Podczas konferencji prasowej zorganizowanej przed piotrkowskim magistratem Marlena Wężyk-Głowacka przedstawiła wyliczenia, z których wynika, ile przeciętna czteroosobowa rodzina zaoszczędziłaby roczne dzięki takiemu rozwiązaniu.
Nowa stawka w Piotrkowie to 35 zł od osoby. W Tomaszowie Mazowieckim jest to np. 26,5 zł. Statystyczna czteroosobowa rodzina w Tomaszowie zapłaci 1272 złote, natomiast w Piotrkowie 1680 zł. 400 złotych zostaje w domowym budżecie. Wprowadzenie 50-procentowej ulgi dla dzieci w Piotrkowie spowodowałoby, że taka czteroosobowa rodzina zaoszczędziłaby właśnie 400 złotych - wyliczała radna Wężyk-Głowacka.
Jak podkreślała Marlena Wężyk-Głowacka takie rozwiązanie wpisałoby się w politykę prorodzinną.
Prezydent Chojniak wielokrotnie podkreślał, że realizuje politykę prorodzinną w Piotrkowie. Ja mówię dziś: sprawdzam! Mam nadzieję, że nie były to tylko frazesy bez pokrycia - podkreśliła i zapowiedziała złożenie formalnego wniosku w sprawie wprowadzenia ulgi.
Piotrkowska radna mówiła także o konieczności uszczelnienia systemu śmieciowego i weryfikacji liczby osób zadeklarowanych w stosunku do tych, którzy rzeczywiście zamieszkują w Piotrkowie.
Za wysokie stawki narzucone mieszkańcom Piotrkowa Trybunalskiego radna Wężyk-Głowacka obwinia prezydenta Chojniaka i zwraca uwagę na rozpisywanie przetargów na odbiór odpadów "na ostatnią chwilę". Jej zdaniem wprowadzanie tak wysokich opłat jest działaniem nieetycznym, a zabieranie tak dużych pieniędzy należy wreszcie zatrzymać.
Myślę, że taka sytuacja jest spowodowana przede wszystkim faktem, że prezydent Chojniak nie ma żadnej wizji, jeśli chodzi o nasze miasto, w tym także o gospodarkę śmieciową. W Tomaszowie Mazowieckim ma powstać wysypisko, spalarnia, mają być zakupione własne śmieciarki. To na pewno obniży koszty - wyliczała radna, podkreślając, że co roku w Piotrkowie możemy spodziewać się dużych podwyżek. W jej opinii brakuje planowania długoterminowego, a podejmowane działania są doraźne.
-
Prezydent najlepiej zamknąłby się w swoich czterech ścianach, załatał jakieś dziury, wybudował kolejną drogę czy kanalizację dla zaprzyjaźnionych deweloperów, 400 metrów ścieżki rowerowej, w miejscu, w którym rowerzyści z niej nie korzystają albo plastikowe molo, które może się zaraz rozlecieć - podsumowała Marlena Wężyk-Głowacka.