Symulowaliśmy próbę odbicia osadzonego z konwoju, którego mieliśmy wieźć do publicznej placówki zdrowia. Pojazd konwojowy został unieruchomiony. W takim przypadku trzeba było szybko opuścić samochód i ewakuować osadzonego. Ćwiczyliśmy blisko jednostki, żeby nie narobić hałasu w mieście, ale równie dobrze akcja mogła zostać przeprowadzona pod szpitalem – powiedział sierżant Malesza, funkcjonariusz służby więziennej, etatowy dowódca grupy konwojowej Wszystkie procedury zostały zachowane - dodał.
- Staramy się, aby taki scenariusz nie był całkowicie oderwany od rzeczywistości. Ćwiczenia mają na celu zgranie i współdziałanie różnych służb mundurowych – powiedział z kolei porucznik Bartłomiej Turbiarz, rzecznik prasowy dyrektora okręgowego służby więziennej w Łodzi.
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ J. MIZERY
- Ćwiczenia tego typu służą wyrobieniu pewnych nawyków, które w sytuacji zagrożenia mogą ochronić życie nasze i więźnia – tłumaczył sierżant Malesza. - Zaskoczyło nas to, że osoby, które chciały przechwycić więźnia, tak blisko podjechały. Gdyby to działo się naprawdę, po takiej wymianie ognia, pewnie nikt by nie przeżył – dodał. Na szczęście do takich sytuacji nie dochodzi często albo nie dochodzi wcale. – Bunty bardzo rzadko się zdarzają – mówił podporucznik Jakub Białkowski oficer prasowy aresztu w Piotrkowie. - Zwłaszcza w naszej jednostce. Jednakże agresja jest częsta. Podczas ćwiczeń osadzeni odmówili wyjścia ze “spacerniaka”, my często spotykamy się z tym w celach mieszkalnych. Wtedy też trzeba użyć siły.
Ćwiczenia zakończyły się sukcesem. Wszystko przebiegło zgodnie z planem, a osadzony wrócił do aresztu.
Joanna Szczepańska