Przy temperaturach przekraczających -20 stopni niezbędnym akcesorium mogą okazać się kable rozruchowe. Im grubsze, tym lepsze przewodzenie prądu i szansa na skrócenie czasu ładowania. Sprzedawane w marketach kable mogą wyglądać na grube, ale najważniejsza jest tu grubość miedzianej wiązki. Bardzo często w sprzedaży oferowane są cienkie kable z dużą warstwą izolacji. W przekroju mają nie więcej niż 4-5 mm warstwy przewodzącej, co powoduje też ich usztywnienie, a to utrudnia prawidłowe i stabilne podłączenie.
Jak przygotować się do uruchomienia samochodu "na kable"? Na początek dobrze jest oczyścić końcówki biegunowe, dodatnią i ujemną, by zwiększyć przewodzenie prądu. Ważne jest też odpowiednie podpięcie kabli między samochodami. Auto "dawcy" powinno mieć wyłączony silnik. Czerwony kabel rozruchowy podpinamy w nim do dodatniego zacisku na akumulatorze, a następnie podpinamy kabel czarny do końcówki oznaczonej jako "minus". Potem drugi koniec czerwonego kabla podpinamy zaciskiem do dodatniego bieguna niesprawnego akumulatora, a końcówkę kabla czarnego podłączamy do masy (metalowego elementu nadwozia) w niesprawnym samochodzie (lub przy dużym stopniu rozładowania bezpośrednio do "minusa" na akumulatorze). Dopiero wtedy wskazane jest uruchomienie silnika w aucie, które ma użyczyć prądu. Po kilku minutach osłabiony akumulator powinien już pozwolić na uruchomienie auta. Choć czasem będzie to możliwe dopiero po kolejnej próbie.
Po skutecznym uruchomieniu samochodu kable rozruchowe odpinamy w kolejności odwrotnej do tej, w jakiej je podłączaliśmy. Zdejmujemy zacisk z masy auta "biorcy", potem kabel z "plusa". Jednocześnie trzeba uważać, by nie złączyć końcówek odpiętych kabli, by nie uszkodzić akumulatora w aucie "dawcy".
Inną metodą na uruchomienie samochodu podczas mrozów jest wyjęcie akumulatora na noc i zabranie go do domu.
W Piotrkowie pomoc w uruchomieniu auta "na kable" oferuje większość taksówkarzy. W obrębie miasta taka usługa kosztuje średnio 25 zł. Poza granicami Piotrkowa, do tej ceny, taksówkarze doliczają też czasem kilka złotych za dojazd. Poratować w potrzebie mogą też strażnicy miejscy. Zrobią to bezpłatnie.