Zdarzenie w Szaflarach wywołało wśród egzaminatorów nauki jazdy stres, u wielu przywołało niebezpieczne zdarzenia z ich własnej pracy. - Jeden z pracowników opowiadał mi, że na ul. Słowackiego w Piotrkowie osoba zdająca egzamin wjechała na przejazd kolejowy zestawem ciężarówka z naczepą, zaczęły się opuszczać szlabany, a kursant zgasił samochód. Egzaminator ponaglał kandydata, żeby odjechał z przejazdu. Nawet dróżniczka wybiegła i apelowała, aby pojazd opuścił torowisko - opowiada Bogusław Kulawiak, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Piotrkowie.
- Te niebezpieczne sytuacje podzieliłbym na dwie grupy – mówi z kolei egzaminator Paweł Jaskuła. - Pierwsza grupa to te, które powodują osoby egzaminowane: przez swoje błędy, poprzez emocje, z różnych powodów. Drugą grupą są błędy innych użytkowników ruchu drogowego, którzy różnie postrzegają pojazdy z L-ką, nie tylko te egzaminacyjne. O tej pierwszej grupie mogę powiedzieć tyle, że codziennie dochodziłoby do kolizji czy wypadków, gdyby nie reakcja egzaminatora. Egzaminator reaguje wtedy, kiedy jest do tego zmuszony, kiedy za chwilę może ewentualnie coś się wydarzyć. Takie sytuacje zdarzają się codziennie nawet po kilka razy. W drugiej grupie najczęściej występuje najeżdżanie na tył naszych pojazdów. Jeśli dochodzi do jakichś kolizji, często jest to spowodowane nieuwagą innych użytkowników dróg.
Kontrolę nad przebiegiem egzaminu sprawuje właśnie egzaminator. Co prawda ma możliwość reagowania na niebezpieczne sytuacje, jednak nie zawsze daje to gwarancję stuprocentowej skuteczności, zwłaszcza, gdy po stronie egzaminatora brakuje pedału gazu. Nieraz by się przydał, ponieważ nie zawsze najlepszym rozwiązaniem jest zahamowanie, czasami ucieczka jest lepszym wyjściem. - W wielu sytuacjach oczywiście reagujemy i możemy to zrobić odpowiednio wcześniej, dlatego też niebezpiecznych zdarzeń z pojazdami, czy egzaminacyjnymi, czy tymi do nauki jazdy, nie ma wielu. W niektórych sytuacjach nasza reakcja jest jednak ograniczona. Nieraz pomimo wieloletniego doświadczenia, osoba egzaminowana potrafi tak bardzo nas zaskoczyć, że nasza reakcja bywa o ułamek sekundy spóźniona. Całe szczęście tutaj w Piotrkowie nic poważnego nigdy się nie zdarzyło. To jest jednak egzamin, kandydat na kierowcę musi udowodnić, że będzie potrafiła samodzielnie uczestniczyć w ruchu drogowym, nie zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie mógł z nią jeździć. W dużej mierze podróżujemy sami i musimy umieć się wybronić z różnych sytuacji - dodaje Paweł Jaskuła.
Kolejnym przykładem, kiedy egzaminator nie ma możliwości skutecznej reakcji jest nieuzasadnione gwałtowne hamowanie. Egzaminator nie jest w stanie zatrzymać nogi kandydata na kierowcę, który nagle uznaje, że musi zatrzymać samochód. Skutek to urazy odcinka szyjnego kręgosłupa u egzaminatora. Jakieś dwa lata temu, właśnie poprzez takie nieuzasadnione hamowanie, doszło do najechania na samochód egzaminacyjny przez autobus. Egzaminator przez dłuższy czas był na zwolnieniu lekarskim z urazem kręgosłupa. - Do niebezpiecznych zdarzeń dochodzi także na placu manewrowym. Osoba egzaminowana nie zapanowała nad pojazdem i w momencie, gdy egzaminator wsiadał, samochód nagle ruszył i uderzył naszego pracownika - mówi dyrektor Kulawiak.
Egzaminator Paweł Jaskóła mówi, że w Piotrkowie kierowcy niewłaściwe zachowują się na przejazdach kolejowych. Często też widzi brak wyrozumiałości i empatii dla osoby, która zdaje egzamin. - Wiadomo, że nie jest ona tak sprawna w ruchu drogowym jak wieloletni kierowcy. Zdarzają się sytuacje, że ludzie trąbią na nas, jesteśmy wyprzedzani na przejeździe kolejowym, czego absolutnie nie wolno robić. Niestety, podkreślę to jeszcze raz, nie jest to marginalne zjawisko. Takie sytuacje zdarzają się praktycznie codziennie. Gdyby zapytać o to wszystkich egzaminatorów, potwierdzą to - mówi. - Jeżeli przejazd kolejowy jest w odległości mniejszej niż 2 kilometry od WORD, wtedy jest to obligatoryjne zadanie podczas egzaminu. Problematyczny jest przejazd na ul. Roosevelta ze względu na swoją długość, bardzo nierówny i daje niestety osobie egzaminowanej wiele okazji do błędów. Według przepisów na przejazd możemy wjechać dopiero wtedy, kiedy wyłączy się sygnalizacja ostrzegawcza. Kursanci na ogół o tym pamiętają, jednak reszta kierowców pogania ich i trąbi - dodaje Bogusław Kulawiak.
Decyzje o przerwaniu egzaminu są ostatecznością. - Nikt nie robi specjalnie komuś przykrości, a że wydźwięk jest negatywny… tak już musi być, to są uroki naszej pracy. Jeżeli nawet pojawiają się jakiekolwiek skargi na przebieg egzaminu, są one oddalane przez nasz organ nadzoru. Nie przypominam sobie, by organ nadzoru kiedykolwiek uznał, że egzamin został nieprawidłowo przeprowadzony. Praca egzaminatora jest bardzo odpowiedzialna i trzeba ją po prostu lubić. Zdarzają się lepsze i gorsze dni, ale staramy się być przychylni osobom egzaminowanym, a decyzję o przerwaniu egzaminu podejmuje się, kiedy już nie ma innego wyjścia, kiedy trzeba ratować siebie bądź innych przed nieszczęśliwym zdarzeniem - mówi Paweł Jaskuła.