Dał nam przykład Matusewicz, jak lansować się mamy
Najważniejsi polscy politycy mają za sobą udział w sesjach dla tabloidów i kolorowych magazynów. Występowali w programach rozrywkowych, niektórych całowała Doda, inni byli na okładkach tygodników opinii, mają swoje strony internetowe, doradców, a nawet fotografów. Ubierają się tak, jak każą im styliści, chodzą na siłownię, do solarium, potrafią zmieniać kolor oczu, uśmiechać się do kamery nawet, gdy nie jest im wesoło, tańczyć na festynach i studniówkach. To wszystko dla wyborców. Aby zyskać większą popularność, wygrać wybory, a w konsekwencji mieć większy wpływ na życie tych, którzy ich wybrali.
Piotrkowscy politycy nie mają takich możliwości rządzenia, a co za tym idzie takich potrzeb. Radnym zostaje się nawet po zdobyciu niespełna 200 głosów, prezydentem - kilkunastu tysięcy. Nie oznacza to jednak, że nie trzeba się starać o uznanie, zaufanie i wiarygodność. Trzeba, a od czasu, kiedy społeczeństwo bezpośrednio wybiera prezydenta, wójta i burmistrza, nawet bardziej.
Pierwszym politykiem z naszego miasta, który to zrozumiał, był Waldemar Matusewicz.
Jesienią 2002 r. w II turze pierwszych bezpośrednich wyborów pokonał dotychczasowego prezydenta Andrzeja Pola. Pokonał nie tylko samym programem, ale także umiejętnością lepszego komunikowania się z tzw. elektoratem. Nie zabrakło tu pewnych elementów lansu, który w pełnej krasie pan Waldemar zaprezentował mieszkańcom już będąc prezydentem. Potrafił skoczyć z kilkudziesięciu metrów na bungee, czy rozebrać się i popływać w zbiorniku „Słoneczko". Oczywiście to wszystko nie tylko na oczach potencjalnych wyborców, ale także, a może przede wszystkim, dziennikarzy i fotoreporterów. Nikt z piotrkowskich polityków nie zachowywał się dotąd w ten sposób. Czy wynikało to z jego natury, czy było efektem podpowiedzi bliskich współpracowników? Prawdy dziś chyba nie poznamy. Zresztą, czy jest ona w tym wszystkim ważna? Ważne, że Matusewicz potrafił zainteresować media swoją osobą, wiedział, jak z nimi postępować: kiedy przyda się rzetelna, profesjonalna wypowiedź, a kiedy efektowny lans. Inna sprawa, że nie wszystkie lokalne media to kupiły.
Pod koniec kadencji, kiedy było już jasne, że następnej nie będzie, urzędujący prezydent w wyborach udzielił poparcia jednemu ze swoich dwóch zastępców Andrzejowi Czapli. Matusewicz potrafił nieźle ten polityczny pocałunek sprzedać, twierdząc w wywiadach, że „sukcesem jest to, iż główne role w wyborach odgrywają jego wiceprezydenci". Tym drugim wiceprezydentem był Krzysztof Chojniak. I to właśnie on zwyciężył jesienią 2006 r.
Chojniak się nie lansuje
Początek tej prezydentury był raczej niemrawy. Odnosiło się wrażenie, że nowy włodarz miasta chyba nie bardzo liczył na zwycięstwo. Widać było różnice w stylu sprawowania władzy i komunikowania się z mieszkańcami. Jednak im dalej, tym Krzysztofa Chojniaka było więcej. Zagrał u boku znanych polskich aktorów w przedstawieniu historycznym, występował we fraku na uroczystości 11 listopada, jeździł na łyżwach, grał w piłkę nożną w meczu sejm - Piotrków i regularnie rzucał do kibiców piłkami ręcznymi na meczach Piotrkowianina (częściej) i Piotrcovii (rzadziej). Jednym się to podobało, inni przynajmniej część tych działań uważają za niepotrzebne wydawanie pieniędzy i...
- ...lans w gorszym wydaniu. Wciskanie się we frak, nadęte wypowiedzi, to jeszcze słabsze niż lansowanie się posła Ostrowskiego, który wykorzystuje każdą okazję, aby się wypromować, nawet stadninę koni w Bogusławicach - uważa A. Czapla.
Ten były i prawdopodobnie także przyszły rywal obecnego prezydenta w wyborach twierdzi, że sam nie robi niczego pod publiczkę.
- Zostałem z tego wyleczony w poprzedniej kampanii prezydenckiej, kiedy to poradzono mi, bym w dyskusjach przedwyborczych stał się bardziej agresywny. Posłuchałem i żałuję, dziś z rad tej osoby już nie skorzystam, bo było to zachowanie sprzeczne z moją naturą. Na pewno jednak swoje zalety trzeba pokazać. Jak? To cienka granica. Rok wyborczy przenosi lans na płaszczyznę rywalizacji. Myślę, że piotrkowscy wyborcy są na tyle wyrobieni, że nie dadzą się łatwo nabrać.
Jednak złośliwi wypominają Andrzejowi Czapli częstsze niż zwykle pojawianie się na meczach piłkarek i piłkarzy ręcznych w okresie poprzedniej kampanii wyborczej oraz występy w piłkarskich meczach z udziałem polityków i samorządowców.
więcej w najnowszym numerze (8) „Tygodnia Trybunalskiego"
MCtka