W ubiegłym tygodniu w Piotrkowie doszło do tragedii. Piętnastoletni chłopiec wypadł z okna 10. piętra. Okoliczności tego zdarzenia bada policja i prokuratura. Kilka dni później w jeziorze Bugaj utonął czternastolatek. Nie przesądzając o wyniku dochodzeń w tych sprawach, próbujemy zapytać, kim jest piętnastolatek i jak nie przeoczyć tego, co w jego zachowaniu istotne. W poszukiwaniu odpowiedzi pomógł nam psycholog Michał Szulc.
- Abstrahując od tych konkretnych sytuacji (to musi wyjaśnić policja i prokuratura), chciałabym zapytać, kim psychicznie jest piętnastolatek. Czy to konstrukcja stabilna i czego się można po nim spodziewać?
- Michał Szulc: Ona w oczywisty sposób jest niestabilna, ponieważ jest konstrukcją w budowie. A jednocześnie, o czym warto pamiętać, jest to prekursor, a może więcej niż prekursor dorosłego człowieka. To jest młody, ale prawie, niemal, niespełna dorosły człowiek. O tych dwóch biegunach, dwóch elementach, komplementarnych wobec siebie, trzeba pamiętać. Z jednej strony jest to konstrukcja w budowie, a więc niestabilna. Podobnie jak w gmachu - jest pełno rusztowań, deski się chwieją, cegły są nie w pełni związane ze sobą, ale jednocześnie kształt, który widzimy, to kształt konstrukcji, która kiedyś w przyszłości stanie w pełnej krasie.
- Czy w związku z tym, że to jednak konstrukt jeszcze niestabilny, możemy się spodziewać po nim zachowań, które dla dorosłych są pewnie nieracjonalne?
- Możemy. Takie zachowania, które mają charakter gwałtowny, impulsywny, a więc również nieprzemyślany, nierefleksyjny, ale raczej doraźny i uruchamiany z nagła - są znacznie bardziej prawdopodobne w przypadku piętnastolatka niż trzydziestolatka. A co szczególnie ważne - w przypadku piętnastolatka występuje takie zjawisko, które nazywamy zawężeniem presuicydalnym (zawężenie obszaru percepcji do tych elementów, do tych treści, które są bezpośrednio związane z zachowaniem samobójczym) i jest dynamizmem dużo silniej działającym z uwagi na to, że ten dynamizm koresponduje z całą resztą funkcjonowania piętnastolatka, z ową niestabilnością, o której mówiliśmy, impulsywnością, gwałtownością.
- Czy szkoła może być traumą, przed którą młody człowiek nawet w ten sposób chce się bronić?
- Wszystko może być traumą. A trauma to jest coś bardzo osobistego i subiektywnego. To, co dla jednego ma charakter urazowy, dla kogoś może się okazać banalne, nieistotne, nawet śmieszne. I stąd często takie nasze opinie - no jakże mogło go to dotknąć? To miałoby spowodować, że wziął sznurek i poszedł do lasu? Niemożliwe! Przecież to banał! To śmieszne, żeby się takimi rzeczami przejmować. Ale to jest śmieszne dla nas. Nasz próg urazowości, skala naszej - mówiąc kolokwialnie - odporności psychicznej jest wyższa, ale w przypadku naszego kolegi, znajomego, dziecka może być zdecydowanie niższa, wątlejsza. W związku z tym nie oczekujmy, że to, co dla nas śmieszne, banalne, będzie też takie dla kogoś innego. Traumatyczność sytuacji jest czymś bardzo osobistym.
- Pan, jako praktykujący psycholog, spotyka się z dużą liczbą takich przypadków?
- Spotykam się z dość dużą liczbą prób samobójczych, deklaracji samobójczych, myśli samobójczych, natomiast z samymi aktami dokonanymi rzadziej oczywiście.
- Czy ktoś, kto ma w głowie samobójstwo, daje sygnały i czy można tego nie zauważyć?
- Zwykle tak i oczywiście można tego nie zauważyć. Pytanie, w jakim stopniu jesteśmy wrażliwi społecznie na odczyt tych sygnałów. Natomiast jest faktem, że większość samobójców komunikuje swój zamiar w bardzo różnej formie. Niekiedy wprost, nieraz forma ma charakter bardziej dyskretny. Zresztą jednym ze stereotypów społecznych, z którym się walczy, pracując w tym zawodzie, jest stereotyp mówiący o tym, że ten, kto rzeczywiście chce się zabić, ten nie komunikuje tego, nie ostrzega, a jak dużo gada, to tego nie zrobi. To nieprawda. Jest wręcz przeciwnie. Niemal wszyscy samobójcy mówią o swoim zamiarze, a to dlatego, że w motywach, które stoją za zachowaniem suicydalnym (samobójczym) jest koktajl - mieszanka motywu rezygnacyjnego i motywu manipulatywnego. W motywie manipulatywnym zawiera się gotowość, pragnienie zmiany, wpływu na rzeczywistość, a ta rzeczywistość może być zmieniona tylko wtedy, gdy ostrzeżemy o swoim zamiarze. Jeśli nie uprzedzimy, a zamiar zrealizujemy, to wpływ na to, co wokół nas, jest zerowy.
- Zdarzają się przypadki, kiedy zamiar zupełnie nie jest komunikowany?
- Nasze umysły to nie są zegarmistrzowskie mechanizmy. Sporadycznie się zdarzają. Mam poczucie, że od pewnego czasu zrezygnowaliśmy z poszukiwania wrażliwości społecznej albo wręcz zgodziliśmy się z fałszywą z gruntu tezą, że my jako społeczeństwo nie potrafimy być wrażliwi, że wrażliwość społeczna to jest domena specjalistów, psychologów, służb zajmujących się reagowaniem i profilaktyką, a my - zwykli ludzie - nie potrafimy być wrażliwi. To nieprawda! Posiadamy wrażliwość społeczną, która gwarantuje nam, a przynajmniej pozwala myśleć o tym, że większość takich sytuacji jesteśmy w stanie dostrzec, uprzedzić, zapobiec im. Ale jeśli zrezygnujemy z takiego sposobu myślenia, to oczywiście będziemy mieli wysyp takich sytuacji.
Pytany o to, czy to prawda, że liczba samobójstw wciąż wzrasta i dlaczego, odpowiadam, że to jest prawda, po trosze i dlatego, że statystyki się zmieniają (jeszcze 20 - 30 lat temu niektóre przypadki klasyfikowane były jako wypadki), ale i dlatego, że mamy do czynienia ze znieczulicą społeczną, ale taką, która jest pochodną utraty wiary w to, że potrafimy czuć.
- Jakie symptomy powinny nas zaniepokoić?
- Nie będą komunikowali w tak stanowczy sposób swojego zamiaru ci wszyscy, którzy są zdecydowani rozstać się z życiem, w przypadku których motyw rezygnacyjny jest motywujący - ci będą wybierali to, co Anglosasi nazywają violent method, czyli rozwiązania siłowe (np. powieszenie, a prawie nigdy proszki, rzadko podcinanie żył). Te osoby, kiedy będą już zdecydowane na samobójstwo, będą w tym okresie funkcjonowały bardzo “schludnie”. W miejsce uprzedniej nerwówki, chaosu, depresji, różnych skrajnych emocji, które było widać na zewnątrz, pojawi się wyciszenie, rodzaj uspokojenia, pojawi się uśmiech. Jeśli widzieliśmy, że wcześniej były problemy i nagle pojawia się takie uspokojenie, to to paradoksalnie powinno nas zaniepokoić.
Warto też pamiętać, że osoby, które chcą zrezygnować z życia, nie chcą się zabijać w ścisłym słowa znaczeniu. Samobójstwo, jeśli jest działaniem rezygnacyjnym, zawsze jest rezygnacją z cierpienia, a nie z życia jako takiego. Samobójca nie chce, żeby go życie dalej bolało. To nie jest tak, że nie chce dalej żyć, ale ból życia jest większy niż radość z niego płynąca. Ci ludzie po prostu nie chcą dalej cierpieć. I to znowu składa na nas jako społeczeństwo odpowiedzialność. Jeżeli życie boli, to nie jest wykluczone, że my jako społeczeństwo za to współodpowiadamy.
- Dziękuję za rozmowę.
Pytała Anna Wiktorowicz