Laura Łącz: Zawsze byłam osobą bardzo samodzielną

Niedziela, 16 lutego 20142
Z poetycko-muzycznym programem „Między mną a tobą” wystąpiła w Piotrkowie Laura Łącz.
fot. Agawafot. Agawa

Znakomita aktorka teatralna i filmowa, absolwentka PWST w Warszawie i Uniwersytetu Warszawskiego (filologia polska), m.in. laureatka nagrody im. Zbyszka Cybulskiego i Lauru Mistrza Mowy Polskiej, zaprezentowała publiczności wiersze autorstwa Bolesława Leśmiana i Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.

Nie wiem, czy pani wie, ale jest coś co panią łączy z Piotrkowem. Otóż w 1965 roku Krzysztof Chamiec, jako przystojny blondyn, wraz z Magdaleną Zawadzką w Piotrkowie realizował zdjęcia do filmu „Niedziela sprawiedliwości”...
Laura Łącz: - Wiem, że grał z Magdą Zawadzką i to niejednokrotnie. Bardzo się lubili przez całe zawodowe życie. Nie wiedziałam jednak, że grali na planie w Piotrkowie.


Drugi taki pośredni zawiązek z Piotrkowem to osoba pani taty, pan Marian Łącz też tutaj nagrywał film – „Święta wojna” i też było to w 1965 roku...
- Tego też nie wiedziałam, ale dodam w takim razie do tego taką informację, że moją długoletnią pianistką była pani Anna Płoszaj-Deymek, żona Kazimierza Deymka, naszego wielkiego dyrektora i reżysera, człowieka teatru, jak o nim mawiano, która pochodziła właśnie z Piotrkowa. Często więc, jak jeździłyśmy z koncertami po Polsce, m.in. trasą katowicką i jak dojeżdżałyśmy już w okolice Piotrkowa, to ona dużo o tym mieście opowiadała. Ja sama dziś wyjątkowo przyjechałam swoim samochodem, nawigacja źle mnie poprowadziła, więc pojeździłam trochę po mieście i widzę, jakie jest piękne. Ma obwodnicę i by zjechać czy też wyjechać, to rzeczywiście trzeba dotrzeć do samego centrum.


Chciałam zapytać o pani korzenie aktorskie. Pani rodzicami byli aktorzy – Marian Łącz i Halina Dunajska. Co powiodło panią ku temu zawodowi? Utalentowani aktorsko rodzice czy też coś zupełnie innego?
- Moi rodzice poznali się jeszcze na studiach w Akademii Teatralnej i w dodatku razem trafili do Teatru Polskiego za czasów Leona Schillera, kiedy to Teatr Polski był pierwszą sceną w kraju. Dla nich było to ogromnym zaszczytem, że wspomniany Leon Schiller, rektor szkoły teatralnej i dyrektor Teatru Polskiego wybrał ich z całego roku i zaangażował. Rodzice w Teatrze Polskim pracowali, wspominali lata studenckie, w domu nieustannie była mowa o teatrze. To była ich codzienność. Nie wyobrażałam sobie w ogóle swej przyszłości i pracy inaczej niż w teatrze. I bynajmniej nie chodziło tutaj o aktorstwo, występy na scenie czy w filmie, dubbing, co w mej karierze się często zdarzało, ale jako młoda dziewczyna sądziłam, że będę tak jak moi rodzice związana z teatrem, w którym do południa odbywają się próby, a wieczorem spektakle. Zresztą tak też było przez pierwsze lata mojej pracy zawodowej, po tym jak skończyłam warszawską Akademię Teatralną. Mało tego na jednej scenie występowałam z rodzicami, co było bardzo miłe, bo też trafiłam do Teatru Polskiego. W dodatku, w niektórych przypadkach, występowałam także z mężem, Krzysztofem Chamcem. To w rzeczywistości rzadki przypadek, by aktor czy aktorka, występował w tym samym teatrze z rodzicami i małżonkiem. Wszyscy koledzy wtedy żartowali, że tak naprawdę w tym teatrze, to ja występowałam jeszcze zanim się urodziłam, bo moja mama spodziewając się dziecka, czyli mnie, grała wiele pięknych ról, m.in. Anielę w „Ślubach panieńskich” Fredry w reżyserii Marii Wiercińskiej czy Luizę w „Intrydze i miłości” w reżyserii Bardiniego wraz z Niną Andrycz. Ta niedawno zmarła wielka aktorka była z moją mamą bardzo zaprzyjaźniona. Mama zawsze była zapraszana do Niny Andrycz na imieniny, razem dzieliły w teatrze garderobę, a gdy zachorowała moja babcia, pani Andrycz, wówczas żona premiera Cyrankiewicza, sprowadziła samolotem z Japonii lek dla mojej babci. 


Czy granie na scenie z osobami tak bliskimi aktorowi pomaga czy wręcz przeszkadza?
- Z moją mamą przeszkadzało. Ona miała do mnie milion rozmaitych uwag, co było dla mnie nieprzyjemne. Zawsze byłam osobą bardzo samodzielną, odkąd pamiętam chciałam jak najszybciej się usamodzielnić i wyprowadzić z rodzinnego domu. Niestety moja mama zawsze robiła mi uwagi, bo według niej wszystko ciągle było źle. Ojciec się nie wtrącał, natomiast mąż był zawsze zachwycony. 


Jeśli chodzi o pani męża, państwa przyjaciele mówią, że bardzo mu pani imponowała swoją niezależnością, talentem, dokonaniami i urodą...
- Na pewno (uśmiech). Myślę, że wzajemnie sobie imponowaliśmy, staraliśmy się zaimponować sobie intelektualnie. Mezalians w moim rozumieniu nie polega na tym, że ktoś jest bogaty, a ktoś biedny, że tu pasterka i książę czy księżniczka i świniopas, tylko na różnicy intelektualnej. Jeśli z upływem czasu ta przepaść się pogłębia, to związek jest raczej nie do uratowania. Trzeba dobierać się mniej więcej na tym samym poziomie intelektualnym. I sądzę, że tak było między nami. Tak to odczuwaliśmy. Ogromnie ceniłam męża, to był człowiek bardzo inteligentny i mądry i to też w nim najbardziej mi się podobało, abstrahując od jego męskości, siły psychicznej i wyglądu.


Skoro jesteśmy w bibliotece nie sposób nie zapytać o Laurę Łącz - pisarkę. Skąd pomysł by pisać książki, w dodatku dla dzieci?
- Przez pierwsze dwa lata pracy w Teatrze Polskim, kiedy także dużo grałam w filmach kinowych, w telewizyjnym teatrze poniedziałkowym (Teatr Telewizji, przy. aut.), w dubbingu i w radiu, gdzie m.in. prowadziłam program „Lato z Radiem”, pisałam też wiersze, jak to młoda kobieta o miłości, o egzystencji, to były wiersze dla dorosłych. Tak się złożyło, że z garderoby damskiej Teatru Polskiego widać gmach Wydziału Filologii Polskiej i Uniwersytetu Warszawskiego przy Krakowskim Przedmieściu. Jestem ze Starego Miasta, tam się urodziłam i od dziecka przy bramie Uniwersytetu spacerowałam z dziadkiem, który wyobrażał sobie, że będę w tych murach w przyszłości studiowała. Żal mi było po pierwsze studiów uniwersyteckich, a po drugie chciałam pisać profesjonalnie dla dorosłych, więc jako drugi fakultet skończyłam filologię polską. Jednak dopiero po urodzeniu syna, jak to u kobiet zwykle bywa, odpowiadając na zamówienie, zaczęłam pisać słuchowiska radiowe dla Radio Dzieciom dla Programu 1 Polskiego Radia, potem do czasopism dziecięcych, do podręczników szkolnych, do różnych antologii i ot, taka kolej losu, zaczęły wychodzić moje samodzielne książki, pisane na zamówienie wydawnictw. Jedną z ostatnich książek wydałam jednak sama, sama też zamówiłam do niej ilustracje - przy Agencji Artystycznej „Laura”, którą prowadzę jest też wydawnictwo, niemniej dystrybucja pojedynczych, własnych książek jest niezwykle trudna i uciążliwa, dlatego teraz odpowiadam wyłączenie na zamówienia wydawnictw. W najbliższym czasie ukaże się kolejna moja książeczka dla dzieci, „Alfabet ze zwierzątkami”, gdzie na każdą literę alfabetu napisałam wierszyk o jakimś zwierzątku. Staram się, jeśli chodzi o moje książki, aby opowieści, bajki i wiersze były o polskich roślinach, o naszych zwierzętach, a nie, jak to mówię, że wszędzie Myszka Miki pod palmami czy lwy, tygrysy i krokodyle, ale właśnie by to było o żabce, krówce, biedronce czy koniku polnym. Oczywiście są też i inne, bowiem autorzy, nawet najwięksi, z którymi bynajmniej się nie porównuję, piszą również na zamówienie. I ja także.


Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała Agawa


Zainteresował temat?

1

0


Zobacz również

Komentarze (2)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Historia P.T. pyta o Olgę LIPIŃSKĄ ~Historia P.T. pyta o Olgę LIPIŃSKĄ (Gość)17.02.2014 12:58

Właśnie czytam rewelacyjną książkę o najnowszej historii Polski; o powiązaniach między polityką, służb specjalnych, mediami i biznesem; o, co tu kryć, BRAKU UPADKU KOMUNIZMU W POLSCE; o powiązaniach rodzinnych, towarzyskich i ideowych ludzi rzeczywiście rządzących krajem i mających wpływ na świadomość, wiedzę i mentalność ogółu obywateli. Mocna rzecz. Dowiaduję się z niej, że artystka, reżyser widowisk teatralnych i telewizyjnych Pani Olga LIPIŃSKA jest z Piotrkowa Trybunalskiego, urodziła się w 1932 roku i Piotrków opuściła wraz z matką w 1949 roku. CIEKAWE? Moim zdaniem bardzo ciekawe. Nasuwają się pytania: gdzie Artystka mieszkała, do jakich szkół uczęszczała, kim byli Jej rodzice i jakie zawody wykonywali, gdzie pracowali, czy są groby rodzinne Artystki, naszej krajanki, czy ktoś z Jej rodziny jest jeszcze w Piotrkowie i utrzymuje z Nią kontakt, ciekawe jest również jak wspomina dzieciństwo i młodość spędzone w P.T. - był to okres II w.ś., więc czas ciężki i trudny???? Pytania, pytania, pytania. Może jakiś historyk, publicysta, dziennikarz z Piotrkowa zainteresuje się tym chyba ciekawym tematem. INTERESUJĄCE BĘDZIE CZY TEN WPIS ZABLOKUJECIE CZY NIE?

30


ala ~ala (Gość)16.02.2014 19:40

Agnieszko! Jesteś naszym skarbem lokalnym.

02


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat