Koty niczyje, a straty moje
- Jeden facet w tym bloku ma hodowlę półdzikich kotów. On je dokarmia, on się nimi opiekuje. Koty w naszym busie (samochodzie syna) już trzy razy się okociły – w przednim nadkolu, pod silnikiem. Zatkałem tam dziurę, bo trudno z nimi podróżować, jeszcze im się coś stanie. Przypuszczam, że te właśnie koty spod bloku przeżarły mi instalację elektryczną w samochodzie, przewód od ABS-u i od spryskiwaczy. Rachunki od mechanika mam na 800 złotych. A w każdej chwili mogą być większe. Jednego klienta już straciliśmy, bo samochód był nieczynny. Byłem i na policji i w Straży Miejskiej, i w spółdzielni, i w schronisku – nigdzie nie otrzymałem konkretnej pomocy. W schronisku powiedziano mi, że mogę te koty przywieźć, ale ja ich nie złapię. Z tym panem, który się nimi opiekuje, nie mogę się dogadać, a one go słuchają – opowiada pan Żurek. - Budy porobione pod blokiem, miski na jedzenie. I tak sobie te koty tam żyją. A ja tylko czekam, jak będę miał przegryzione przewody hamulcowe – nieszczęście gotowe. Jak zatkałem tę dziurę w samochodzie, to koty mi już pod maskę nie wchodziły. Trudno na parkingu przedszkolnym o szczury. Gdzie ja mam teraz szukać pomocy? – dodaje.
Nie na pastwę losu
Mieszkaniec bloku przy E. Plater, nieformalny opiekun kotów, przyznaje, że dba o to, żeby koty nie zdechły z głodu. - Dokarmiam je. Jest ich pięć, może sześć. W zasadzie można byłoby je oddać do schroniska. Może by je ktoś wziął, a jak nie, to miałyby siedzieć w klatkach? Tutaj mają odpowiednią przestrzeń, biegają sobie. Dokarmiam je i uważam, że to słuszne. Część z nich została już wysterylizowana – moim prywatnym kosztem. Jest problem, żeby te koty złapać, bo są przecież dzikie. W tej kwestii liczymy na jakąś pomoc ze strony chociażby fundacji Kocia Mama – mówi Krzysztof Mielczarek.
Na pytanie o samochód sąsiada odpowiada spokojnie. - Kot nie mógł przegryźć żadnych przewodów. Mógł to zrobić co najwyżej szczur, czy inny gryzoń. Niekoniecznie tutaj - przecież ten samochód staje w różnych miejscach. Tym bardziej, że te koty są karmione, więc niby dlaczego miałyby to robić? To są tylko moje hipotezy. Ale naprawdę nie sądzę, że to koty. Ja też mam samochód, parking niestrzeżony – ktoś pięścią uszkodził mi samochód. I kogo mam teraz skarżyć? Urząd Miasta, Straż Miejską? Jakieś ryzyko na parkingu człowiek niestety ponosi – dodaje Mielczarek.
Jak to udowodnić?
Po opisaniu całej problemowej sytuacji z piotrkowskiego osiedla komendantowi piotrkowskiej Straży Miejskiej usłyszeliśmy od razu. - A od kogo ten pan miałby uzyskać odszkodowanie? Jeżeli podobna sprawa została zgłoszona do nas, to mogliśmy ją ewentualnie przekazać do schroniska. Ale zacznijmy od tego, jak udowodnić, że kot mógł przegryźć przewody w samochodzie. Po drugie są to zwierzęta bezpańskie, więc nie można tutaj nikomu przypisać żadnej winy. Nie ma przepisów, które pozwalałyby na podjęcie konkretnych działań w takim przypadku. A jeśli to nie były koty? Nie można w tym przypadku nikogo winą obarczyć – mówi komendant Jacek Hofman.
Podobnego zdania jest Spółdzielnia Mieszkaniowa im. Słowackiego, na której terenie pomieszkują bezpańskie koty. - Jaką ja mam pewność, że tak rzeczywiście było? - pyta wiceprezes spółdzielni im. Słowackiego Władysław Michalak. - Jak można udowodnić to, gdzie coś takiego się stało? To temat na pewno nie dla spółdzielni. Jeżeli ten pan chce, niech spróbuje uzyskać odszkodowanie od ubezpieczyciela – odpowiada krótko.
Sterylizacja to podstawa
- Nie jesteśmy rakarzami, więc nie ma takiej opcji, żebyśmy takie koty wyłapywali i przekazywali do schroniska. Dla takich zwierząt byłby to niesłuszny wyrok. My zajmujemy się sterylizacją. I jeżeli chodzi o E. Plater, to temat znamy i jesteśmy w trakcie rozwiązywania tej sprawy. Mieszkaniec tamtego bloku nie jest właścicielem tych zwierząt, jedynie tzw. karmicielem i to on zwrócił się do nas z prośbą o pomoc w przeprowadzeniu sterylizacji. Akcję powinniśmy podjąć w przyszłym tygodniu. Po okresie rekonwalescencji koty powrócą do swojego pierwotnego środowiska. Poza tym koty mają prawo żyć w środowisku. Mało tego, do opieki nad nimi (jaki i innymi zwierzętami miejskimi) zobligowane jest miasto - mówi Dagmara Roszkowska z piotrkowskiego oddziału fundacji Kocia Mama.
- Jeżeli chodzi o szkody poniesione przez jednego z mieszkańców, to w historii naszej działalności nie mieliśmy podobnego przypadku. Naszym zdaniem jest to niemożliwe, żeby koty przegryzły jakiekolwiek przewody. Prędzej mógł to być jakiś gryzoń. Próba uzyskania odszkodowania od pana dokarmiającego koty jest absurdalna. Po pierwsze nie jest on ich właścicielem, po drugie ten incydent nie jest do udowodnienia – przyznaje wolontariuszka.
Słowa te bezsprzecznie potwierdza Grażyna Fałek – prezes piotrkowskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - To niemożliwe. Koty nie mają w zwyczaju przygryzać żadnych kabli. Po prostu je to nie interesuje. Nigdy się z takim przypadkiem nie spotkaliśmy. Takiej szkody mógł natomiast z powodzeniem dokonać szczur. Myślę, że w tamtym rejonie miasta należy koty po prostu wysterylizować, by zapobiec powiększaniu się populacji. I niech sobie tam spokojnie żyją. Są nie tylko nieszkodliwe, ale i pożyteczne. Drobne gryzonie, uciążliwe dla człowieka, na pewno tępią. Do schroniska przyjmujemy tylko takie, które potrzebują opieki i pomocy medycznej – przyznaje prezes Fałek.
Czy problem z samochodem powtórzy się? Czy pechowi właściciele będą musieli ponosić kolejne koszty naprawy? Miejmy nadzieję, że nie. Być może był to odosobniony przypadek... Być może winnego należy poszukać gdzie indziej.
JK