Na sylwestra w Protectorze (Wola Krzysztoporska) przyjechał z kolegami. Ci odjechali, Przemek został. Kiedy następnego dnia nie wrócił do domu, rodzina zaalarmowała policję. Do redakcji Strefy FM i “TT” przyszła zrozpaczona matka Przemka. Prosiła o pomoc w odnalezieniu syna. Jego zdjęcie wsiało niemal na każdym drzewie w regionie. Poszukiwania okazały się bezskuteczne. Dwa tygodnie po zaginięciu ciało 18-latka znaleziono w rokszyckim lesie. Nie stwierdzono śladów pobicia. Rodzina liczyła, że przyczynę śmierci wyjaśni sekcja zwłok. Nic z tego. Badania niczego nie wykazały.
Prokuratura Rejonowa w Piotrkowie po pół roku umorzyła postępowanie w sprawie śmierci Przemysława Łachmana z Wronikowa. Co udało się ustalić? Śmierć z powodu wychłodzenia organizmu... prawdopodobnie. - To jest oczywiście przyczyna z punktu widzenia medycznego, natomiast co spowodowało, że on stracił orientację w terenie i zdolność przedsięwzięcia działań, które pozwoliłyby mu na ocalenie, to prokuratura wyjaśniała przez szereg tygodni postępowania i tego jednoznacznie nie udało się ustalić - informuje nas dziś Witold Błaszczyk, rzecznik prokuratury w Piotrkowie. - Biegły, który przeprowadzał sekcję zwłok tego młodego mężczyzny, jako najbardziej prawdopodobny czas zgonu określił pierwsze 7 dni po nocy sylwestrowej. Jednak biorąc pod uwagę ustalenia dowodowe w sprawie, między innymi przesłuchania dwóch osób, które (z bardzo dużym prawdopodobieństwem) miały kontakt z Przemkiem Ł. w dniu 1 stycznia, można stwierdzić, że do tego zgonu najprawdopodobniej doszło 1 stycznia.
Jak informuje prokuratura, zeznania świadków (kolegów Przemka) były “tożsame w swojej treści”, tzn. nie zmieniali oni zeznań, niczego nie ukrywali. Chłopak stracił orientację w terenie i zamiast kierować się w stronę domu, poszedł w innym kierunku. Nie miał kurtki (ta została w samochodzie kolegów), był mróz. Temperatura i wielogodzinne przebywanie na dworze spowodowało, że Przemek był wycieńczony. Kilka dni po jego zaginięciu pojawiła się nadzieja - Przemka zarejestrowała ponoć kamera monitoringu przy jednym ze sklepów spożywczych. - Co do tego pewności nie ma. Ten materiał filmowy nie przedstawia twarzy. Jest to film nie najlepszej jakości, więc to mógł być on, ale nie musiał - mówi dziś prokurator.
Pewne jest za to, że zanim przepadł na dobre, rozmawiał z dwiema osobami. Jedną z nich był mleczarz. - Dwie osoby w godzinach rannych 1 stycznia widziały Przemka Ł. i z nim rozmawiały. Jedna z tych osób podwoziła go kilkaset metrów wozem. Chłopak podał informację, skąd pochodzi, skąd wraca, pytał o drogę. Wyjaśniono mu, którędy ma iść, aby dostać się do swojej miejscowości. Przemek Ł. został rozpoznany przez te dwie osoby na podstawie zdjęcia. Był tam, przysiadł się do wozu dostarczającego mleko od rolników do mleczarni, przejechał kilkaset metrów - mówi Witold Błaszczyk. - Odległość od miejsca zabawy sylwestrowej do miejsca zamieszkania chłopaka to ok. 10 km. Sporo, a przemieszczanie się pieszo, nie będąc odpowiednio ubranym, było ryzykowne, chyba że liczył, że dojdzie do jakiejś większej drogi i ktoś go podwiezie.
Mimo że nie udało się wyjaśnić, dlaczego Przemek nie żyje, prokurator nie ma wątpliwości, kto odpowiada za tragedię pod względem etycznym. - On został przecież przez kogoś zabrany samochodem na tę imprezę. W samochodzie zostawił swoją kurtkę. Koledzy odjechali, nie zabierając go z powrotem do domu, nawet nie sprawdzając, czy on do tego domu dotarł. Był pełnoletni, więc nie może tutaj wchodzić w grę odpowiedzialność polegająca na tym, że ktoś pozostawił kogoś bez opieki. Był osobą pełnoletnią, więc żadnego obowiązku opieki ze strony jego kolegów nie było, natomiast z etycznego punktu widzenia ta sytuacja wygląda negatywnie dla jego kolegów - twierdzi W. Błaszczyk.
Akta sprawy Łachmana zostały również zbadane w Prokuraturze Okręgowej w Piotrkowie. - Nie ukrywam, że sam te akta czytałem - mówi Błaszczyk, który zwrócił uwagę, że sprawa wymaga jeszcze wykonania pewnych czynności (w trybie tzw. czynności przed ewentualnym podjęciem postępowania). Póki co odpis decyzji o umorzeniu postępowania trafi do pokrzywdzonej, czyli do matki zmarłego. Ona może złożyć zażalenie i zaskarżyć decyzję prokuratora. Wówczas o dalszym toku sprawy zadecyduje sąd.
Aleksandra Stańczyk