Szacuje się, że na piotrkowskim cmentarzu dochodzi do kilkudziesięciu a nawet kilkuset kradzieży w ciągu roku. Wiele osób nigdzie tego jednak nie zgłasza. Jedną z nich jest pani Genowefa. - Mój mąż zmarł dwa miesiące temu. Jeździmy na cmentarz i zapalamy świeczki. Nie dość, że ukradli nam z grobu już pół wiązanek, to jeszcze ciągle kradną znicze. Ludzie, którzy to robią nie mają sumienia - mówią piotrkowianie, których bliscy spoczywają na tutejszym cmentarzu.
Przedstawiciele piotrkowskiego cmentarza twierdzą, że trudno zapobiec takim incydentom. - Jedyne co możemy zrobić, to zamykamy wieczorem wszystkie furtki i bramy. Nie ma środka, który uchroniłby przed złodziejami - mówi Jolanta Wochim - kierownik cmentarza w Piotrkowie.