Jak zareagował pan na powołanie Kamila Majchrzaka do reprezentacji Polski na mecz z Litwą w Pucharze Davisa?
Bardzo się ucieszyłem, bo to już drugi mój wychowanek – pierwszym był Maciek Smoła, pokazał się przy okazji meczu z Białorusią – który trafił do reprezentacji Polski. Nie ma dla trenera lepszego potwierdzenia skuteczności jego warsztatu szkoleniowego. Kamil trenował pod moim okiem od zera przez cztery lata i dwa miesiące. Gdybym przez ten czas zepsuł u niego podstawy, to pewnie jego przygoda z tenisem poszłaby w innym kierunku i nie rozmawialibyśmy teraz o nim przy okazji powołania do kadry.
Spodziewał się Pan, że już w tak młodym wieku Kamil znajdzie uznanie w oczach kapitana reprezentacji?
Dotychczasowe wyniki Kamila wyraźnie pokazują, że robi stałe postępy. Należało się zatem spodziewać, że w którymś momencie kapitan się o niego upomni. Można się tylko cieszyć, że stało się to tak szybko. Z pewnością jest to dla Kamila dodatkowa motywacja do ciężkiej pracy na treningach.
A nie jest pan trochę rozczarowany brakiem wystawienia Kamila do składu na spotkanie z Litwinami?
Z rozkładu gier wynika, że kapitan postawił jeszcze tym razem na doświadczenie zamiast na młodą krew. Choć Kamil prowadzi już dojrzały tenis, w meczu o taką stawkę w barwach narodowych stres u niego mógłby dać o sobie znać. Radosław Szymanik zdecydował się na razie na Jerzego Janowicza i Łukasza Kubota, ale przy pewnym wyniku, w niedzielę może być jakaś zmiana. Litwinów trudno uznać za super rakiety, dlatego liczę, że od początku nasi liderzy nie odpuszczą rywalom i możliwie szybko rozstrzygną losy tego spotkania.
Jak scharakteryzowałby pan Kamila jako zawodnika?
Znajomi często pytają się o Kamila: „co on gra?”. Odpowiadam im zawsze krótko: „forhend i bekhend”. Ale nim zaczynają się krzywić, że tak lapidarnie im to przedstawiam, dodaję też, że Kamil gra ten forhend i bekhend z nieporównywalnie większym zaangażowaniem niż reszta jego rówieśników. Kamil jest tak skoncentrowany na treningach i zdeterminowany, aby odnieść sukces na zawodowych kortach, że daje to później taki właśnie efekt. W przeciwieństwie do niego, niektórym się tylko wydaje, że trenują tenisa. Czasem pytam swoich podopiecznych, czy chcą grać w tenisa. I słyszę, że bardzo tego pragną. Ale żeby grać w tenisa na wysokim poziomie, nie wystarczy tylko bardzo chcieć. Trzeba chcieć tego bardzo, bardzo, bardzo. I taką postawę prezentuje Kamil. W jego grze nie ma jakichś dziwnych uderzeń i niespotykanych zagrań. Jest jednak nieprawdopodobna determinacja oraz zaangażowanie.
Jakie są najmocniejsze strony Kamila?
Przede wszystkim dobra podbudowa treningu ogólnorozwojowego, którego kibice nie widzą, bo zwykle obserwują zawodników tylko podczas zajęć typowo tenisowych. Tytaniczna praca wykonana w tym zakresie przekłada się na szybkość reakcji, szybkie poruszanie się po korcie i wytrzymałość. Dzięki temu jest w stanie dobiec do piłki, ustawić się i uderzyć, samemu zabiegając przy tym przeciwnika. Bez tych elementów nie ma natomiast mowy o skutecznym tenisie.
Na co stać „Szumiego” w tym sezonie?
Nie znam dokładnie jego planów startowych, więc o osiągnięciach w poszczególnych turniejach trudno jest mi się wypowiadać. Ale myślę, że jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, jest realna szansa na to, aby pod koniec roku Kamil zameldował się w drugiej setce rankingu ATP.
Jaki jest Kamil prywatnie?
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to wyjątkowy chłopak. Nawet kiedy w rozgrywkach młodzieżowych zdarzało mu się wygrać bardzo szybko mecz do zera, zawsze z szacunkiem podchodził później do rywala. Nie było żadnego wyśmiewania się, żadnego lekceważącego tonu, który czasem zdarza się u zawodników w tak młodym wieku. Kamila cechują nie tylko umiejętności, ale też kultura tenisowa na najwyższym poziomie. To wzór eleganckiego zachowania na korcie i poza nim. Poza tym, to bardzo rozsądny, wyciszony chłopak. Wie, czego w życiu chce. Postawił na tenis, a teraz dodatkowo czekają go niebawem egzaminy maturalne. Bez dużej samodyscypliny trudno byłoby mu pogodzić sport i naukę. W szkole nigdy nie miał jednak żadnych problemów. Uczył się bardzo dobrze, jak zresztą przystało na syna nauczycieli.
Wielu młodych zawodników narzeka na kosztowne początki w sporcie.
Jak to wszystko wyglądało w przypadku Kamila? Skąd miał środki na trening i starty?
Na początku, jak to w polskim tenisie, wszystko finansowali jego rodzice. Kamil nie mógł liczyć na jakiekolwiek inne wsparcie do czasu, gdy załapał się do kadry województwa. Wtedy mógł już liczyć na jakąś dotację na obóz czy udział w treningach organizowanych przez regionalny związek tenisowy. Kolejnym krokiem było znalezienie się kadrze narodowej, w której można już skorzystać ze środków ministerialnych. Dopiero później pojawiła się możliwość podpisania jakichś umów reklamowych z firmami. Zwłaszcza z tzw. sponsorami technicznymi. Wiadomo, że dużym markom odzieżowym czy sprzętowym nie zależy na promowaniu się poprzez 12-latków. Ale gdy zaczyna się wiek seniora i zawodnik coraz częściej pojawia się w mediach, wówczas to zainteresowanie współpracą wygląda już całkiem inaczej. Z pewnością przydatny okazuje się też przykład Jerzego Janowicza, dzięki któremu firmy zobaczyły, że warto inwestować w utalentowanych tenisistów.
Przykład „Szumiego” przyciąga do klubu kolejne dzieciaki?
Z przykrością muszę stwierdzić, że przynajmniej w Piotrkowie Trybunalskim sukcesy Kamila nie mają widocznego przełożenia na zainteresowanie tenisem wśród najmłodszych. Pracuję na miejscu już 27 lat, dokonuję różnych analiz i wręcz zauważam, że niestety następuje obecnie regres w tej kwestii.
Pozostaje pan w stałym kontakcie z Kamilem?
Widzimy się niemal za każdym razem, kiedy Kamil przyjeżdża w rodzinne strony. W miarę możliwości Kamil pojawia się w klubie, aby pokibicować 10-letniemu bratu, który również gra w tenisa. Często też przy okazji wręcza jakieś nagrody w rozgrywkach dla najmłodszych. One z kolei bardzo chętnie ustawiają się z nim do zdjęcia. Jego nazwisko w mieście jest już dobrze znane wśród osób interesujących się sportem.
Z notowań firmy bukmacherskiej Fortuna wynika, że głównym kandydatem do zdobycia tegorocznego Pucharu Davisa są Kanadyjczycy. A pan komu – nie licząc oczywiście Polaków – będzie kibicował w tych rozgrywkach?
Zawsze najmocniej trzymam kciuki za naszych południowych sąsiadów z Czech, którym zwykle dobrze idzie w „drużynówkach” – zarówno w Pucharze Davisa, jak i Fed Cup. Często jeżdżę do Czech na wypoczynek, ale bywam w tym kraju także ze względu na turnieje i obozy moich podopiecznych. I jestem pod wrażeniem tego, jak sobie ten tenis tam poustawiali. Mam jednak nadzieję, że za kilka lat i Polacy – gdy do Kamila dołączą w kadrze tacy obiecujący gracze jak Hubert Hurkacz czy Michał Dembek – będą wymieniani w gronie potencjalnych faworytów tak prestiżowych zmaganiach jak Davis Cup…
Rozmawiał Bartosz Król/ARSKOM GROUP