Jeżozwierze i rozgwiazdy – tekst VII Dyktanda

Tydzień Trybunalski Czwartek, 07 czerwca 20120
Podobno było nieco łatwiejsze niż ubiegłoroczne, ale nie było pracy, w której nie znalazłby się choć jeden błąd. Nadal więc pozostaje wyzwaniem. I to – ku naszej uciesze – wyzwaniem dla coraz większej liczby osób.
fot. Magda Wagafot. Magda Waga

tekst dyktanda:

Na dnie Mariańskiego Rowu, z podłoża wyłożonego zmiażdżonymi okrzemkami wyrasta krzynę koślawa, aczkolwiek jedenastokondygnacyjna, chatynka. Przycupnięta pod rozłożystym koralem hardo spogląda w mroczną głębię. W jej murach mieszka chimeryczny konik morski Izydor, rozchichotana, poruszająca się kurcgalopem niczym hurysa w mahometańskim raju, płaszczka Hermenegilda, zadumany filozof Gerwazy, z natury rekin ludojad, a także rozbrykany jeżozwierz Hipolit i jeszcze Klementyna rozgwiazda w duchu jaśniejąca na roziskrzonym firmamencie polarnych zórz oraz krab pustelnik o niebywałym purpurowym umaszczeniu. Ma on w zwyczaju opowiadać, że jest to pamiątka nieoczekiwanego spotkania z jednookim kukiem śmigłej fregaty “Stella Maris”, transportującej cejlońską herbatę do chińskich portów.

Cała ta egzotyczna hałastra aspołecznych wyrzutków ma właśnie zamiar spożyć obiad, dlatego też znany głodomór jeżozwierz Hipolit wyciąga z kąta chromowany grill, chcąc przyrządzić w sosie chrzanowym ekskluzywne haitańskie brokuły w przybraniu z ostrężyn. Łgarz i łotrzyk Izydor kąśliwym tonem zadaje zwyczajowe pytanie, czy będzie to sos na winie. A huncwot Hipolit, kląskając krztuśliwie, odpowiada, że naturalnie wrzuci do rondla wszystko, co mu się nawinie pod rękę. W tym momencie Gerwazy, który nie uchwycił sensu rzadkiej urody żartu, uwalnia skrępowaną dotąd naturę ludojada i szczerzy ogromne kły. Momentalnie przy grillu zapada grobowa cisza, ale nawet ona kuli się zdjęta przerażeniem.

Na szczęście już nadciągali truchtem przyjaciele domu: szczeżuja Ludmiła i perłopław Przybysław. Ten ostatni, bynajmniej nie garkotłuk (ew. garnkotłuk), lecz psychoanalityk o długoletnim stażu, zrozumiawszy grozę sytuacji, przywołuje Gerwazemu wspomnienie pulchnego bosmanmata o torsie i mocarnych dłoniach pokrytych tatuażami. Izydor natomiast nieznacznie mruży różnobarwne oczy pod krzaczastymi brwiami i recytuje czarnoksięską formułę w starohawajskim dialekcie: “Hulali po polu i pili kakao”.

Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdyż Gerwazy został obezwładniony.

dr Lidia Pacan-Bonarek
dr Jacek Bonarek

POLECAMY


Zainteresował temat?

0

0


Komentarze (0)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Na tym forum nie ma jeszcze wpisów
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat