Zatrważające wieści wychodzą na światło dzienne z klubu ekstraklasy, który jeszcze dwa sezony temu miał ogromne ambicje podbicia piłkarskiej Polski i działał w myśl zasady, że cel uświęca środki. Bełchatów, walcząc o mistrzostwo z Zagłębiem Lubin w 2007 roku, nie liczył się z groszem.
Ówczesny prezes klubu Jerzy Ożóg podpisywał z zawodnikami horrendalne, jak na warunki skromnego klubu z 60-tysięcznego miasta, kontrakty liczone w setkach tysięcy euro i należące do jednych z najwyższych w polskiej ekstraklasie. Klubowe gwiazdy (Radosław Matusiak, Łukasz Garguła czy Dawid Nowak) poza gwarantowanymi pieniędzmi z wysokich umów i premii meczowych otrzymywali dodatkowo specjalne bonusy w formie tak zwanych wyjściówek sięgających 10-12 tys. zł za postawienie nogi na boisku, bez względu na rezultat, którym kończyło się spotkanie.
Obwarowanie umowy różnymi aneksami z trenerem GKS Orestem Lenczykiem, na które przystał prezes Ożóg i późniejsze zerwanie tego kontraktu z winy klubu naraziło spółkę na stratę kilkuset tysięcy złotych. Szkoleniowiec z Krakowa ubiega się teraz w sądzie o wypłacenie astronomicznego odszkodowania. W PGE mają nadzieję, że uda się jednak podważyć argumenty trenera i zatrzymają w klubowej kasie blisko milion złotych.
Prezes Ożóg w imieniu zarządu klubu zawierał umowy jednoosobowo bez jakiejkolwiek kontroli i dozoru. Mógł więc zatrudnić w klubie, kogo chciał i płacić za to, co tylko uznał za stosowne. Na jaw wyszło właśnie, że z PGE GKS umowę miał i na jej podstawie pobierał comiesięczne sowite wynagrodzenie w wysokości kilku tysięcy złotych, ale bez konieczności świadczenia pracy Janusz Matusiak, ojciec Radosława, obecny wiceprezes PZPN i pierwszoligowej Wisły Płock, gdzie prezesem niedawno został nie kto inny tylko były szef Bełchatowa - Jerzy Ożóg.
Były prezes Bełchatowa tłumaczy, że zatrudnienie Janusza Matusiaka w PGE GKS wynikało z pewnych ustaleń na szczeblu holdingu.
- Jednak kto był za to odpowiedzialny, nie potrafię powiedzieć - wyjaśnia Ożóg i dodaje: - Firmy dobierają sobie i korzystają z usług różnych konsultantów. Być może pan Matusiak spełniał w PGE właśnie taką rolę.
Ożóg też nie ma sobie nic do zarzucenia w prowadzeniu rozrzutnej działalności w Bełchatowie.
- Absolutnie nie mogę mieć innego zdania - twierdzi były prezes GKS. - Każde pieniądze wydane w sporcie można uznać za roztrwonione albo też pożytecznie zainwestowane. Wszystko zależy od celów, jakie postawi się przed drużyną i możliwości ich realizacji. Nigdy też nie ma gwarancji, że przy założonych nakładach osiągnie się spodziewany wynik.
Co do umowy z Lenczykiem Ożóg ma proste wytłumaczenie: - Kontrakt zawierałem, ale nie ja go zrywałem.
Pierwszy audyt w GKS, zlecony jeszcze w czasie prezesury Ożoga, nie wykazał żadnych uchybień w działalności spółki. Drugi, sporządzony na zlecenie obecnego zarządu klubu, zawierał całkiem inną ocenę - stwierdzono nieuzasadnione wydatki w kwocie kilkuset tysięcy złotych.
Sprawę działania na szkodę spółki przekazano już ponoć prokuraturze rejonowej w Bełchatowie.
- Nie potwierdzam i nie będę tego komentował. Wstrzymuję się z jakimikolwiek opiniami. Na chwilę obecną nie ma sprawy do dyskusji - oznajmia obecny prezes GKS Andrzej Zajewski.
Jacek Kmiecik POLSKA Dziennik Łódzki