Dopiero późnym wieczorem Państwowa Komisja Wyborcza podała, że do europarlamentu wejdzie także łódzka posłanka PO Joanna Skrzydlewska.
A jednak Łódź w poniedziałek ekscytowała się inną sensacyjną informacją, bo portale podawały, że z listy PiS do europarlamentu wyjedzie... zgierski poseł Marek Matuszewski.
- Po podaniu tych danych studziłem emocje kolegów, mówiłem, że trzeba czekać na oficjalne wyniki - opowiada Matuszewski. - Ale gratulacje odbieram cały czas, telefon dzwoni bez przerwy, dziennikarze proszą, bym zorganizował konferencję prasową. Ja od początku, nawet gdy podawano, że mam pewny mandat nie robiłem sobie żadnych nadziei, bo to byłaby sensacja w skali całego kraju. Ale przyznam, że gdyby to co mnie spotkało kandydata o słabszych nerwach, to pewnie miałby kłopoty z ciśnieniem.
Matuszewski "europosłem" był tylko przez 12 godzin, a zdobył niespełna 6 tys. głosów.
Mandaty w stolicy zdobył także sieradzki poseł Paweł Zalewski (lista PO) oraz łódzki poseł SLD Wojciech Olejniczak, choć i on nie był pewny. Mimo przyzwoitego wyniku (ponad 65 tys. głosów) skomplikowana ordynacja wyrzucała go za burtę. Okazało się jednak, że to tylko błąd ośrodka badań, które szybko podchwyciły media. Olejniczak jednak mandat zdobył. Zanim ta informacja obiegła kraj, na lewicy pojawiły się już informacje, że łódzki poseł wyborczą klapę przypłaci w najlepszym wypadku utratą stanowiska szefa klubu parlamentarnego, a może nawet wylecieć z partii. Później, gdy już wiedziano, że został europosłem, na luzie i z uśmiechem rzucał w stronę dziennikarzy ironiczne uwagi, że "sondażownia mandatu mu nie dała, ale dostał go od wyborców". Wybór Olejniczaka to wakat w Sejmie, miejsce szefa klubu zajmie Sylwester Pawłowski, były wiceprezydent Łodzi i poseł V kadencji.
Zalewskiego w Sejmie zastąpi z kolei wojewódzki radny PiS Wojciech Szczęsny Zarzycki. Nie jest nowicjuszem, bo posłem był od 1989 do 2005 r, a posłowanie ma we krwi. Jego ojciec był posłem II Rzeczpospolitej.
Z europarlamentem żegna się Urszula Krupa, "jedynka" PiS. Mimo, że głosowało na nią ponad 54 tys. ludzi, ten wynik nie zagwarantował jej elekcji. Do wieczora ważyła się jeszcze kwestia ewentualnego trzeciego mandatu dla łódzkiego okręgu, a walka rozgrywała się między Jolantą Szymanek-Deresz, "jedynką" koalicji SLD - UP, (53 tys. głosów), a trzecią na liście PO Joanną Skrzydlewską.
Łodzianka, mimo, że przedwyborcze sondaże dawały jej euromandat, a w czasie kampanii pracowała najciężej spośród wszystkich kandydatów, zdobyła tylko nieco ponad 32 tys. głosów. Biorąc pod uwagę jej rozpoznawalność i aktywność w kampanii to porażka, bo Skrzydlewska w eurowyborach wypadła słabiej, niż jesienią 2007 r. kiedy po raz drugi została posłanką (głosowało na nią wówczas ponad 33 tys. wyborców).
- Gdyby nie aktywność Asi Skrzydlewskiej, wynik Platformy byłby słabszy - podkreśla senator Maciej Grubski.
Marcin Darda POLSKA Dziennik Łódzki