Policja jest bezradna
Wokół powstających w całym kraju jak grzyby (ale nie halucynogenne) po deszczu sklepów powstał ogromny hałas, mnóstwo niedomówień i przedziwna atmosfera. Niby nie są zabronione, niby wolno je legalnie sprzedawać, ale polski system prawny walczy z ich właścicielami. Walczy, ale nie na otwartym polu: przeprowadza kontrole, nęka komisjami, sprawdza, czy w sklepie jest np. gaśnica czy apteczka. Prawo jest bowiem bezradne - nie można zakazać tego, co nie jest zakazane. A dopalacze zakazane nie są.
- Dopalacze, czyli tzw. smarty, syntetyczne narkotyki nowej generacji, sprzedawane są w dyskotekach, ale także w sklepach. W Piotrkowie są dwa takie miejsca. Ponieważ ich działanie nie jest łamaniem prawa, nie możemy interweniować - mówi policjant KMP w Piotrkowie zajmujący się zwalczaniem przestępczości narkotykowej.
- Efekt działania substancji z BZP jest podobny do amfetaminy - dodaje Michał Kidawa z Krajowego Biura do spraw Przeciwdziałania Narkomanii, które zajmuje się monitorowaniem rynku nowych narkotyków. Fachowcy ostrzegają, że środki zawierające BZP mogą powodować drgawki, podniesienie temperatury ciała, uczucie zagubienia, psychozy, bezsenność, mdłości, wymioty i bóle głowy.
Właśnie dlatego w kilku krajach Unii Europejskiej i USA takie substancje są po prostu zakazane. Tymczasem w Polsce legalnie można nimi handlować. Dopalacze można kupić np. w sklepach internetowych, ale nie tylko. Dwa takie sklepy znajdują się w naszym mieście. Właścicielem jednego z nich jest mieszkaniec Pabianic Przemysław Wieromiejczyk.
Komplikacje, kontrole, utrudnienia...
- Sklep funkcjonuje z przerwami od grudnia ub. roku - mówi. - Oprócz sklepu w Piotrkowie mam też jeden w Tomaszowie Mazowieckim, a przez pewien czas prowadziłem działalność także w Bełchatowie, jednak zamknąłem ten sklep, gdyż Straż Miejska nasyłała kontrole, utrudniała mi działalność, jednym słowem robiono wszystko, co się tylko da, abym przestał tam działać.
Przemek opowiada, że w Piotrkowie podobnych problemów nie miał, choć z kilkoma kontrolami musiał się zmierzyć.
- Nie nazwałbym tego problemami. Były to raczej utrudnienia czy komplikacje. Miałem kontrolę z Urzędu Kontroli Skarbowej, sanepidu i Inspekcji Handlowej. Policja mnie nie kontrolowała, choć wielokrotnie musiałem tłumaczyć klientom, co sprzedaję i jak można to, co sprzedają, stosować.
A jak można?
- To jest towar dla kolekcjonerów, a więc można go wkładać na przykład do klasera. Na opakowaniach znajdują się informacje, że nie jest to towar przeznaczony do spożycia - informuje właściciel sklepu z produktami o swojskich nazwach: Diablo, Exotic czy Spice Gin.
Ministerstwo Zdrowia przystępuje do walki
O szkodliwości takich produktów od momentu pojawienia się ich w Polsce alarmują lekarze. Ministerstwo Zdrowia szykuje się do walki z osobami je rozprowadzającymi. Pierwszym krokiem jest lista 17 środków, które są składnikami tzw. smartów. Mają one zostać wprowadzone do ustawowego wykazu kontrolowanych środków odurzających jeszcze w tym miesiącu. Zakazem już objęto BZP, czyli najczęściej występującą substancję w tych produktach, której stosowania zabroniła większość krajów Unii. Według psychiatrów te środki działają jak narkotyki i w żadnym wypadku nie powinny być wprowadzane do jakichkolwiek sklepów.
- Nie łamię prawa - przypomina P. Wielomierczyk. - Płacę podatki, odprowadzam ZUS, prowadzę księgowość, nigdzie nie jest napisane, że sprzedawanie tych produktów jest zabronione. Przeciwnie, na każdym produkcie jest informacja, w jaki sposób może być stosowany. Niektóre z nich mogą być na przykład stosowane jako środek do pielęgnacji kwiatów.
To tylko furtka prawna
- Dopalacze są produktem kolekcjonerskim, nie są przeznaczone do spożycia przez ludzi w Polsce - wyjaśnia Piotr Domański, rzecznik prasowy firmy sprzedającej dopalacze. - Natomiast w innych krajach Unii Europejskiej takie produkty są sklasyfikowane jako suplement diety i ludzie mogą je spożywać. Dlatego my zalecamy ich kolekcjonowanie, a nie spożywanie.
Informacja o kolekcjonerskim charakterze to tylko furtka, dzięki której specyfiki oferowane przez takie sklepy mogą być sprzedawane. To jak z reklamą piwa bezalkoholowego, łódki Bols czy WTK Soplica.
Jeszcze niedawno słowo dopalacz nie budziło tak dużych emocji. Kojarzyło się z czymś w rodzaju Red Bulla czy Powera - napojów gazowanych, które pozwalały kierowcy pokonać dłuższą trasę, studentowi zaliczyć egzamin, a japiszonowi wytrzymać w pracy do 22:00. Sytuacja zmieniła się w ub. roku, kiedy w Polsce pojawiły się pigułki czy kadzidełka, które odpowiednio stosowane pomagają nieźle się zabawić. Nie ma większych wątpliwości, że są to substancje psychoaktywne, które na pewien czas zmieniają świadomość, czyli działają jak narkotyki. Ale w myśl prawa narkotykami nie są. Jeszcze nie.
Przemek opowiada, że dziennie ma kilkudziesięciu zainteresowanych, ale samych kupujących jest ok. 20. Sklep jest otwarty tylko po południu i tylko przez 4 - 6 godzin, co też może rodzić pewne wątpliwości. No bo niby dlaczego tak późno?
- Po prostu jest to towar przeznaczony tylko dla dorosłych i tylko osobom pełnoletnim mogę go sprzedać, a one rano pracują. Zawsze pytam o dowód, bez niego nie ma szans na zakup. Zresztą myślę, że byłem pod tym kątem już wielokrotnie sprawdzany.
Co nie jest zabronione, jest dozwolone
Przemek nie spotkał się z protestami mieszkańców bloków sąsiadujących ze sklepem, ale liczy się z takimi sytuacjami. - W Piotrkowie nie było jakichś dziwnych ataków, starsi ludzie nawet się dopytywali: A co tam chłopaki macie, dopalacze? Jak to działa? Podchodzili na luzie i z dystansem do naszej działalności. Zresztą ja nie mam powodu do zdenerwowania. Gdybym miał coś do ukrycia, to bym się bał, ale jak już mówiłem, działam zgodnie z prawem. Co nie jest zabronione, jest dozwolone.
Piotrkowska policja nie nęka sklepu, bo... nie ma ku temu podstaw.
- Póki co taka działalność nie jest zabroniona - mówi Grzegorz Sikora, naczelnik sekcji narkotykowej KMP w Piotrkowie. - Substancje zawarte w sprzedawanych przez te sklepy produktach nie znajdują się na liście substancji zakazanych. Oczywiście przyglądamy się temu wszystkiemu, ale prawo stoi po stronie sprzedawców. Przynajmniej na razie. Oczywiście gdyby doszło do najmniejszego złamania prawa, od razu będziemy interweniować.
A właściciel sklepu przekonuje, że nawet jeśli Sejm zabroni sprzedaży dopalaczy, to i tak pojawi się coś innego. Nie wie jeszcze, co.
MCtka