- Tu mamy bydło w oborze, z jednej strony, z drugiej folie z uprawami, opłacam wszystkie podatki, a tam się już nie wejdzie, bo jest bagno - pokazuje Zbigniew Błaszkowski, załamując ręce. - A pada dopiero drugi dzień. - Najgorsze jest to, że na terenie sąsiedniego ujęcia wody wykopali na dziko rowy, a przecież jak u nas zaleje szambo, to ta brudna woda dostanie się do studni głębinowej i woda będzie skażona - alarmuje Marek Błaszkowski, syn pana Zbigniewa.
Gospodarze szacują, że na wiosnę przez zalane uprawy w tunelach foliowych stratni są około 10 tysięcy złotych. Przyznają, że problemy zaczęły się, gdy jeden z sąsiadów wybudował staw, jak twierdzą, bez pozwolenia, i podwyższył teren. W sprawie domniemanej samowoli Antoni Kozień, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego dla miasta Piotrkowa, wszczął postępowanie administracyjne. Ale to, jak wiadomo, może potrwać, a od decyzji, jakakolwiek by nie była, zawsze się można odwołać. - Urzędnicy obiecali już dwa lata temu, że mamy się nie przejmować, bo będą wykopane rowy i woda będzie spływać - mówią Błaszkowscy. - A w tym roku dowiedzieliśmy się, że pieniądze przesunęli na jakąś inną inwestycję. Pan Marek opowiada: - Jedziemy do urzędu miasta. Pan odsyła nas do nadzoru budowlanego, bo jeśli ktoś bezprawnie podniósł teren, to sprawa dla nadzoru. Nadzór nas odsyła do melioracji, bo melioracja jest niby od rowów, a jak idziemy do melioracji, to mówią, że wpierw musi być decyzja z urzędu miasta. - I tak się w kółko to wszystko wlecze, a my jesteśmy bezradni - dodaje rozżalony pan Zbigniew.
Zdaniem mieszkańców, wystarczyłoby wykopanie około 200 metrów rowu wzdłuż ulicy Wiatracznej i problem byłby rozwiązany. Z treści pisma skierowanego do Adama Karzewnika, wiceprezydenta miasta, wynika, że sprawa rowu miała się rozwiązać w 2007 roku. Pieniądze na ten cel były już przeznaczone, ale nie doszło do realizacji, bo Pracownia Planowania Przestrzennego wstrzymała inwestycję ze względu na brak miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Błaszkowscy usłyszeli, że plan jest już gotowy i ponownie wystąpili do urzęduz prośbą o wykopanie rowu.
Urzędnicy nie widzą szybkiego rozwiązania. - Z jednej strony mamy do czynienia z konfliktem sąsiedzkim, a na czyjejś prywatnej działce nie możemy nic zrobić, z drugiej, dopóki nie będzie zatwierdzonego planu zagospodarowania dla tego terenu, to trudno wykonać coś, co może się potem okazać z nim niezgodne - mówi Marta Skórka, p.o. rzecznik prezydenta.
Marek Obszarny POLSKA Dziennik Łódzki