Drogi panie prezydencie...
Pani Wiesława Grzywińska chciała porozmawiać z prezydentem o tym, że na ulicy Szerokiej władze nie dbają o przydrożne drzewa. Postanowiła osobiście umówić się na spotkanie. - Niestety na możliwość rozmowy z szefem miasta czeka się dość długo. Musiałam być cierpliwa przez ponad dwa miesiące. Nie wiem, czym taka sytuacja była spowodowana, ponieważ mi tego nie powiedziano. Tak widocznie musi być - mówi z żalem pani Wiesława. - W końcu się doczekałam, ale... sprawy nie załatwiłam. Miałam nadzieję, że prezydent ma większą władzę. Najgorzej jednak, że przez cały okres oczekiwania miałam nadzieję na pozytywne załatwienie sprawy. Niepotrzebnie szarpałam sobie nerwy - dodaje ze smutkiem.
Czy na spotkanie z prezydentem miasta trzeba czekać rzeczywiście tak długo? Sprawdziliśmy. - Dzień dobry, chciałbym się umówić na spotkanie z panem prezydentem w sprawie czystości na osiedlu. - Dzień dobry. Oczywiście jest to możliwe. Mogę zapisać pana na najbliższy możliwy termin - czyli 19 stycznia. Dodatkowo ma pan do wyboru jeszcze godzinę 16:00, bądź 16:30. - Dlaczego tak długo trzeba czekać? - pytam. - Wie pan, pan prezydent ma naprawdę bardzo dużo interesantów. Czy pana zapisać? - No trudno, niech pani zapisze - odpowiadam.
Jeżeli ktoś nie chce tak długo czekać i ma życzenie - oczywiście może wysłać do prezydenta pismo. Okazuje się jednak, że nie na wszystkie są odpowiedzi. - Miasto na działce dzierżawionej przez moją rodzinę od wielu lat (ul. Twardosławicka w Piotrkowie) wytyczyło drogę. Pisaliśmy do pana prezydenta o możliwość przekazania bądź odkupienia fragmentu tej ziemi. Ale co jest w tym wszystkim najgorsze? Na pisma nie ma dosłownie żadnych odpowiedzi. To niedorzeczne. Jakie to jest traktowanie mieszkańców? Niech odpowiedź będzie negatywna bądź pozytywna, ale niech będzie. Pierwsze pismo wysyłane było kilka lat temu. Ostatnie z nich - w październiku ubiegłego roku. Ile można czekać? Sprawa jest dodatkowo monitorowana, dopytujemy się o odpowiedź i nic. Żenada - denerwuje się pan Józef, mieszkaniec Piotrkowa.
- Ten pan był informowany ustnie o tym, że nie będzie możliwości dzierżawy działki z uwagi na przeznaczenie nieruchomości zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego. Wnioski mieszkańca przez cały czas się powtarzały - informuje Agnieszka Kosela, kierownik Referatu Gospodarki Nieruchomościami w piotrkowskim Urzędzie Miasta. - W 2007 roku wysłaliśmy informację, że działka nie jest przewidziana do dzierżawy. Piotrkowianin uzyskał zgodę na korzystanie z działki do końca grudnia 2007 roku. Kolejne pisma w sprawie możliwości wykupienia bądź dzierżawy gruntu były nadal do nas kierowane - dodaje kierownik.
- Przez cały czas czekaliśmy na odpowiedź na piśmie. Od czasu złożenia dokumentu w październiku 2008 do tej pory tak naprawdę nie wiadomo, jakie jest oficjalne stanowisko władz miasta w tej sprawie - zaznacza pan Józef.
- Pismo jest już w tej chwili przygotowane i na pewno niebawem zostanie dostarczone do wnioskodawcy - zapewnia kierownik Kosela (przyp. red. - po naszej interwencji pismo 25 listopada dotarło do adresata).
Radny nie zawsze zaradny?
Jeżeli ktoś nie chce składać pism, tylko spotkać się osobiście czy to z prezydentem, czy z członkami Rady Miasta, to oczywiście teoretycznie może to zrobić. Z takiego przywileju chciał skorzystać emerytowany piotrkowianin.
- Nie ukrywam, że miałem trudności, żeby spotkać się z panem Rafałem Czajką, przewodniczącym Rady Osiedla „Belzacka" i zastępcą przewodniczącego Rady Miasta. Dzwoniłem do niego (do Biura Rady Miasta) przed pierwszym listopada. Odnotowano, że dzwoniłem i powiedziano mi, żebym czekał. Podałem swój numer telefonu i czekałem dwa tygodnie. Zdenerwowałem się, ponieważ minął już czas, kiedy należało o sprawie porozmawiać i ją załatwiać. Zadzwoniłem raz jeszcze i poinformowałem, że rezygnuję z ustalenia spotkania. Teoretycznie minął już okres, kiedy stało się w długich kolejkach. Praktycznie widać, że nie do końca. Ile to można czekać, żeby wyznaczyć termin spotkania? - denerwuje się pan Adolf Foryś - mieszkanie Piotrkowa.
- Spotykam się z bardzo wieloma mieszkańcami, którzy docierają do mnie w różny sposób. Dyżury oprócz mnie pełnią również członkowie Rady Osiedla. Jeżeli ktoś nie będzie miał szczęścia i nie spotka się ze mną osobiście, to zawsze może otrzymać numer mojego telefonu w Biurze Rady Miasta. W poniedziałek był pewien mieszkaniec na dyżurze Rady Osiedla, naświetlił temat paniom, które tam były, ale chciał koniecznie widzieć się ze mną. Otrzymał numer, zadzwonił i już jesteśmy umówieni. Jeżeli ktoś tylko do mnie dotrze, to ze spotkaniem nie będzie żadnego problemu - zapewnia Rafał Czajka. - Mam dyżury w Urzędzie Miasta, gdzie również można się ze mną spotkać. Rada Osiedla ma swoją stronę internetową, jest tam adres e-mail. Wszystkie elektroniczne listy archiwizujemy i na nie odpowiadamy. Przyznaję, nie zawsze jest czas. Nieraz trzeba poczekać na spotkanie. Mam różne obowiązki, dlatego nieraz muszę przełożyć rozmowę z mieszkańcem. Nikogo nie odprawiam jednak z kwitkiem - tłumaczy z kolei przewodniczący Rady Miasta.
Nieporozumienia
Nie tak dawno na rogu ulic Słowackiego i Kołłątaja przed jedną z posesji zalegały na chodniku liście. Ludzie przechodzili i ślizgali się. - Straż Miejska po naszych telefonach obiecywała, że zainterweniuje. Bez odzewu. Kilkakrotnie próbowaliśmy doprowadzić do przyjazdu patrolu. Bezskutecznie. Myślę, że kiedy zgłosiliśmy sprawę jednemu z radnych, dopiero wtedy przyniosło to skutek. Widziałem nawet, że upominano właściciela posesji. Wszystko dobrze, ale dlaczego tak długo? Od naszego pierwszego telefonu do interwencji minęło dziesięć dni. To straszne, prawda? - pyta ironicznie mieszkaniec ulicy Słowackiego.
- Dziennie mamy około pięćdziesięciu do stu interwencji, również tych zgłaszanych przez mieszkańców. Jeżeli problem jest sygnalizowany, to sprawa nie pozostaje bez echa. Może być tak, że strażnicy, biorąc pod uwagę okoliczności uzasadniające winę właściciela posesji, dali czas na zrobienie porządku. Ale w tej sprawie było trochę inaczej. Zainterweniowaliśmy od razu i od razu sprawę przekazaliśmy do Miejskiego Zarządu Dróg i Komunikacji. Przy interwencjach nieraz trzeba ustalić, czyj jest teren, na który przyjeżdża patrol. Powtarzam, w tym przypadku sprawa została automatycznie przekazana do odpowiednich służb. MZDiK w tym okresie ma wiele podobnych spraw i wiadomo, że nie da się wszystkich prac wykonać od ręki. Podobnie jest ze Strażą Miejską - komentuje komendant Jacek Hofman.
***
Czy tłumaczenia piotrkowskich oficjeli są do przyjęcia? Z punktu widzenia przeciętnego piotrkowianina - z pewnością tak. Jak jednak podobne sytuacje oceniać będą ci, którym przydarzy się podobna historia? I czy władze mogą być zawsze usprawiedliwione tylko pozornie racjonalnym tłumaczeniem?
jkc