Pan Andrzej wigilijną noc spędził u weterynarza. Jego miniaturowy maltańczyk, choć prowadzony na smyczy, podczas wieczornego spaceru, złapał resztki karpia. Leżały pod balkonem. - Jedną ość udało się z pyska natychmiast wyciągnąć, druga utknęła w gardle psa - opowiada pan Andrzej. Dobrze, że znajomy lekarz odebrał telefon i chciał pomóc naszej Milusi, na szczęście żyje... Ale operacja trwała kilkadziesiąt minut.
Pani Zofia mieszka przy ul. Kostromskiej w Piotrkowie. Już dwa razy wyciągała swojej podopiecznej kość z gardła. Aż się dziwię, że mi się udało – wspomina. - To chyba były wielka determinacja, strach przed odejściem przyjaciela i znikąd pomocy. Pies się dusił, musiałam mu pomóc.
Okazuje się jednak, że nie tylko mieszkańcy bloków wyrzucają resztki jedzenia. Pani Alina mieszka na Wierzejach. Tam ludzie rzucają kości i nie tylko na trawniki. - Może to dla ptaków, czy bezdomnych zwierząt - zastanawia się pani Alina - Ale mój pies, po zjedzeniu takich resztek, przez dwa dni miał kłopoty z żołądkiem.