Wanda Łyżwińska przywykła już do obecnego wyglądu swojego Stacha. Człowieka wychudzonego, wymęczonego chorobą i obolałego, trochę oszołomionego lekami przeciwbólowymi. Pociesza się tym, że jej mąż - siedzący w areszcie od dwóch lat i prawie dwóch miesięcy - nie wpadł w depresję, że psychicznie dobrze to wszystko znosi. I z zadowoleniem w głosie informuje: - Zaszczepili go przeciwko żółtaczce, czyli wreszcie przygotowują go do operacji.
Wycieńczony Łyżwiński
Stanisław Łyżwiński, były poseł i były wiceprzewodniczący Samoobrony, cierpi na zastarzałą, zwyrodnieniową chorobę kręgosłupa. - I na szereg innych chorób, kardiologicznych czy onkologicznych - powtarzał wiele razy Włodzimierz Jastrząb, jeden z obrońców byłego posła. Łyżwińska, która we wtorek (17 bm.) była u męża na widzeniu, podkreśla, że jej Stach właściwie nie może się ruszać. - Cały czas leży, a w razie czego biorą go na wózek - opowiada. - Ale i na wózku nie może wysiedzieć, chociaż ciągle dostaje leki przeciwbólowe - zaznacza Łyżwińska.
Te lekarstwa działają usypiająco, ograniczają kontakt z otoczeniem i w rezultacie Łyżwiński nie zawsze rozumie, co dzieje się wokół niego. - Dlatego nie powinien brać udziału w rozprawach - twierdzi Elżbieta Lewicka, również broniąca dawnego lidera Samoobrony. - Przecież człowiek, który cały czas jest na ketonalu, nie bardzo kontaktuje - tłumaczy.
O tak dużych kłopotach Łyżwińskiego ze zdrowiem świat dowiedział się 9 lutego. Tego dnia do Sądu Rejonowego w Tomaszowie, przed którym rozpoczynał się proces dotyczący tak zwanego finansowego wątku seksafery, przyjechała po Łyżwińskiego karetka pogotowia. Zawiozła go do tomaszowskiego szpitala, a stamtąd do szpitala WAM w Łodzi. Wtedy też po raz pierwszy powiedziano o tym, że były poseł musi poddać się operacji kręgosłupa.
W tomaszowskim Sądzie Łyżwiński prawie już się nie pojawiał. Jeśli nawet go przywieziono, to wyglądał na mocno cierpiącego i mało przytomnego, wobec czego szybko zabierano go z powrotem do Aresztu Śledczego w Piotrkowie. W rezultacie 12 października sędzia Magdalena Zielińska-Węglarek zdecydowała o podzieleniu finansowego wątku seksafery w Samoobronie na dwa procesy. Łyżwińskiego oraz pozostałej dwójki oskarżonych, czyli Waldemara Borczyka, drugiego byłego posła Samoobrony i Anety Krawczyk, głównej bohaterki seksafery, która ujawniła ją w grudniu 2006 roku. Wszyscy troje oskarżeni są o wyłudzenie co najmniej sześćdziesięciu tysięcy złotych od członków i sympatyków swojej partii, którzy w wyborach samorządowych w 2002 roku zamierzali startować z list Samoobrony. Sam Łyżwiński odpowiadać ma ponadto za wyłudzenie z kancelarii Sejmu pieniędzy przeznaczonych na prowadzenie biura poselskiego.
Lepper okaz zdrowia
O ile tomaszowski Sąd Rejonowy „zafundował" oddzielny proces dawnemu zastępcy Leppera, o tyle Sąd Okręgowy w Piotrkowie robi wszystko, żeby Stanisława Łyżwińskiego i Andrzeja Leppera osądzić razem, i to jak najszybciej. Sędzia Magdalena Zapała-Nowak przeniosła najpierw rozprawy do tak zwanego przyziemia sądowego gmachu - żeby Łyżwińskiego, siedzącego na wózku inwalidzkim, nie trzeba było wnosić po schodach. Kiedy lekarze nie zgadzali się na przewożenie go do Sądu, zorganizowała telemost łączący Sąd z Aresztem Śledczym, ale były poseł nie chciał „na odległość" uczestniczyć w procesie.
Nie chciał Mahomet do góry, góra przyszła do Mahometa... Od 5 listopada rozprawy (dokładnie dwie, bo środowa, 18 bm., już się nie odbyła) przeprowadzone zostały w piotrkowskim Areszcie. Tyle że... bez udziału przewodniczącego Samoobrony.
Lepper nie musi uczestniczyć w każdej rozprawie, ale w tym wypadku przyczyną jego nieobecności była... choroba. - Jestem w szpitalu, bo skoczyło mi ciśnienie - powiedział, kiedy 5 listopada do niego zadzwoniliśmy. - Od dawna leczę się na ciśnienie - dodał szybko, jakby chcąc uprzedzić pytanie, czy nie jest to aby „sądowa" i taktyczna choroba.
Mariusz Jakubek
(więcej w bieżącym (47) numerze „Tygodnia Trybunalskiego")