Renata Wojtczak, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Piotrkowie
1. Który moment, ze wszystkich dotychczasowy świąt, pamięta Pani do dziś?
To święta, gdy zbierała się w święta cała rodzina mojego męża - cztery pokolenia. Ogrom radości i miłości, szacunku. I wszędzie pełno dzieci, które wypatrywały pierwszej gwiazdki.
2. Jakie jest Pani ulubione danie wigilijne?
Zupa grzybowa z kaszą gryczaną. Smak z domu rodzinnego mojej mamy. Taką grzybową wigilijną podawała moja babcia, taką zupę podawała też moja mama. A ja przygotowuję zupę grzybową z łazankami dla wszystkich, a dla chętnych podaję też kaszę gryczaną.
3. Tradycja świąteczna, którą szczególnie lubi Pani kultywować?
Ubieranie choinki w Wigilię. Szczególnie wtedy, gdy nasi synowie byli mali i wszyscy razem celebrowaliśmy ten moment; na początku podstawa - czy dobrze została osadzona choinka w stojaku i czy sięga do sufitu, później plątanina lampek, założenie gwiazdy lub czubka na choince, następnie zawieszenie bombek i cukierków, a na końcu łańcuchy.
4. Wymarzony prezent z dzieciństwa?
To była lalka. Miałam jedną z blond włosami, a marzyła mi się ciemnymi warkoczami.
5. Która kolęda lub pastorałka jest Pani szczególnie najbliższa?
Bardzo lubię śpiewać „Dzisiaj w Betlejem”. Jest taka radosna i wspólnotowa. Ale zawsze wzrusza mnie „Lulajże Jezuniu”.
Michał Pałubski, kabareciarz i stand-uper
1. Który moment, ze wszystkich dotychczasowy świąt, pamięta Pan do dziś?
Jakoś się tak układało, że jest wiele świąt, które pamiętam szczególnie, nie chciałbym dokonywać gradacji i szukać tych, które były najbardziej niezapomniane. Uwielbiam te święta, które zaczynają się od jakiejś małej wpadki, która rozładowuje humor, bo potem jest już tylko lepiej i wtedy zaczynamy rozumieć, że w tym całym biegu jedyne co jest nam potrzebne, to nasi bliscy- nic więcej. Pamiętam taką sytuacje kiedy siedzieliśmy przy stole Wigilijnym z moją mamą i siostrą i moja siostra uznała, że potrzebujemy jeszcze jakieś przyprawy, ale nie chciało jej się iść dookoła stołu, więc uznała, że przeskoczy nad mamą, która siedziała z nią na kanapie. Przeskakując zaczepiła nogą o łokieć ręki mamy, która unosiła herbatę do ust, to szturchnięcie spowodowało, że mama wylała na siebie herbatę, siostra straciła synchronizację ciała w locie, więc chciała złapać czegokolwiek, a że była to choinka, więc wywróciła się z nią i wtedy zobaczyłem, że mój kanarek dostał zawału przerażony dźwiękiem tłuczonych bombek… mimo tej tragedii to były piękne i niezapomniane święta… tylko kanarka dotąd mi żal.
2. Jakie jest Pana ulubione danie wigilijne?
Śledzie w oleju receptury mojej mamy, które doskonale robi moja żona. Od kilku lat nie wyobrażam sobie świąt bez kompotu z suszu, u mnie w domu nigdy go nie podawaliśmy. Pierwszy raz go spróbowałem jak miałem 30 lat na Wigilii rodzinnej mojej żony i przyznam się, że nie wyobrażam sobie teraz świąt bez niego. Najśmieszniejsze jest to, że nieważne ile zrobi go moja żona dla mnie zawsze jest za mało… może nadrabiam te trzydzieści lat bez niego.
Bez tych dwóch potraw nie wyobrażam sobie świąt… a i bez pierogów. Jako dzieciaki zawsze zakładaliśmy się kto ich zje najwięcej i niekwestionowanym, niepokonanym zwycięzcą jest dotąd moja siostra.
3. Tradycja świąteczna, którą szczególnie lubi Pan kultywować?
Wiem, że to co powiem nie będzie eko, ale kocham „żywą” choinkę. Nie wyobrażam sobie bez niej świąt, ale żeby być bardziej pronatura staramy się z żoną kupować choinkę w doniczce i po świętach wkopujemy ja w ogródku.
4. Wymarzony prezent z dzieciństwa?
Wymarzony prezent? Hm… Odpowiem przewrotnie… wymarzony prezent to ten nigdy nieotrzymany, bo jako dzieci nie przestajemy marzyć, zresztą jako dorośli też nie powinniśmy przestawać, bo to utrzymuje w nas młodość.
5. Która kolęda lub pastorałka jest Panu szczególnie najbliższa?
„Oj, Maluśki, Maluśki”, „Dzisiaj w Betlejem” i „Bóg się rodzi”, to taka pastorałka i kolędy, które mnie totalnie we wnętrzu rozczulają, bo przypominają mi bliskich, których już ze mną nie ma.
Bartosz Gumulec, prezes stowarzyszenia „Busola”
1. Który moment, ze wszystkich dotychczasowy świąt, pamięta Pan do dziś?
Z perspektywy czasu, współcześnie, najcieplej wspominam chwile z osobami, których już nie ma. Myślę o tacie, którego nie zdążyły poznać moje dzieci; o babci Marysi, która wespół z tatą ustalała i własnoręcznie „realizowała” wigilijne menu (Mama oczywiście wtedy sprzątała); o babci Nini, która zawsze miała kogoś pod opieką i dopiero na starość była na tyle wolna, że mogła świętować razem z nami. Są to piękne i ważne wspomnienia, którymi rokrocznie dzielimy się (jak opłatkiem) z najbliższymi.
2. Jakie jest Pana ulubione danie wigilijne?
Mama zawsze powtarza, że na wigilijnym stole musi być mak – czy to w postaci makowca, czy jako ukraińska kutia. Mak symbolizuje obfitość, a jego zjedzenie ma przynieść dostatek i dobrobyt. Mamie pewnie chodzi o pieniądze (czego i Państwu życzę), ja zaś zajadam się makowcem, bo… jestem łasuchem. Ot co!
3. Tradycja świąteczna, którą szczególnie lubi Pan kultywować?
Jako tata-Mikołaj (proszę mnie nie zdradzać przed dziećmi) najbardziej lubię moment świątecznego obdarowywania. Mój 9-letni syn nadal wierzy w pana z Laponii, toteż co roku pisze listy, rysuje prezenty i z wytęsknieniem czeka na spełnienie tych konkretnych marzeń. Najpiękniejsza jest radocha, kiedy dzieci rozrywają (inaczej tego nazwać nie można) świąteczny papier, a ich oczom ukazuje się brzeżek pudełka Lego czy skraj nowej sukienki. Ich oczy świecą wówczas niczym ta pierwsza gwiazdka na niebie! Myślę jednak, że nam wszystkim się to zdarza – w końcu kto nie lubi prezentów?
4. Wymarzony prezent z dzieciństwa?
Nie pamiętam – chyba nigdy nie miałem takich pomysłów. Pamiętam jednak, że zawsze pod choinką (poza książką, nową koszulką czy skarpetami) leżały reklamówki ze słodyczami – po jednej dla każdego z nas. To było niezwykłe (przypominam, że mamy lata 80-te)! Ptasie mleczko, delicje, galaretka w czekoladzie, słodkie kamyczki, draże – wszystko kolorowe, pachnące, jedynie takie. Jak się pewnie Państwo domyślają był to efekt działań komisji socjalnej działającej w zakładzie pracy mojej mamy. Dziękuję Ci komisjo za słodkie święta! Takie paczki to było coś!
5. Która kolęda lub pastorałka jest Panu szczególnie najbliższa?
Lubię śpiewać i słuchać, jak inni śpiewają – tym bardziej jeśli mowa o kolędach czy pastorałkach. Od zawsze „działała” na mnie pastorałka „Nie było miejsca dla Ciebie” – wystarczyła przygrywka, by zaszkliły mi się oczy. I sam nie wiem dlaczego? Czy chodziło o trud, z jakim świeżo upieczeni Rodzice musieli „szukać żłóbeczka”, czy może żal mi było tego dziecięcia, które witało świat „w stajni w ubóstwie i chłodzie”. Doczytałem, że kolęda ta została napisana w Krakowie w roku 1932 przez ojca Mateusza Jeża, zaś muzykę skomponował dopiero w roku 1938 ojciec Józef Łasia. Ponoć kolęda ta jest niezwykle popularna w Nowym Sączu… i moim domu.
Leszek Heinzel, dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji
1. Który moment, ze wszystkich dotychczasowy świąt, pamięta Pan do dziś?
Trudno mi wskazać moment, szczególny w naszym rodzinnym świętowaniu.
Wiele się wokół nas zmienia. Nie tylko świat na zewnątrz, ale i wśród nas, członków rodziny. Czasem nas przybywało, czasem ubywa… W tym roku po raz pierwszy wigilia odbędzie się bez naszej babci. Ale to właśnie święta Bożego Narodzenia są chwilą, która pozwala zapamiętać tych, którzy rodzinę tworzą, przekazują wspomnienia, tradycje, także kulinarne.
2. Jakie jest Pana ulubione danie wigilijne?
Ze zdziwieniem stwierdzam, że na przestrzeni ponad pięćdziesięciu lat moje gusta mocno ewoluują. Kiedyś czekałem na grzybową, dziś numerem 1 są pierogi z kapustą i grzybami, ale koniecznie z głębokiego oleju.
3. Tradycja świąteczna, którą szczególnie lubi Pan kultywować?
Może i wizerunkowo to nie najlepiej, jednak szczerze, to najwięcej radości sprawiają mi tradycyjne prezenty pod choinką. Te, które dostaję, ale i oczywiście te, które dzieciaki rozpakowują.
4. Wymarzony prezent z dzieciństwa?
Jako piątoklasista dostałem pod choinkę ,,Robin Hooda" Tadeusza Kraszewskiego, książkę którą do tej pory znam prawie na pamięć. Nie oceniając jej wartości i warsztatu pisarza, polecam do dziś każdemu. Jest drugi prezent, który dosłownie zmiótł moich kolegów, a sprawił, że moje ego nadęło do wymiaru hali balonowej. Był to prawdziwy walkman, który przesłał mi chrzestny z Zachodu w czasach siermiężnej komuny. Nie wiem, co dziś musiałbym posiąść, by wzbudzić takie emocje jak wówczas ten kasetowy samograj na słuchawki.
5. Która kolęda lub pastorałka jest Panu szczególnie najbliższa?
Moja ulubiona kolęda, to oczywiście ,,Cicha noc"; jedynie chyba niezmiennie ulubiony element Świętowania Wigilii i Bożego Narodzenia, wiem, że ma się to nijak do kościelnego kalendarza, ale często lubię ponucić ją poza okresem Bożego Narodzenia. Nie wiem czy mnie to usprawiedliwia, ale te samą przypadłość miał i mój św. pamięci tatuś, a więc mam nadzieję, że moje dzieci również tę kolędę uznają za swoją ulubioną.
Paweł Kowalski, leśnik z Osady Leśnej w Kole
1. Który moment, ze wszystkich dotychczasowy świąt, pamięta Pan do dziś?
Chyba najbardziej utkwiły mi w pamięci Święta w 2000 roku. Wtedy to w pierwszy dzień świąt odbieraliśmy z dr Zbigniewem Skrzekiem (jedyny lekarz, który w tym dniu odebrał telefon) poród klaczy Konika Polskiego. Zima, choinka i mały źrebak. Piękne święta.
2. Jakie jest Pana ulubione danie wigilijne?
Oczywiście zupa grzybowa z kluskami, karp i grzybki z tej zupki opiekane w cieście. Czekam na te dania cały rok. Karp i grzybki nie smakują w ciągu roku ,tak jak smakują w wigilię.
3. Tradycja świąteczna, którą szczególnie lubi Pan kultywować?
Dzielenie się opłatkiem ze zwierzętami. Jesteśmy wtedy wszyscy równi sobie i pokorni wobec Stwórcy. Czuję się jak Noe na swojej arce.
4. Wymarzony prezent z dzieciństwa?
Zawsze marzyłem o nożu takim traperskim, ostrym z dobrej stali. Chciałem go mieć przy sobie podczas moich włóczęg wokół jeziora Bugaj. Dostałem go dużo, dużo później. Ale mam go i teraz mi służy.
5. Która kolęda lub pastorałka jest Panu szczególnie najbliższa?
Chyba "Bóg się rodzi moc truchleje", chodziliśmy wtedy paczką na pasterkę do "fary" i była to najczęściej śpiewana kolęda. Dużą grupą staliśmy w kościele lub przed nim :-) bo było to ważne wydarzenie. Po kolacji wigilijnej życie młodych ludzi nie zasypiało, toczyło się przed osiedlowym blokiem.