Pan Sz. patologicznym zbieractwem trudni się od kilkunastu lat, ku rozpaczy swoich sąsiadów. Ludzie się go boją, wolą schodzić mu z drogi. Problem trwa od kilkunastu lat. Kiedy jednak zbieracz zalał mieszkania sąsiadów (przez otwarte okna w jego mieszkaniu, mróz rozsadził instalację c.o.), kierowniczka osiedla powiedziała dość – pracownicy weszli do mieszkania i pozbyli się wszystkich śmieci.
- Po raz pierwszy udało nam się wejść do tego mieszkania, żeby cokolwiek zrobić – mówi Elżbieta Jagusiak z Piotrkowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, kierownik osiedla. - Pan Sz. dostał od nas pismo, że ma 2 dni na uprzątnięcie lokalu po ostatniej awarii centralnego ogrzewania. Oczywiście nie dostosował się do tego. Dzisiaj dostaliśmy się do środka, właściwie lokator sam nam otworzył. Sprzątamy, mieszkanie jest całe w śmieciach – od podłogi po sufit. O dziwo pan zbieracz był dziś bardzo grzeczny. Powiedziałam mu, że tym razem nie odpuścimy, nie wyjdziemy z mieszkania. Miał bardzo dużo czasu, by samodzielnie posprzątać, nie zrobił tego. Co prawda zareagował spokojnie, ale jak widać stoi obok kontenera i pilnuje tych… „skarbów” i wybiera je z powrotem. Tak naprawdę nic więcej nie możemy zrobić. Prawo nie daje nam żadnych możliwości działania. Nie mamy prawa wejść do mieszkania, chyba, że wystąpi jakieś zagrożenie, jak ostatnio.
Znoszenie odpadów do mieszkania to nie wszystko. Do składowania śmieci pan Sz. wykorzystuje również piwnicę. Jak się okazuje, nie tylko swoją. - Złożyliśmy doniesienie na policję. Dołączyliśmy nagranie, jak pan zbieracz włamuje się do piwnic – mówi E. Jagusiak. - Właśnie w tej sprawie odbyła się kilka dni temu rozprawa przed sądem. Sędzia pytał, od ilu lat trwa ta sytuacja. Wszyscy zostali przesłuchani, łącznie z pokrzywdzonymi. Na koniec pan Sz. zażądał zmiany składu sędziowskiego, ponieważ uznał, że sąd jest mu nieprzychylny. Sprawa została odroczona. Nie wiem, jak to się skończy. Sąsiedzi mówili, że ostatnio pan zbieracz wciągnął na górę do mieszkania kolejnych osiem worków śmieci. Kiedy chcieliśmy założyć mu kaloryfer, po awarii, nie wpuścił nas. Chcieliśmy też przeprowadzić dezynfekcję, zamknął nam drzwi przed nosem, powiedział, że niczego nie chce.
Przypadek zbieracza z Piotrkowa nie jest odosobniony. Z niemalże identycznym problemem zmagają się lokatorzy bloku na warszawskiej Pradze. Tam spółdzielnia mieszkaniowa postanowiła walczyć na drodze sądowej o możliwość wejścia do mieszkania zbieracza, by uprzątnąć bałagan, przeprowadzić dezynfekcję i deratyzację. Akcję zaplanowano, ale spółdzielnię uprzedził sam właściciel, który postanowił wziąć sprawy w swoje ręce – zaczął sprzątać wychodzące przez okna i balkon śmieci w swoim mieszkaniu. Spółdzielnia nie zamierza odpuszczać, mimo wszystko pracownicy chcą wejść do lokalu zbieracza, by przeprowadzić dezynsekcję i odrobaczanie, odszczurzyć i odmysić. Na Pradze – tak jak w Piotrkowie – problem trwa od kilkunastu lat (źródło: tvnwarszawa.tvn24.pl).