Reforma oświatowa z 1999 roku była ponoć najbardziej nieudaną i najgorzej ocenianą przez społeczeństwo ze wszystkich przeprowadzonych przez ówczesnych rząd AWS-u. Rząd Beaty Szydło chce powrotu do tego, co było. Póki co jednak o szczegółach reformy wiemy niewiele, może jedynie to, że zmiany nie będą gwałtowne - gimnazja mają być wygaszane, a nie zlikwidowane.
Tego chce nowy rząd i tego chce - ja wynika z badań - 68% Polaków (podajemy za „Gazetą Wyborczą”). Czy tego chcą nauczyciele? Jak alarmował Związek Nauczycielstwa Polskiego, likwidacja gimnazjów może pozbawić pracy nawet 100 tys. nauczycieli. Z kolei ze względów demograficznych zwolnień mogą się również spodziewać nauczyciele uczący w liceach.
Na gimnazja narzeka się właściwie od samego początku, czyli od 16 lat. Większość nauczycieli, również w Piotrkowie, twierdziło i twierdzi, że gimnazja psują dzieci, że 13-latek rozpoczynając naukę w gimnazjum, czuje się jak osoba dorosła, a to powoduje wiele problemów wychowawczych. Teraz, gdy PiS chce powrotu do przeszłości, zarzuca się, że partia Jarosława Kaczyńskiego chce powrotu PRL-owskiej szkoły.
W 1999 roku szkoły trafiły pod kuratelę samorządów. Pytamy więc samorządowców, czy boją się powrotu do przeszłości?
- Nigdy nie miałem wątpliwości, że reforma wprowadzona w 1999 r. była nietrafiona - powiedział nam Krzysztof Chojniak, prezydent Piotrkowa. - System 8 plus 4 (liceum) lub 5 (technikum) był właściwym. Czy dziś powrót do „starego” systemu to dobra decyzja? Jest to sprawa dyskusyjna, biorąc pod uwagę wysiłek i koszty społeczne włożone na etapie ówczesnych zmian i te, które trzeba będzie ponieść wracając do „starego” systemu. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że ciężar ewentualnej reformy spadłby na samorządy.
Jak większość samorządowców również prezydent Piotrkowa twierdzi, że aby dokonać pełnej i rzetelnej oceny pomysłu rządzących, trzeba zapoznać się ze szczegółową koncepcją i zasadami (jeśli takie są), na jakich miałoby to nastąpić. - Proponowany powrót do systemu ośmioklasowego będzie trudny dla wszystkich gmin, ale szczególnie dotkliwy dla gmin wiejskich, które niejednokrotnie zadłużały się, aby wybudować gimnazja. Są to bardzo często budynki o dużych powierzchniach zdecydowanie przewyższających potrzeby szkół podstawowych w poszczególnych miejscowościach - dodaje Chojniak.
Problem, o którym mówi prezydent zna doskonale wójt Rozprzy. - Rządowe plany nas również niepokoją - mówi Janusz Jędrzejczyk. - Dziś mamy sporo obaw. Po pierwsze, co stanie się z budynkiem nowo wybudowanego gimnazjum w Rozprzy. Była to duża inwestycja dla całej gminy. Budowa nowego budynku podyktowana była brakami pomieszczeń w szkołach podstawowych do zaadoptowania na klasy gimnazjalne. Tylko w Niechcicach udało nam się utworzyć zespół szkolno-gminazjalny, który pomieścił wszystkich uczniów. Jednak uczniowie z większości miejscowości w naszej gminie dowożeni są do Rozprzy.
Kolejnym problemem wg wójta byłyby również braki pomieszczeń w szkołach podstawowych. W kilku szkołach utworzono oddziały przedszkolne i na ich potrzeby adaptowano część klas. - W przypadku otrzymania konkretnych informacji, przede wszystkim projektu ustawy, musielibyśmy się spotkać z dyrektorami placówek i omówić kwestie związane z rozlokowaniem uczniów - mówi Jędrzejczyk.
Kolejna sprawa to przyszłość nauczycieli uczących w gimnazjum w Rozprzy. Wójt nie jest przekonany, czy wszyscy tam pracujący znajdą zatrudnienie w szkołach podstawowych. - Jeżeli stałoby się tak, że nastąpiłyby zwolnienia, to również byłyby to duże koszty dla nas - mówi. - Po pierwsze stracilibyśmy wielu świetnych pedagogów, a poza tym wiązałoby się to z wypłatą odpraw, które również nadwyrężyłby budżet gminy. Zapewnienia minister edukacji Anny Zalewskiej o tym, że nauczyciele do tej pory pracujący w gimnazjach nie stracą pracy, do końca nas nie uspakajają. Z pewnym niepokojem czekamy na decyzję rządu.
Inaczej sytuacja, pod względem lokalowym, wygląda w gminie Wolbórz, gdzie jest jedno gimnazjum, które mieści się w kompleksie budynków (szkoła podstawowa, gimnazjum, hala sportowa). - Nie będzie to stanowić problemu przy ewentualnej reorganizacji szkół - mówi burmistrz Wolborza Andrzej Jaros, który przyznaje, że każda zapowiedź reorganizacji czy zmian w oświacie zawsze budzi niepokój i nasuwa pytanie, czy samorząd straci, czy zyskamy na tych planach.
W gminie Gorzkowice po 1999 r. nie było potrzeby budowy gimnazjum. W 2006 powstał co prawda nowy kompleks szkolny, ale służy on całej społeczności szkolnej, nie tylko gimnazjalistom. - Patrzę na tę sprawę z kilku punktów - nauczyciela, samorządowca i rodzica - powiedział nam Alojzy Włodarczyk, wójt Gorzkowic. - Z propozycją zmian w zupełności się zgadzam. Na razie jednak wiemy zbyt mało o sposobie przeprowadzenia reformy. Jako nauczyciel pamiętam tamte czasy, tamtą reformę. Wówczas najgorszym aspektem zmian było odejście od kształcenia politechnicznego, czyli ograniczenie praktyk, warsztatów, stopniowe odchodzenie od kształcenia zawodowego. Czy reforma się sprawdziła? Zdecydowanie nie.
Również Włodarczyk obawia się o los nauczycieli. - Zmiany w szkolnictwie, wygaszanie gimnazjów wiązałoby się ze zwolnieniami. Pamiętajmy, że w większości gmin nie ma szkół ponadgimnazjalnych. Z pewnością pojawiłby się problem z pracą. Na szczęście zmiany nie byłyby radykalne, byłoby to stopniowe wygaszanie. Dziś temat ten jest trudny do oceny - mówi wójt.
W sprawie likwidacji gimnazjów PiS nie wyklucza zorganizowania referendum. Nowe prawo zaczęłoby obowiązywać w roku szkolnym 2016/17. Reforma wymagałaby zmiany podstawy programowej od przedszkola do szkoły średniej, a to oznacza, że wszystkie (!) podręczniki szkolne będziemy mogli wrzucić do kosza.
as