- “Tydzień Trybunalski”: Został Ojciec przełożonym i kustoszem Sanktuarium Kalwaryjskiego. Co to oznacza? Czym będzie się Ojciec teraz zajmował?
- O. Gracjan: Jako kustosz będę sprawował opiekę nad tą przepiękną spuścizną duchową, która ma już ponad 400 lat, czyli nad całą Kalwarią (kompleks 44 kaplic i kościołów). Jeśli natomiast chodzi o funkcję gwardiana, to zajmować się będę prowadzeniem klasztoru.
- Nadzór i opieka nad takim kompleksem to ogromna odpowiedzialność. Czy pojawiły się u Ojca obawy, że będzie to ciężka i trudna praca? Jak Ojciec przyjął tę wiadomość?
- Tak, jest to na pewno wielka odpowiedzialność, ale czuję się bardzo dobrze, ponieważ jestem w ukochanej przez siebie Kalwarii. To w tym mieście zaczęło się wszystko – to miejsce oddziaływało na moje powołanie. Dzięki Matce Bożej Kalwaryjskiej jestem u Bernardynów i tak na prawdę wracam do źródeł. W tym roku obchodzę 25 lat życia zakonnego, więc trochę czasu już za mną. Z wielką radością jednak podejmuję się tego zadania, które stanęło przede mną. Oczywiście, jak do każdego wyzwania, do tego także podchodzę bardzo odpowiedzialnie i solidnie. Myślę, że podołam temu zadaniu, tym bardziej, że mam obok siebie wspaniałych współbraci.
Wiadomość tę przyjąłem bardzo spokojnie – bez wielkich i zbędnych emocji. Jestem zakonnikiem, który ślubował posłuszeństwo Panu Bogu wyrażone w woli przełożonych. A jeśli oni zadecydowali, to dla mnie jest to znak, że zadziałał tutaj też palec boży.
- Może Ojciec powiedzieć, że powrót do Kalwarii jest spełnieniem marzeń?
- Trudno tutaj mówić o marzeniach, bo człowiek w zakonie jest spisany na wolę bożą. Trzeba odpowiadać na to, czego Pan Bóg od nas oczekuje. Objęcie przeze mnie tej funkcji to kolejna moja odpowiedź na taki “znak” Boga.
Kalwaria jest miejscem, do którego wracam bez przerwy sentymentalnie. Jestem szczęśliwy, że mogę tutaj być. Czerpię z tego też korzyść osobistą, którą jest bliskość mojego domu rodzinnego. Oczywiście tęsknię też za Piotrkowem! Tam zostawiłem przyjaciół i kawałek swojego życia, z czym wiążą się piękne wspomnienia. Piotrków na pewno w pewien sposób utorował mi drogę do Kalwarii.
- Będąc w Piotrkowie, zdobył Ojciec pewne doświadczenie. Czy przydaje się ono Ojcu teraz?
- Tak. Doświadczenie zdobyte w Piotrkowie jest ogromne i procentuje teraz w mojej pracy. Bardzo przydatne jest doświadczenie w pracach konserwatorskich, które w Piotrkowie podejmowałem i które pomogły mi przetrzeć szlaki jeśli chodzi o tę dziedzinę życia zakonnego i życia kustosza oraz gwardiana. Łatwiej mi podchodzić do wszelkich problemów związanych z konserwacją zabytków. Druga rzecz to praca z ludźmi. Tutaj jako kustosz Sanktuarium, które oddziałuje właściwie na całą południową Polskę, umiem współpracować z samorządowcami, z mediami, itp. Śmiało mogę powiedzieć, że to, czego nauczyłem się w Piotrkowie, wykorzystuję teraz
- Co z Oratorium? Czy będzie je Ojciec tworzył w nowym miejscu?
- To byłoby trudne. Tutaj akurat czekają na mnie troszeczkę inne zadania i wyzwania. Mogę jednak powiedzieć, że rozmawiałem już z władzami miasta na temat bliski. Burmistrz miasta wyraził aprobatę podjęcia współpracy w tej dziedzinie i skorzystania z moich doświadczeń. Jeśli chodzi o Bazylikę, to nie wiem, czy będzie możliwość, aby stworzyć coś takiego jak Oratorium. Nie wiem, szczerze mówiąc, czy w ogóle będzie taka konieczność, ponieważ jakąś formę oddziaływania na młodzież i dzieci Bazylika posiada. Na pewno swoje doświadczenie dotyczące pracy z młodzieżą spróbuję przenieść na tutejszy grunt. Trzeba będzie szeroko otworzyć oczy, nastawić uszu i odpowiedzieć na zapotrzebowania, bo najgorzej, kiedy ktoś próbuje zrobić coś na siłę.
- Czego Ojciec życzyłby sobie?
- Jako takich życzeń nie mam, ponieważ zdaję się na wolę bożą. Ale najważniejsze jest dla mnie zdrowie i zrozumienie tych, z którymi pracuję. Reszta zawiera się w błogosławieństwie, o które proszę codziennie Boga nie tylko dla siebie, ale i dla tych, z którymi jestem i z którymi byłem – czyli codziennie modlę się za Piotrków i piotrkowian, których serdecznie chcę pozdrowić.
- Dziękuję bardzo za rozmowę!
- Dziękuję. Szczęść Boże.
Rozmawiała Magdalena Waga