Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że przed wybuchem pandemii turystyka generowała nawet przeszło 6% polskiego PKB, a w branży turystycznej pracuje ponad 700 tys. osób (dane Polskiej Organizacji Turystycznej za rok 2019) – w biurach i agencjach podróży, zatrudnionych jako przewodnicy, piloci, rezydenci i animatorzy. Bezpośrednio z branżą są także związani przewoźnicy, branża hotelarska, eventowa oraz gastronomiczna.
Od marca do końca maja pracownicy sektora turystycznego nie zarabiali ani grosza z powodu odwołania wszystkich wycieczek, a kołem ratunkowym były kolejne odsłony tarczy antykryzysowej, ale mimo to wiele firm upadło lub zawiesiło działalność. - Niektórym mogło to pomóc, ale w przypadku właścicieli biur podróży, których zwolniono na 3 miesiące z ZUS-u, dano postojowe i bezzwrotną pożyczkę, to przy kosztach, które mieliśmy i tak jest to kropla w morzu potrzeb - mówi Marcin Środowski, pilot i właściciel piotrkowskiego biura Navigator Travel Architects.
Rząd w sierpniu wprowadził bon turystyczny, który miał być trampoliną dla turystyki... Czy rzeczywiście był? Jednoznaczne zdanie na ten temat ma lider Oddolnej Inicjatywy Ratowania Turystyki, pilot wycieczek, Andrzej Wnęk. W rozmowie z Tomaszem Zimochem nazwał go „talonem na watę cukrową”. - To bon wykluczający, bo przeznaczony tylko dla tych, którzy mają dzieci i to w odpowiednim wieku. Finalnie dotrze on może do 10% oferentów turystycznych na rynku. Polska turystyka wewnętrzna generuje około 30 mld zł rocznie, a bon ma wynieść i to przez 2 lata – 3,5 mld – tłumaczy w wywiadzie dla tygodnia Angora.
Trzeba także podkreślić, że bon można wykorzystać tylko na złożone usługi turystyczne, które trwają minimum 24 godziny, zawierają nocleg i jeszcze jedną składową, np. transport.
Na inny problem związany z rządowym programem zwraca uwagę Błażej Cecota, kierownik Centrum Informacji Turystycznej w Piotrkowie, który podkreśla, że wykorzystuje się go przede wszystkim na turystykę wypoczynkową. - Z moich obserwacji wynika, że bon nie jest wykorzystywany na tzw. turystykę poznawczo-kulturową, którą mamy w Piotrkowie, czyli na przykład na zwiedzanie muzeów czy udział w warsztatach tematycznych, a raczej na taką podstawową i prostą konsumpcję – tłumaczy.
Teorię o tym, że pieniądze trafiły do tej pory głównie do miejscowości typowo wypoczynkowych potwierdza Radosław Groblewski, dyrektor hotelów sieci Best Western, czyli Podklasztorza w Sulejowie oraz Trybunalskiego w Piotrkowie. O ile ten pierwszy zanotował wzrost ruchu w tym sezonie, to zupełnie nie dotyczy to piotrkowskiego obiektu. - Spadek w Piotrkowie był rzędu 20% w skali całych wakacji. Lipiec był zdecydowanie słabszy, ale w sierpniu to wszystko się trochę rozbujało. Niestety w naszym mieście większość gości to byli goście tranzytowi, czyli tacy, którzy zatrzymywali się tylko na jedną dobę. Mniej było osób przyjeżdżających w celach zawodowych, a w naszym piotrkowskim obiekcie wykorzystano tylko 2 bony i na pewno nie działa to tak jak w znanych ośrodkach turystycznych – mówi.
Jeszcze większy spadek turystów odnotował piotrkowski CIT, który odwiedziło 30% zeszłorocznej liczby turystów. - Według naszych statystyk cofamy się kilka lat w rozwoju turystyki i niweczy to nasze wysiłki z ostatnich 5-6 lat, kiedy wzrost przyjeżdżających był naprawdę znaczący. Nie jest to może tak, że turystów w ogóle nie ma. Są zarówno zagraniczni, jak i ci z Polski, przede wszystkim z województwa mazowieckiego, ale także ze śląskiego i pomorskiego, którzy chętnie wybierają Piotrków na postój, a nawet miejsce noclegu w drodze pomiędzy północą, a południem kraju – wyjaśnia kierownik CIT, potwierdzając obserwacje dyrektora Hotelu Trybunalskiego.
Jednak turystyka ma obecnie charakter przede wszystkim indywidualny, a ta grupowa cały czas prawie nie istniej. O ile informacje turystyczne prowadzone przez samorządy czy hotele jakoś sobie radzą, to organizatorzy turystyki krajowej oraz przewoźnicy, a także piloci i przewodnicy w zasadzie nie mają zajęcia i wielu z nich po latach pracy w zawodzie musi szukać nowego zajęcia. - Ten sezon to była jedna wielka masakra... Odwołane wycieczki krajowe i zagraniczne, a jeśli chodzi o kolonie, te nieliczne, które się odbyły, przyniosły stratę z powodu rezygnacji większości uczestników – mówi Marcin Środowski.
Nieco lepiej radzą sobie biura sprzedające wycieczki zagraniczne, ale ich sytuacja także jest bardzo trudna. - Od czerwca mogliśmy znowu zacząć wyjeżdżać za granicę, ale ostatecznie wyjechało tylko 15-20% turystów, porównując dane z latami ubiegłymi. Najpopularniejsza była Grecja, ale były także bardzo ważne kierunki wyjazdów, które w zasadzie w ogóle się nie otworzyły jak Egipt – opowiada Marcin Świdziński z biura podróży Juventur w Piotrkowie.
Dodatkowymi trudnościami dla organizatorów turystyki zagranicznej są cały czas zmieniające się przepisy dotyczące podróżowania do innych krajów i aktualizowana bez żadnych konsultacji lista państwa z zakazem lotów. Marcin Świdziński podkreśla, że najgorsza z perspektywy branży jest konieczność dostosowywania się do nowych przepisów z dnia na dzień.
Podobna niepewność panuje w kwestii niezwykle ważnych dla branży w okresie jesiennym wycieczek szkolnych. Zarówno rząd, jak i Główny Inspektorat Sanitarny nie wydali zakazu organizacji takowych, ale również nie ma wytycznych, jak je organizować i sprawa ta pozostaje w indywidualnej gestii dyrektorów poszczególnych placówek, którzy wolą unikać niepotrzebnego ryzyka i odpowiedzialności.
- Według pierwszych informacji, jakie mam od dyrektorów, wycieczki, które były poprzekładane z ubiegłego roku szkolnego jednak się nie odbędą. Zaliczki są już wpłacone i będzie poważny problem z ich oddawaniem, bo żaden ośrodek nie zwróci nam tych pieniędzy ze względu na to, że nie było żadnych zakazów odgórnych i zapowiada się walka z wiatrakami. Teraz przyjdą odroczone raty leasingowe za samochody, więc to będzie kolejny kłopot – mówi Marcin Środowski.
Od wrześnie tradycyjnie organizowano także liczne konferencje i kwitła turystyka biznesowa. Poza tym, że cały czas funkcjonują liczne obostrzenia i rygory sanitarne, to dodatkowo epidemia pokazała, że tego typu spotkania można organizować w przestrzeni wirtualnej i nie wiadomo, jak przyszłość czeka sektor MICE.
Jak widać wciąż jest wiele niewiadomych, sytuacja prawna dla branży turystycznej i szeroko pojętego sektora spotkań jest bardzo niepewna i zmienna, a najbliższe miesiące wcale nie muszą przynieść poprawy ich sytuacji i szansy na odrobienie olbrzymich strat. - Wszystkie ośrodki monitorujące turystykę i eksperci zgodnie twierdzą, że następny rok to będzie odrabianie strat dla tych, którzy przetrwają, a o jakichkolwiek zyskach dla branży turystycznej można mówić dopiero od 2022 roku – podsumowuje Błażej Cecota.