarskimi jest duży problem. Trudno znaleźć dla nich nowe, bezpieczne lokum na rekonwalescencję.
- Ze zwierzętami gospodarskimi jest poważny problem, odkąd przestały istnieć państwowe gospodarstwa rolne. Wcześniej, w przypadku zaniedbywania zwierząt, trafiały one w takie miejsca. Dziś opieka zazwyczaj sprawowana jest przez prywatne osoby, które mają gospodarstwa i niezbędne warunki. Po decyzji sądu zazwyczaj koszty utrzymania ciążą na niesolidnym gospodarzu. Z końmi jest trochę łatwiej. Te poszkodowane trafiają do specjalnych fundacji - dodaje Grażyna Fałek.
E.T.