Przed społecznością wsi Proszenie wielkie wyzwanie – od września 2016 r. to oni mają przejąć miejscową podstawówkę. Stowarzyszenie Na Rzecz Szkoły w Proszeniu liczy dziś 28 osób. - Stowarzyszenie powstało, bo pojawił się problem ze szkołą. We wrześniu 2015 r. Urząd Miejski w Wolborzu stwierdził, że placówka jest nierentowna, przynosi same straty, a Urząd musi dokładać bardzo duże pieniądze do utrzymania szkoły. Burmistrz powiedział wtedy, że albo szkoła zostanie zlikwidowana, albo my jako mieszkańcy zbierzemy się i założymy stowarzyszenie, bo to jest szansa na uratowanie placówki – mówi Iwona Czapla, prezes Stowarzyszenia. - Doszliśmy do wniosku, że wszyscy mamy jeden cel - szkoła musi zostać, bo jak jest szkoła, to miejscowość żyje.
Iwona Czapla cieszy się i boi jednocześnie. Jest nauczycielem pedagogiem od 20 lat, ale wszystko, co teraz się dzieje jest dla niej nowe, chociaż może pochwalić się też doświadczenie na stanowisku kierowniczym. Obawy były bardzo duże, również w społeczności lokalnej, ale była też nadzieja i trochę optymizmu, że dadzą radę. - Oczywiście pozostaje wielka niewiadoma, czy się uda – mówi Czapla.
Obecnie trwają rozmowy pomiędzy Stowarzyszeniem a władzami gminy, wkrótce sformułowana zostanie umowa, która da mieszkańcom prawo zarządzania SP w Proszeniu od 1 września 2016 r. - Właśnie podjęliśmy decyzję, że Stowarzyszenie dokona rejestracji działalności gospodarczej. Chcemy w przyszłości pozyskać pieniądze na doposażenie stanowisk pracy. Najtrudniejszym etapem będzie stworzenie kadry pedagogicznej, zespołu ludzi, którzy razem z nami poprowadzą szkołę do sukcesu – mówi pani prezes, która dodaje, że stosunki pomiędzy stowarzyszeniem a władzami Wolborza układają się wzorowo.
Dziś kadrę w SP w Proszeniu tworzy kilkanaście osób - głównie pracownicy pedagogiczni, do tego 1 i ¼ etatu po stronie administracji. - To trudny temat, w tej chwili podejmowany przez Urząd Miejski i Radą Pedagogiczną. My - dopóki nie mamy umowy - nie możemy przecież podejmować żadnych działań - mówi Iwona Czapla i dodaje, że liczba zatrudnionych od września nauczycieli będzie zależała od liczby dzieci. Prezes przyznaje także, że prawdopodobnie trzeba będzie ograniczyć liczbę pracowników pedagogicznych.
Obecnie do Szkoły Podstawowej w Proszeniu uczęszcza 34 uczniów, którzy uczą się w 6 oddziałach oraz 15 przedszkolaków. Głównie są to dzieci z Proszenia i Polichna, te miejscowości stanowią obwód szkoły, a pojedyncze osoby są z Wolborza, Gazomii Nowej, z sąsiedniej gminy Moszczenica. - Będzie lepiej, już teraz po naborze zwiększa nam się liczba dzieci w oddziale przedszkolnym o 9. W szkole podstawowej będziemy mieć 3 osoby mniej – mówi Czapla.
Nauczyciele muszą zdawać sobie sprawę, że Karta nauczyciela, na podstawie której są dziś zatrudnieni, odejdzie do lamusa. - Sama jestem nauczycielem i wiem, co to dla nas znaczy, no ale niestety, żeby dzieci miały szkołę w swojej miejscowości trzeba będzie z czegoś zrezygnować, a jedyną na to szansą jest zejście z Karty nauczyciela – mówi prezes Stowarzyszenia.
Czapla zaznacza jednak, że nowa sytuacja nie oznacza, że warunki do pracy będą złe. Przyznaje też, że nauczyciele zdają sobie sprawę, że ich pensje polecą w dół. - Postaramy się stworzyć jak najlepsze warunki, na które pozwoli subwencja oświatowa i dotacje - dodaje. - Jeżeli uda nam się przetrwać pierwszy rok, to każdy kolejny będzie lepszy i niewykluczone, że kiedyś uda nam się wrócić do stawek z Karty nauczyciela.
Z dokładnie tymi samymi problemami zmagała się kilka lat temu szkoła w Rękoraju w gminie Moszczenica. Dziś można już śmiało stwierdzić, że stowarzyszenie, które przejęło placówkę odniosło sukces.
Stowarzyszenie rodziców najpierw przejęło przedszkole (3 lata temu), kilka miesięcy później szkołę, którą później powiększono o gimnazjum. Podstawówka liczyła, jeszcze przed rewolucją 52 dzieci. Utrzymywanie placówki, w której uczyła się tak mała liczba dzieci pochłaniało ogromne koszty. W poszczególnych klasach było po 5 - 6 uczniów, a nauczycieli trzeba było przecież zatrudniać na pełne etaty. Oprócz subwencji oświatowej gmina musiała dopłacać do szkoły ok. 700 tys. zł, kwota gigantyczna zwłaszcza, że w pobliżu są przecież inne placówki, gdzie można było rozmieścić dzieci. Rozwiązanie? Likwidacja. Na to jednak (tak jak w Proszeniu) nie zgodzili się rodzice. Wójt zaproponował, że (oprócz subwencji) dołoży do prowadzenia szkoły 200 tys. - Po przeprowadzeniu wstępnej analizy finansowej okazało się, że jest możliwe utrzymanie placówki za te pieniądze. Rodzice nie pozwolili na likwidację i rozwijamy się - mówi nam dziś z dumą Zbigniew Tuta, dyrektor szkoły, gimnazjum i przedszkola w Rękoraju. - Była bardzo fajna współpraca z gminą, która pomagała nam w kwestiach prawnych. Jeżeli jest dobra współpraca z wójtem i Radą Gminy, jeśli oni chcą, żeby takie coś powstało, to nie ma żadnego problemu.
Sami prowadzimy szkołę, a wójt ma jeden duży problem z głowy. Tuta przyznaje, że dla niego prowadzenie zespołu szkół w Rękoraju to czysta przyjemność. Dostrzega prawie wyłącznie plusy. - Po pierwsze dlatego, że nie obowiązuje nas ten przeżytek w postaci Karty nauczyciela - mówi. - To coś szkodzi oświacie, zatrzymuje ją w rozwoju, dlatego uważam, że powinno być zlikwidowane, a nauczyciele powinni pracować na zdrowych, rozsądnych warunkach.
Tymczasem zgodnie z Kartą, nauczyciela właściwie nie można zwolnić - to jest ewenement w skali europejskiej. Nie można zwolnić pracownika, który jedynie odwala swoją robotę, czyli przychodzi, odrabia swoje 18 godzin i wychodzi. Nie można go do niczego więcej zmusić, a jeśli zacznie się takiego nauczyciela gonić do pracy, to dyrektora można pozwać do sądu za mobbing.
W nowej rzeczywistości to dyrektor decyduje o tym, który nauczyciel ile zarabia, komu należy się premia. - Uważam, że nauczyciele języka polskiego i matematyki pracują pod wielką presją, bo od wyników z tych przedmiotów zależy, czy uczniowie dostaną się do kolejnych szkół i jakie miejsce szkoła zajmie w rankingach. Oni powinni być inaczej wynagradzani niż np. nauczyciele od muzyki czy plastyki. U nas tak właśnie jest - mówi Zbigniew Tuta. - Karta nauczyciela jest czymś złym i powinna być jak najszybciej zlikwidowana dla dobra oświaty. U nas obowiązuje Kodeks pracy, jest normalna, zdrowa sytuacja.
Jeden jedyny minus nowej sytuacji to niższe (o ok. 1/3) pensje nauczycieli. - Wielkiego oporu materii nie było, bo moi nauczyciele są normalnymi ludźmi. Dla tych starszych było to trochę bolesne. Pozostali to młodzi nauczyciele, którym nie przeszkadza, czy jest Karta nauczyciela, czy jej nie ma. Jeśli chodzi o czas pracy, to mają 25 godzin w etacie - mówi Tuta.
Dyrektor nagradza nauczycieli lepiej pracujących. Ma osobną pulę na premię, którą dzieli co kwartał. Sam przyznaje, że nastawił się na „makabryczną wręcz kreatywność i aktywność”. Każdy nauczyciel musi wymyślić w szkole dwie nowe rzeczy. - Niektórzy mają jeszcze trochę starych nawyków, ale szybko się z tego leczą - mówi dyrektor. - Nowi przychodzą już niesamowicie dynamiczni. Nikogo nie ścigam, nikogo nie ganiam, bo każdy ma zrobić swoje, ale... nie daj Boże jak nie zrobi. Skończyły się kawusie, narady i wychodzenie z pracy dwie godziny wcześniej. Wreszcie zapanowały normalne stosunki. Ale z tego właśnie powodu nienawidzą mnie wszyscy inni dyrektorzy, marzyli o tym, żeby mi nie wyszło. Wszyscy wróżyli, że to wszystko padnie. Dla dyrektora to jest wymarzona sytuacja, zatrudniam kogo chcę, zwalniam kogo chcę.
Stowarzyszenie w Rękoraju ma się czym pochwalić. Która inna placówka w naszym regionie może pochwalić się dwoma basenami (to nie żart)? Szkoła ma nowe boisko do piłki nożnej, siłownię zewnętrzną, duży plac zabaw, własny figloraj, własną salę kinową z ledowym rzutnikiem. W większości sal są tablice interaktywne. Uczniowie gimnazjum na 3 lata otrzymują laptop. Trwa budowa letniej sceny teatralnej.
Wcześniej za finanse szkoły odpowiadał wójt i Rada Gminy. - Teraz siadamy z zarządem i naradzamy się. Mnie spadł kamień z serca, bo wreszcie realizuję swoje pomysły. Nie mamy absolutnie żadnych problemów finansowych - mówi dyrektor. Przed trzema laty w szkole uczyło się 52 dzieci, teraz 110. Do Rękoraja dojeżdża też kilka osób z Piotrkowa i 8 osób z innej gminy.
Stowarzyszenie z Rękoraja bezapelacyjnie odniosło sukces. Proszenie ma się na kim wzorować, choć Zbigniew Tuta zaleca mieszkańcom gminy Wolbórz ograniczony optymizm. - Tam jest za mało dzieci, a co gorsza nie ma perspektywy, że będzie lepiej, nie ma perspektywy rozwoju. Nie odradzam im tego pomysłu, ale ja bym tam raczej widział miejsce pod przedszkole czy nauczanie początkowe, pod szkołę, która jest filią - przyznaje dyrektor z Rękoraja. - Jeśli to będzie samodzielna szkoła, to zrobi się... dziadostwo, bo będą łączone klasy. Do tego dochodzi kwestia rozwoju emocjonalnego dzieci, które nie będą miały kontaktu z rówieśnikami, z nowoczesnością. To po prostu będzie jak nauczanie indywidualne w domu - odcięcie dziecka od świata.
Czy rzeczywiście mieszkańcy Proszenia porywają się z motyką na słońce? Ocenimy to po pierwszym roku funkcjonowania szkoły w nowej rzeczywistości.