Umierała na oczach mieszkańców

Poniedziałek, 16 grudnia 201333
Chore i błąkające się zwierzę przez kilkanaście godzin czekało na pomoc. Ostatecznie zostało uśpione. Zwłoki zwierzęcia zostaną przebadane przez lekarzy weterynarii. W przypadku wykrycia wścieklizny okoliczni mieszkańcy zostaną o tym bezzwłocznie powiadomieni.
Umierała na oczach mieszkańców

- Straż miejska przyjęła sprawę w niedzielę około 14.00. Przysłała patrol na ulicę Strzelniczą w Piotrkowie, a następnie weterynarza, który nie miał możliwości zabrania zwierzęcia. Sarna leżała tak do poniedziałku. Widać było, że jej stan się zdecydowanie pogorszył – mówi pan Jacek, mieszkaniec ulicy Strzelniczej.

Straż Miejska poprosiła o pomoc weterynarza, koło łowieckie i nadleśnictwo. - W pierwszy dzień dyżurny nie mógł skontaktować się z osobami, które mogły podjąć w tej sprawie wiążące decyzje. Była niedziela. Trochę to trwało. Zrobiliśmy, co mogliśmy. Na miejscu lekarz weterynarii był już w niedzielę. On nie mógł podjąć konkretnej decyzji, nie dysponował tez odpowiednim pojazdem, żeby przetransportować duże, stukilowe zwierzę – tłumaczy Jacek Hofman, komendant piotrkowskiej Straży Miejskiej.

W poniedziałek rano cierpiące zwierzę zostało uśpione. - Mieszkańcy zgłosili, że w okolicach domów leży duża sarenka. Na miejscu okazało się, że jest to jeleń, dokładnie pani jeleń, czyli łania. Na pewno nie została potrącona przez żaden pojazd mechaniczny. Mocno wzdęty brzuch wskazywał na to, że łania była chora i prawdopodobnie przyszła szukać u ludzi pomocy. Tak się często zdarza – mówi piotrkowski weterynarz, Zbigniew Skrzek. - Weźmiemy jeszcze głowę do badania mózgu, żeby wykluczyć problem wścieklizny, żeby mieszkańcy mogli czuć się spokojnie. Jeżeli wykryjemy jakieś zagrożenie i wynik będzie dodatni, przeprowadzamy wówczas szczegółowy wywiad, czy ktokolwiek miał bezpośredni kontakt ze zwierzęciem. Jeżeli nie, to nastąpi tylko dezynfekcja miejsca, w którym zwierzę leżało, a tusza zostanie specjalistycznie zutylizowana – dodaje.

Czy zwierzęciu można byłoby pomóc, gdyby ktoś zareagował wcześniej? Na to pytanie lekarz weterynarii nie znał jednoznacznej odpowiedzi. - Można to ewentualnie stwierdzić po przeprowadzonej sekcji – wyjaśnia Skrzek.

Zwłoki zwierzęcia zostaną zutylizowane przez firmę, która z piotrkowskim magistratem ma podpisaną umowę na tego typu usługi.

JK


Zainteresował temat?

6

6


Zobacz również

reklama

Komentarze (33)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Piotrkowianin Piotrkowianinranga17.12.2013 11:16

"LUQ" napisał(a):
zdaje mi się ,że panowie ze SM powinni mieć czapki na głowie jako funkcjonariusze.

Zgadza się. Podobny problem wystąpił w Łodzi 4,5 roku temu: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,6676272,Prezydent_do_straznika__Gdzie_masz_ch___czapke_.html

00


LUQ LUQranga17.12.2013 10:02

zdaje mi się ,że panowie ze SM powinni mieć czapki na głowie jako funkcjonariusze. A tak po za tym żaden lekarz weterynarii nie jest zobowiązany mieć taki samochód żeby nim wjechać w każdy teren. A pan Skrzek jest jednym z najlepszych lekarzy w miescie.

00


Piotrkowianin ~Piotrkowianin (Gość)17.12.2013 09:36

"antyskrzek" napisał(a):


Właśnie co to za lekarz????? Powinno się go osądzić!!! Sprawa powinna trafić do prokuratury!!!!!!

00


Piotrkowianin2 ~Piotrkowianin2 (Gość)17.12.2013 09:18

Bieedaczysko :)

"vvvvv" napisał(a):

00


lukas ~lukas (Gość)17.12.2013 07:06

Może pan Hofman nie odróżnia łani od słonia - to był chyba osioł

00


vvvvv ~vvvvv (Gość)16.12.2013 21:40

A żubr spod Nowalijki stoi i marznie :D

00


Obcy ~Obcy (Gość)16.12.2013 21:20

Cytuję:
Jeżeli wykryjemy jakieś zagrożenie i wynik będzie dodatni, przeprowadzamy wówczas szczegółowy wywiad, czy ktokolwiek miał bezpośredni kontakt ze zwierzęciem. Jeżeli nie, to nastąpi tylko dezynfekcja miejsca, w którym zwierzę leżało, a tusza zostanie specjalistycznie zutylizowana – dodaje.


W chwili obecnej nie wiadomo, czy zwierzę było chore na wściekliznę. Miejsce w którym leżało nie jest w żaden sposób zabezpieczone, co więcej niezabezpieczona tusza leżała od rana do popołudnia, co zdecydowanie zwiększało ryzyko kontaktu ludzi i zwierząt domowych z padłym zwierzęciem lub pozostałościami po nim.

00


antyskrzek ~antyskrzek (Gość)16.12.2013 20:40

lekarz weterynarii, ktory nie udzielil pomocy , i zostawil konajace zwierze na polu, pod Sąd Lekarski!!!

01


Anon ~Anon (Gość)16.12.2013 20:06

Już myślałem, że człowiek umierał, kurde, szkoda sarny.

00


P51 ~P51 (Gość)16.12.2013 19:21

"jajaja" napisał(a):
Ciekawe kiedy pojawi się jakiś rozsądny komentarz.


Nie licz na to. Tutaj takie sprawy komentuje się bez zastanowienia. Wszyscy świetnie wiedzą, co trzeba było zrobić, kto to powinien zrobić i że w zasadzie "on" by to zrobił lepiej i szybciej. Nikt nie bierze pod uwagę zagrożenia epidemiologicznego. Dzikie zwierzę zbliżajace sie do ludzi to jeden z objawów wścieklizny. Jakoś nikt z świecie oburzonych nie wziął tego pod uwagę. No,chyba,że lubi zarażać się takimi śmiertelnie groźnymi chorobami...;-> Bo większość to takie kozaki internetowe ;->

00


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat