- Partner nie zawsze jest gotowy, aby uczestniczyć w porodzie. Jeśli jest niezdecydowany, nie zmuszajcie go – mówi Aneta Magiera, oddziałowa na Oddziale Ginekologiczno-Położniczym szpitala wojewódzkiego w Piotrkowie. - To widać od razu na sali porodowej. Jeśli tata został zmuszony do tego, aby wejść na porodówkę, w ogóle nie jest zainteresowany porodem i tym, co się dzieje z jego partnerką. Panowie zajmują się wtedy najróżniejszymi sprawami, np. wyglądają przez okno i sprawdzają natężenie ruchu na ulicy Rakowskiej, wdają się w zbędne i zupełnie niezwiązane z porodem dyskusje z personelem. Co jeszcze? Grają na telefonie, wysyłają SMS-y, a to pacjentce niekoniecznie jest potrzebne. Kobieta w takiej sytuacji potrzebuje wsparcie, potrzymania za rękę, na pewno chciałaby wtedy usłyszeć słowa, które pomogą jej przetrwać niewątpliwie trudne i stresujące dla niej chwile. Jesteśmy bardzo wyczulone i kiedy rzeczywiście partner przeszkadza albo np. histeryzuje, staramy się zachęcić go do opuszczenia sali porodowej i zajęcia się czymś, co mogłoby go uspokoić.
Niestety bywa i tak, że mężczyźni mdleją, choć personel stara się reagować już w momencie, kiedy po przyszłym tacie widać, że czuje się nie najlepiej. Oddziałowa przypomina mu wtedy, że fakt, że zadeklarował swoją obecność na sali porodowej nie znaczy, że musi przebywać tam przez cały czas. - W każdej chwili można wyjść, troszeczkę ochłonąć, napić się kawy, a potem wrócić. Wiadomo, że poród to proces, który trochę trwa – mówi pani Aneta.
Jeżeli tata zemdleje przy porodzie oznacza to problem przede wszystkim dla personelu. Jeśli padnie jak długi na podłogę istnieje ryzyko, że może zrobić sobie krzywdę. - Może się poobijać, rozbić głowę. Oznacza to dla nas wyłączenie jednej osoby z personelu, która musi zająć się tatą, zawieźć go na SOR, gdzie udzielą mu pierwszej pomocy – dodaje oddziałowa.
Kiedy poród się przedłuża bywa i tak, że rodzące załamują się psychicznie, wówczas pojawia się syndrom „dziękuję, dalej nie rodzę”. Co zrobić, aby zmobilizować mamę? To również rola oddziałowej. - Panie są zmęczone, najchętniej powiedziałyby wtedy, że one chcą się wypisać. Często pod koniec porodu najchętniej powiedziałyby „zatrzymajcie ten świat, ja wysiadam, nie chcę dłużej rodzić, idę do domu”. To naturalna obrona organizmu, bo jest zmęczenie, stres i ból. W miarę naszych możliwości staramy się łagodzić ból porodowy, uspokoić pacjentki. Kobietę, która nawiązuje z nami kontakt jesteśmy w stanie przekonać, że to już jest koniec, że może nam zaufać, że będzie dobrze i razem dobrniemy do tego wyjątkowego momentu.
Panie z personelu piotrkowskiej porodówki przyznają, że porodów rodzinnych przybywa. Rzeczywiście obserwujemy tendencję zwyżkową. Jeżeli tata naprawdę jest zdecydowany, jeżeli jest świadomy tego, co razem z mamą będą przeżywać, jest niesamowitym wsparciem dla kobiety, która jest czasem zagubiona na naszej sali porodowej. Jeżeli partner nie chce, proponuję poprosić wtedy mamę, siostrę, przyjaciółkę – radzi oddziałowa.
Nie ma prostego podziału, kto lepiej potrafi „zachować się” na sali porodowej - kobiety czy mężczyźni. To, czy ktoś będzie dobra osobą towarzyszącą zależy od osobowości. Panie same muszą rozważyć, który wybór będzie najlepszy, w końcu najlepiej znają swoich parterów. - W przypadku mam przyszłych mam jest tak, że każda chciałaby ująć bólu i urodzić za córkę. Zdarzają się też teściowe, które są super wsparciem. To wszystko zależy od więzi w rodzinie – mówi Aneta Magiera.