Najwięcej pracy przy opiece nad podopiecznymi ośrodka jest od wiosny do jesieni. Jednak także i zimą jej nie brakuje, choć zwykle polega na doglądaniu zwierząt, które pozostają z opiekunami i leśnikami na zimę. - Zimą są z nami zwierzęta, które już nigdy nie wrócą na wolność. Przy nich również jest dużo pracy, a co roku liczba naszych podopiecznych się zmienia. W tym roku na zimę w ośrodku zostanie na przykład około dwudziestu bocianów, które mają sprawne nogi, zdrowy układ rozrodczy, ale niestety uszkodzone skrzydła - mówi dr Dominika Domańska.
Wydawać by się mogło, że po wizycie w Kole i otrzymaniu pomocy, której udzielają weterynarze, zwierzęta w większości wracają do swojego naturalnego środowiska. Prawda jest jednak zupełnie inna.
Niestety na wolność wraca zaledwie około 10% naszych podopiecznych. Wynika to z faktu, że nie każde zwierzę - na przykład ptak z złamanym skrzydłem - mimo tego, że zrobimy osteosyntezę (rekonstrukcja kości – red.), wyleczymy. Staramy się prowadzić rehabilitację, żeby mógł polecieć, jednak nie zawsze to możliwe. Czasami, choć zwierzę wróci do zdrowia, to go nie wypuszczamy, ponieważ mamy świadomość, że może zostać schwytane i zjedzone przez większego drapieżnika. Gdy nie ma możliwości przeżycia na wolności, lepiej, by pozostało tutaj, gdzie może spokojnie żyć - dodaje nasza rozmówczyni.
Do ośrodka trafiają pacjenci, którym niekiedy nie da się pomóc. Choć zdarza się, że przeprowadzenie danego zabiegu nie jest niemożliwe, to czasem lekarze muszą odpuścić, by oszczędzić zwierzęciu cierpienia.
To są najtrudniejsze chwile. Ciężko jest podjąć tę ostateczną decyzję i skrócić mękę naszego podopiecznego. Nie "naprawimy" na przykład kości dwóch uszkodzonych kończyn u jelenia, czy sarny, bo chociaż fizycznie jest to możliwe, to jednak rehabilitacja oznaczałaby dla nich olbrzymie cierpienie. Podobnie jest także choćby z bocianem, który ma połamane nogi, albo dziób. Tutaj też trudno o rekonstrukcję. Humanitarne skrócenie cierpienia stworzenia, bywa w takich przypadkach jedynym rozwiązaniem - wyjaśnia weterynarz.
Jak to zwykle bywa, strony medalu i w tym przypadku są dwie. Trafiają się bowiem również takie przypadki, że mimo ciężkiego stanu zwierzęcia, udaje się go uratować.
Pamiętam kilka takich trudnych sytuacji kiedy pierwsze spotkanie nie napawało optymizmem, a finał był szczęśliwy. W tym sezonie był przykładowo dwutygodniowy borsuk, który miał ranę na szyi, zadaną być może przez innego drapieżnika. Muchy zdążyły już złożyć w niej jaja, zalęgły się larwy i pojawiła się bardzo duża muszyca. Rana mieściła się na połowie szyi borsuka, który nie miał już w tym miejscu skóry. Intensywnie jego leczenie wraz zamknięciem się rany, zagojeniem i porośnięciem futrem, zajęło nam dwa miesiące. Borsuk na szczęście nie dał się oswoić, mimo tego, że musieliśmy bardzo często, zwłaszcza na początku, robić toaletę tej rany. Zawsze był względem nas agresywny, więc na koniec leczenia musieliśmy używać różnych sposobów, aby w ogóle do niego podejść. Na szczęście udało się go wyleczyć i szczęśliwie wrócił na wolność - wspomina dr Domańska.
Pomoc zwierzętom jest możliwa w Leśnej Osadzie, dzięki profesjonalnemu personelowi, ale bardzo ważny jest też gabinet zabiegowy, a ten w Kole, robi wrażenie.
Na taką aparaturę medyczną, na której tu pracujemy, mogą sobie pozwolić jedynie nieliczni. To przekłada się na komfortowe warunki pracy. W gabinecie dysponujemy m.in. stołem operacyjnym z lampami, a dużą pomocą są aparaty do znieczulenia wziewnego, które bardzo ułatwiają nam pracę przy dzikich zwierzętach. Pozwalają bowiem w szybki sposób i z małym obciążeniem dla organizmu, znieczulić naszego pacjenta, co umożliwia nam przeprowadzić w bezpiecznie wiele zabiegów diagnostycznych, bez zbędnego niebezpieczeństwa dla nas i zwierzęcia. Ponadto na wyposażeniu posiadamy transportery, kardiomonitor, aparat ultrasonograficzny, apart do badani krwi i zamknięty zbiornik do sterylizacji narzędzi. Jest też aparat rentgenowski z przenośną lampą, co umożliwia nam zrobienie zdjęcia rentgenowskiego poza gabinetem - mówi.
Obecnie pod opieką specjalistów jest w Kole około 80 zwierząt. Swoich przedstawicieli mają tu np. lisy, łosie, borsuki, czy muflony, które osadzie sprezentowała para prezydencka.
tekst: J. Hoffman, Ł. Michalczyk