W Szkole Podstawowej nr 10 w Piotrkowie dochodziło do mobbingu i nierównego traktowania.
Tak 9 października orzekł Sąd Rejonowy w Piotrkowie po niemal półtorarocznym procesie, który szkole wytoczyła pełniąca do niedawna funkcję sekretarza szkoły Beata Zielonka. Tymczasem piotrkowski Urząd Miasta milczy w tej sprawie, choć to gmina jest organem prowadzącym szkołę i gdyby wyrok się uprawomocnił, to właśnie ona zapłaci (i to dosłownie) za naruszanie prawa przez dyrekcję. Niczego to chyba jednak nie nauczyło decydentów. Od września prezydent Piotrkowa powołał na stanowisko dyrektora “Dziesiątki” niegdysiejszą wicedyrektor szkoły uznaną przez Sąd Rejonowy za jednego z mobberów.
- Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim, IV Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, po rozpoznaniu w dniu 25 września 2014 r. sprawy z powództwa Beaty Zielonki przeciwko Szkole Podstawowej nr 10 o odszkodowanie i zadośćuczynienie, zasądza pozwanej Szkole Podstawowej nr 10 na rzecz powódki Beaty Zielonki kwotę 9 tys. zł tytułem odszkodowania za naruszenie zasady równego traktowania w zatrudnieniu i 10 tys. zł tytułem zadośćuczynienia za krzywdę doznaną wskutek mobbingu przez pracodawcę – odczytywał wyrok sędzia Sądu Rejonowego Marcin Wojciechowski.
Sąd oddalił powództwo w pozostałej części (tej dotyczącej wysokości zadośćuczynienia – B. Zielonka żądała 25 tys. m.in. na cel charytatywny, sąd zasądził 10 tys. zł).
- Sąd zasądza od Szkoły Podstawowej nr 10 na rzecz powódki kwotę 990 zł tytułem zwrotu kosztów zastępstwa procesowego. Nakazuje pobrać od pozwanego (SP nr 10) na rzecz Skarbu Państwa Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim 1149,33 zł tytułem zwrotu wydatków poniesionych tymczasowo przez Skarb Państwa w toku postępowania od uwzględnionej części powództwa. Zwalnia powódkę Beatę Zielonkę od obowiązku zwrotu wydatków poniesionych tymczasowo przez Skarb Państwa w toku postępowania od oddalonej części powództwa – mówił sędzia Wojciechowski.
- Jesteśmy bardzo zadowoleni z wyroku, bo co do zasady powództwo zostało uwzględnione (nieuwzględnioną częścią jest część zadośćuczynienia za mobbing; sąd nie uznał części kwoty). Jeżeli chodzi o kwestie związane z odszkodowaniem, to one miały dla powódki znaczenie drugorzędne. Zresztą i tak kwota częściowo miała być przekazana na jakiś cel społeczny. Teraz będziemy czekać na reakcję drugiej strony, która się dzisiaj nie stawiła – mówił tuż po ogłoszeniu wyroku reprezentujący Beatę Zielonkę mecenas Marcin Mastalerz. – Okazało się, że to, co od samego początku twierdziła powódka, jest prawdą i w zasadzie cały materiał dowodowy potwierdził jej rację i działanie osób, które zostały uznane za sprawców tego procederu. Oczywiście one nie są wskazane w wyroku, bo taka jest konstrukcja orzeczenia – jest to orzeczenie skierowane przeciwko pracodawcy, a nie przeciwko osobie, która dopuszczała się takich zachowań, ale myślę, że będzie to ujęte w pisemnym uzasadnieniu sądu – dodaje Mastalerz.
- Na pewno złożymy apelację w tej sprawie – mówi Viotella Zawadzka, która reprezentowała dyrekcję Szkoły Podstawowej nr 10. - Nie zgadzamy się z tym, że tam jakikolwiek mobbing się odbywał, bo w myśl tego pracodawca nie ma prawa zwrócić uwagi, jak pracownik źle postępuje.
Wyrok nie jest prawomocny. Strony mają 7 dni na złożenie wniosku o jego uzasadnienie, a po doręczeniu uzasadnienia pozostanie 14 dni na napisanie apelacji.
To był (jest) koszmar
Sprawa do piotrkowskiego sądu trawiła w czerwcu ubiegłego (2013) roku, ale tak naprawdę zaczęła się dużo wcześniej. - Właściwie od momentu, kiedy dyrektorem szkoły została pani Ewa Baranowska. A nawet trochę wcześniej, kiedy pani Baranowska oficjalnie dyrektorem jeszcze nie była. Przyszła do szkoły pewnego dnia i zażądała dokumentów (arkusze organizacyjne), a ja ich nie chciałam i nie mogłam wydać (to byłoby tak, jakbym wydała dokumentację szkolną każdej innej osobie, która przyjdzie z ulicy i mnie o to poprosi) - opowiada Beata Zielonka, ówczesny sekretarz szkoły. - A później... było już tylko gorzej. Przez te ostatnie lata (a szczególnie w czasie procesu) moje zdrowie zostało zupełnie zrujnowane, a życie wywrócone do góry nogami. Stałam się kłębkiem nerwów, zupełnie straciłam poczucie własnej wartości jako człowiek, jako pracownik - opowiada pani Beata.
Organ bez reakcji
Pani Beata w szkole pracowała od ponad 20 lat. - Przeżyłam różnych dyrektorów i nigdy nie było żadnych problemów. Wszystkie drobne sprawy udawało się rozwiązywać na bieżąco, bez tworzenia atmosfery konfliktu, dlatego na początku zupełnie nie rozumiałam tych zachowań nowej dyrekcji wobec mojej osoby, bo nigdy dotąd z czymś takim się nie spotkałam - opowiada.
- Za czasów poprzedników Ewy Baranowskiej pani Zielonka nie miała żadnych problemów z dyrekcją, otrzymywała nagrody, była uważana za pracownika kompetentnego. Wszystkie czynności wykonywała na czas, prawidłowo. Była dobrze oceniana i przez poprzednią dyrekcję, i przez podległych sobie pracowników, i przez rodziców uczniów, i przez nauczycieli. Problemy powódki zaczęły się od września 2009 r. - wynika z ustaleń sądu.
Skąd więc eskalacja konfliktu? Światło na sprawę rzucają zeznania jednego ze świadków, który twierdził, że podczas spotkania towarzyskiego, jeszcze przed oficjalnym powołaniem Ewy Baranowskiej na dyrektora szkoły, padły stwierdzenia, kto z placówki ma zostać zwolniony i dla kogo ewentualnie zrobić miejsce. Nazwisko Beaty Zielonki też znalazło się na tej nieoficjalnej “liście”. Sąd miał nawet zamiar nie brać zeznań tego świadka pod uwagę (bo był on mocno skonfliktowany z nową dyrekcją, co mogło wpłynąć na obiektywizm) gdyby nie fakt, że wszystkie osoby, których nazwiska podczas tej rozmowy padły, były rzeczywiście sukcesywnie zwalniane.
- Z zeznań wynika, że niektórzy nauczyciele z powodów niezrozumiałych dla kolegów tracili zatrudnienie. Na ich miejsce pojawiały się nowe osoby z zewnątrz (np. siostra ówczesnej wicedyrektor szkoły). Pozostali również obawiali się o zatrudnienie - brzmią ustalenia sądu.
O tym, że w szkole zapanowała wówczas naprawdę zła atmosfera, mówiło wielu świadków zeznających w procesie. - Z zeznań świadków wynika, że Beata Zielonka była pracownikiem otwartym, aktywnym, wesołym, ale to się zmieniło po objęciu dyrekcji przez panią Ewę Baranowską. Powódka stała się zamknięta, zestresowana, zdenerwowana. Pracownicy często widzieli ją zapłakaną. Kiedy pytali, co się stało, odpowiadała, że jest po rozmowie z panią dyrektor, z panią wicedyrektor. I, co istotne, takie obawy co do dyrekcji wyrażała nie tylko powódka. Atmosfera w szkole była bardzo zła, a wynika to także z zeznań nauczycieli zgłoszonych jako świadków przez szkołę. Nauczyciele, którzy mieli wykazać, że to powódka była złym pracownikiem nadużywającym swoich uprawnień czy nieradzącym sobie z pracą, wskazywali, że była ona dobrym pracownikiem, ale zła jest atmosfera w szkole. Nie było porozumienia między nauczycielami i dyrekcją. Nie były wyjaśniane sytuacje sporne. Nauczyciele wskazywali, że byli wzywani na rozmowy, które miały charakter nieprzyjemny, nie było żadnej wymiany myśli, tylko stawiane były zarzuty - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia.
I nie od razu też przyszła decyzja, żeby z tym faktem iść do sądu. - Kiedy nauczyciele próbowali rozmawiać z dyrekcją, było to ignorowane. Kiedy jeden z nauczycieli wniósł o zwołanie Rady Pedagogicznej, pani dyrektor to wprawdzie zrobiła, ale przedstawiła tylko swoją opinię i zamknęła Radę, uniemożliwiając nauczycielom zabranie głosu. Relacje o tej złej atmosferze w szkole były przekazywane do organu założycielskiego (Urząd Miasta w Piotrkowie Trybunalskim - przyp. red.). I to były zarówno wystąpienia pracowników obsługi, jak i pracowników pedagogicznych, ale niestety nic nie dały. Organ założycielski albo pozostał bezczynny, albo jego działania nic nie pomogły - cytował ustalenia procesu sędzia.
Można by w tym miejscu zadać pytanie, co zrobić z organem, który nie reaguje? Medycznie (dla każdego chirurga) odpowiedź wydaje się prosta. W życiu i samorządzie - już niezupełnie.
Lista zarzutów: niemobilne buty, literówki, “żarcie”
Szkoła powództwa Beaty Zielonki nie uznała. Zaczął się więc proces. - Obrona podczas procesu wskazywała, że powódka była pracownikiem przeciętnym, często sprawiającym kłopoty, a zarzuty istniejącego według niej mobbingu były to tylko reakcje na błędy i niedociągnięcia wskazywane przez pracodawcę. Zdaniem pracodawcy nigdy nie była ona gorzej traktowana niż inni - przytaczał opinię strony pozwanej sędzia Wojciechowski.
Jednak z ustaleń sądu wynika coś zupełnie innego. Zielonka podczas sprawowania funkcji przez Ewę Baranowską nigdy nie dostała nagrody, a nawet cofnięto jej tę przyznaną przez poprzedniego dyrektora.
- Powódka spotykała się też z krytyką, zarówno jej wyglądu, spożywania posiłków w szkole (w swoim pokoju - przyp. red.), mimo że w szkole nie było pomieszczenia socjalnego, gdzie mogłaby to robić, z krytyką jej kwalifikacji, wykształcenia, ale też z zachowaniami niemieszczącymi się już zupełnie w granicach prawidłowych relacji pracodawca - pracownik - mówił sędzia. - Podczas jednej z wizyt dyrekcji w jej pokoju padło stwierdzenie niemieszczące się w granicach szacunku i zrozumienia. Pani dyrektor stwierdziła: “Beata, co ty żresz?”. Wicedyrektor szkoły w swoich zeznaniach próbowała relatywizować opis tej sytuacji, stwierdzając, że pani dyrektor, wchodząc, spytała tylko, co tak nieprzyjemnie pachnie, ale wersja przedstawiona przez panią Zielonkę znajduje potwierdzenie w zeznaniach innych świadków - ustalił sąd.
Co jeszcze dyrekcji nie podobało się w sekretarz szkoły? A no na przykład to, że nosiła “niemobilne buty” (to znaczy buty na wysokich obcasach)!!!
Sprawą urastającą do wagi problemu zasługującego na zwolnienie z pracy (bo Beata Zielonka z pracy właśnie została zwolniona) stał się też fakt popełniania błędów (głównie literówek) w przygotowanych przez nią pismach. Decyzję o zwolnieniu przesądzić miał fakt, że sekretarz szkoły nie wyszła z budynku na próbny alarm ewakuacyjny (bo – jak tłumaczyła – po prostu nie usłyszała dzwonka).
Dyscyplinarka za “niepełnosprawne dziecko”
Jak ustalił sąd, w Szkole Podstawowej nr 10 w godzinach pracy można grać na Facebooku w “Farmę” (na służbowym komputerze!), można prać prywatne dywany w szkolnej sali (żeby nie pomoczyć domowej podłogi – to robiła ówczesna wicedyrektor szkoły Wioletta Matuszczyk), ale absolutnie nie wolno ze służbowego komputera wysłać maila do znajomych. Za to Beata Zielonka natychmiast otrzymała tzw. dyscyplinarkę. – Rzeczywiście wysłałam maila do znajomych pań z innych szkół, że chętnie rozliczę im (oczywiście za darmo!) PIT, a one – jeśli będą miały życzenie – tzw. 1% podatku przekażą na fundację, która ma pod opieką także moją niepełnosprawną córkę – opowiada pani Beata o jedynej dyscyplinarnej naganie, jaką otrzymała w życiu.
Zdaniem sądu – trudno tu mówić o równym traktowaniu.
Zaginął dysk? A kogo to obchodzi!?
Eksplozja emocji (niestety tych negatywnych, które doprowadziły Beatę Zielonkę do sądu), miała miejsce w czerwcu ubiegłego roku, kiedy doszło do zalania sali gimnastycznej. – Kiedy chciałam zapytać dyrekcję, co zrobić, jeden z pracowników powiedział mi, że nikogo z dyrekcji nie ma już w szkole, sama więc (jako sekretarz i kierownik gospodarczy – przyp. red.) podjęłam decyzję o spuszczeniu wody z instalacji, żeby nie doszło do dalszego zalania. Następnego dnia pani dyrektor przybiegła do mnie z ogromnymi pretensjami, że tak postąpiłam (po tej awanturze poczułam się tak źle, że trafiłam prosto ze szkoły do szpitala). Dyrektor twierdziła jednocześnie, że była w szkole – opowiada pani Beata.
Czy tak było rzeczywiście? To miały wyjaśnić nagrania ze szkolnego monitoringu, ale... okazało się, że dysk z nimi zaginął, a dyrekcja zaczęła niedwuznacznie sugerować, że to może być sprawka właśnie Beaty Zielonki. Tymczasem... – Powódka sama chciała odtworzyć nagranie w celu udokumentowania swojego stanowiska – zauważa sąd. Zauważa też fakt, że klucze do pokoju, gdzie stało urządzenie rejestrujące, miały tylko dyrektor i wicedyrektor szkoły (a przecież nigdzie nie było śladów włamania). – Żeby zatrzymać i uruchomić ponownie rejestrator (a to miało miejsce wówczas, kiedy ktoś – dotąd nie wiadomo, kto!!! – wymienił oryginalny dysk z nagraniem na inny – przyp. red.), trzeba mieć uprawnienia i kody, a te posiadały tylko wicedyrektor i dyrektor – odnotowuje sąd.
Sąd w Piotrkowie uznał ostatecznie, że do mobbingu i nierównego traktowania w SP 10 dochodziło, co doprowadziło do rozstroju zdrowia powódki i zasądził na jej rzecz odszkodowanie i zadośćuczynienie.
Urząd nie komentuje
W tej sytuacji próbowaliśmy zapytać, co zrobił organ prowadzący szkołę w sprawie wyjaśnienia sytuacji, do których dochodziło w placówce od dłuższego czasu (UM kilka razy był proszony o interwencję i informowany o złej sytuacji). Czy dla komisji, która opiniowała powołanie na nowego dyrektora SP 10 Wioletty Matuszczyk (od września 2014) i dla prezydenta Piotrkowa, który ją na to stanowisko powołał, nie był budzącym wątpliwości fakt, że osoba ta w toczącym się procesie wymieniana jest jako jeden z mobberów (co potwierdził ostatecznie sąd w uzasadnieniu wyroku)? Czy osoba (chociażby tylko podejrzana o mobbing) jest dobrym kandydatem na stanowisko dyrektora? Czy w jakikolwiek sposób organ prowadzący próbował wyjaśnić fakt zniknięcia ze szkoły dysku z nagraniami monitoringu (dyrekcja mówiła o tym fakcie podczas procesu, ale w żaden sposób nie wyjaśniła – chociażby podejmując kroki prawne – tej sprawy)?
Na te wszystkie pytania nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
- Do momentu wydania prawomocnego wyroku ze strony Urzędu Miasta nie będzie komentarza w tej sprawie. Przypomnę jedynie, że UM nie jest stroną w sprawie, która toczy się między szkołą a zainteresowaną osobą – odpowiada jedynie Jarosław Bąkowicz, kierownik Biura Prasowego Urzędu Miasta Piotrkowa Trybunalskiego.
***
Tymczasem kilkanaście dni przed ogłoszeniem wyroku przez Sąd Rejonowy Beata Zielonka została zwolniona z pracy przez obecną dyrektor szkoły (kiedyś wicedyrektor, uznaną przez sąd za jednego z mobberów). W trakcie trwania procesu zwolniona z pracy została też pracownica obsługi, będąca jednym z kluczowych świadków w tej sprawie.
Wyrok Sądu Rejonowego nie jest prawomocny. Ponieważ pełnomocnik szkoły zapowiada apelację, sprawie będzie się najprawdopodobniej przyglądał także sąd apelacyjny. O wynikach będziemy informować.
Anna Wiktorowicz